Nieszczęśliwe związki – jaka jest ich tajemnica?

Nieszczęśliwe związki – od dawna ludzie próbowali odpowiadać na pytanie, co stanowi o dobrym związku. Pewnie zdarzyło Wam się słyszeć (lub wypowiadać) komentarze typu: Oni mają naprawdę dobry związek, dobrali się jak w korcu maku! Czy: Jak oni ze sobą wytrzymują? On taki miły, a ona taka wredna.

Dlaczego jedni z nas potrafią zbudować szczęśliwy związek, a inni przez lata żyją jak przysłowiowy „pies z kotem”? Jak wygląda tworzenie związków z perspektywy psychoanalitycznej? Spróbuję opisać to w bardzo dużym skrócie. 

Nieszczęśliwe związki a nasi rodzice

Zacznijmy od Henry’ego Dicks’a, jednego z pierwszych psychoanalityków pracujących z parami w Wielkiej Brytanii w latach 50-tych. Uznał on, że wchodząc w związek małżeński, identyfikujemy się z rodzicem tej samej płci. Według niego współmałżonka szukamy na bazie tego, jaki był rodzic przeciwnej płci. Szukamy w wybranej przez siebie osobie tych samych cech lub ich przeciwieństw.

Aktualnie uznaje się, że dynamika ta jest bardziej skomplikowana i że na wybór partnera czy partnerki istotny wpływ mają oboje rodzice. Szukamy (lub chcemy uniknąć) kogoś, kto byłby połączeniem matki i ojca.

Innymi słowy, wchodzimy w związek ze świadomymi i nieświadomymi oczekiwaniami w stosunku do swojego partnera. Mamy dostęp do świadomych oczekiwań. Możemy mieć jasno określone preferencje co do wyglądu, wykształcenia, światopoglądu, zainteresowań, planów na przyszłość etc. Nieświadome motywacje często przez długi czas mogą pozostawać w ukryciu. Nie zmienia to faktu, że w jakimś sensie WIEMY, jaki ma być nasz partner czy nasza partnerka. 

Zakochanie

To – czyli nasze nieświadome motywacje, o których wspomiałam wyżej –  właśnie może być źródłem naszych późniejszych kłopotów. Natura procesu zakochania sprawia, że nie widzimy w partnerze cech, które do naszego wyobrażonego obrazu nie pasują. Jeśli związek się rozwija, zaczynamy się lepiej poznawać. Wtedy okazuje się, że nasz partner/partnerka ma cechy, które nie mieściły się w naszych fantazjach. Możemy przeżywać zdziwienie, rozczarowanie, żal, a nawet poczucie oszukania przez drugą stronę. Tutaj otwiera się przestrzeń na przynajmniej dwa rozwiązania. Można przeżyć to rozczarowanie i zaakceptować wybraną przez siebie osobę lub nie zgodzić i na różne sposoby próbować zmienić osobę, by odpowiadała naszym oczekiwaniom.

Związki a powrót do dzieciństwa

Inny psychoanalityk, Christopher Bollas uważał, że w wyborze partnera kierowani jesteśmy pewnym nieświadomym pragnieniem. To pragnienie powrotu do relacji na wzór relacji z bardzo wczesnego dzieciństwa. Jeśli mieliśmy wówczas wystarczająco dużo szczęścia, mieliśmy dobry kontakt z matką. Matka rozpoznawała nasze potrzeby i reagowała na nie.  Widziała nasz płacz, rozumiała, że jesteśmy głodni i karmiła nas. Doświadczyliśmy wówczas czegoś w pewnym sensie magicznego: oto jest obok nas ktoś, kto potrafi zamienić głód w sytość! Mieliśmy mokro, a nasz opiekun/ka zmieniał/a nam pieluchę. Mogliśmy odkryć, że ktoś zamienia dyskomfort w komfort. Nie musieliśmy w tym celu ani uświadamiać sobie naszych potrzeb, ani ich werbalizować. Ponieważ wtedy to działało, bardzo często pragniemy powrotu tego doświadczenia w naszych dorosłych relacjach. Ile razy słyszymy: „nie chcę mu/jej wszystkiego mówić, czy on/ona nie może się domyśleć”? Zaspokojenia pragnień szukamy nie tylko w partnerze. Możemy myśleć, że wspólne działanie, jak np. zakup nowego domu, przeprowadzka do innego kraju czy kolejne dziecko sprawią, że wszystko potoczy się inaczej. Tym samym dyskomfort zmieni się w komfort. Oczekujemy powrotu dobrego samopoczucia jak we wczesnym dzieciństwie. Jest to niemożliwe w świecie dorosłych i to skazuje nas na na kolejne bolesne rozczarowanie i…nieszczęśliwe związki.

Świadomy i nieświadomy wybór partnera/partnerki

Współcześni psychoanalitycy pracujący z parami, jak Mary Morgan czy Stanley Ruszczyński, zastanawiają się nad nieświadomą dynamiką odpowiedzialną za tworzenie się par oraz nad tym, jak wspólne pragnienia i lęki mogą przyczyniać się do rozwoju lub zatrzymania rozwoju pary. Każdy związek ma sobie jednocześnie potencjał do rozwoju, jak i zastoju czy powrotu do wcześniej określonych pozycji. To naturalne, że na świadomym poziomie pragniemy powrotu dobrych doświadczeń oraz chcemy uniknięcia tych złych. Często dzieje się w naszych związkach jednak dokładnie odwrotnie. Dlaczego? Ponieważ o tworzeniu pary decyduje w dużej mierze nasz nieświadomy dobór. Może się on sprowadzać do szukania rozwiązań nie tyle dla nas dobrych, co znanych nam z przeszłości. Jeśli coś jest znane, to w pewnym sensie także jest bezpieczne. Sztandarowym przykładem takiego wyboru jest związanie się z osobą mającą problem z alkoholem czy przemocą. Często dzieje się tak, jeśli takie problemy były obecne w domu rodzinnym.

Związki – co przyczynia się do wyboru partnera/partnerki?

Niezwykle istotna staje się odpowiedź na pytanie: dlaczego ze wszystkich osób na świecie wybrałam/wybrałem właśnie jego/ją? Jak to się dzieje, że cechy partnera, które początkowo wydawały nam się pociągające, po jakimś czasie zaczynają przeszkadzać? Nieszczęśliwe związki polegają na na tym, że w pewnym momencie cechy stają się tak trudne do zniesienia, że pojawia się myśl o rozstaniu.

Dzieje się tak, ponieważ mamy w sobie część, której z różnych ważnych dla siebie powodów nie lubimy czy akceptujemy. Chcemy ją ukryć przed innymi i sobą. Znalezienie partnera, który będzie miał tę nielubianą cechę jest świetnym rozwiązaniem. Dlaczego? Pozwala nam mieć kontakt z wszystkimi częściami siebie, a jednocześnie dalej myśleć, że nie posiadamy części, której nie akceptujemy. Tutaj pojawiają się przynajmniej dwie możliwości: mogę cały czas zaprzeczać istnieniu jakiejś części siebie albo mogę skorzystać z bycia w związku i zobaczyć, że to jest moja część, zrozumieć ją i skorzystać z niej w swoim rozwoju. 

Podczas pisania tego tekstu korzystałam z książki pod redakcją Davida i Jill Scharff Psychoanalytic Couple Therapy: Foundations of Theory and Practice, Karnac Books, 2014.

 

nieszczęśliwe związki psychoterapia ursynów karolina pniewska
Napisała Karolina Pniewska

 

 

Złość i miłość – czy mogą iść w parze?

Złość nie zawsze jest widoczna na pierwszy rzut oka. W tym tekście opiszę Wam, jak może uzewnętrznić się złość i czego może dotyczyć.

Czasem spotkamy osoby, które są przygnębione i wycofane z życia, choć nie straciły nikogo bliskiego. Patrząc stereotypowo, możemy pomyśleć „coś go / ją gryzie od środka, jest taki depresyjny / taka depresyjna„.

Ukryta złość, czyli przykład Pani Y

Wyobraźmy sobie Panią Y. Zdawać by się mogło, że zewnętrznie Pani Y ma w miarę ustabilizowane życie. Pracę, dom, męża. Ale jest przygnębiona, zniechęcona, apatyczna, cierpi na bezsenność. Gdy pytamy ją samą, „jak myślisz, co się dzieje?„, nie uzyskujemy jasnej odpowiedzi. Pani Y nie wie, dlaczego tak się czuje. Nikogo nie straciła, nikt nie umarł, a ona jest taka przygnębiona.

Odpowiedź jest ukryta. To, co się dzieje z Panią Y, jest nieświadomym procesem. Słyszymy od Pani Y szereg skarg i wyrzutów wobec siebie. Jest okropna, nieczuła, opuszczająca, chłodna . To niekończąca się lista najgorszych epitetów pod własnym adresem. Nie trzeba chyba dodawać, że Pani Y myśląc o sobie w taki sposób, przeżywa poczucie winy i spodziewa się krytyki.

Natura ludzka jest różna, mamy różne odsłony, doświadczamy różnych uczuć. Ale nie czujemy u Pani Y tej ambiwalencji, a głównie surowość wobec siebie. Co ciekawe, Pani Y siebie dewaluowała, zaś męża „wynosiła na piedestał”. Z czasem można by było odkryć, że wcale takim ideałem nie był. A zarzuty Pani Y wobec siebie były efektem jej złości wobec męża.

Złość a superego

Gdy ktoś nas zawiódł czy zranił, to naturalne uczucie to żal, złość na tą osobę. W depresji to się nie dzieje. Złość łączy się z instancją, którą każdy z nas ma. To „moralizujący”, nasze sumienie – w języku psychoanalizy nazwane superego. Pod wpływem złości, która się tak gromadzi, superego jest zasilane, staje się surowe i karzące. Zaczyna się srożyć przeciwko „ja”. To sprawia, że osoba czuje się wyjałowiona ze wszystkiego co dobre, pusta, nieatrakcyjna, tak jak Pani Y.

Wydaje się to trochę dziwne, że ktoś może się złościć na siebie, szkodzić sobie i jednocześnie przy tym trwać.  Są tu ukryte nieświadome korzyści. Gdy czujemy złość, możemy mieć lęk, że ona zagraża miłosnym uczuciom. Pani Y wycofała złość do siebie, próbując chronić relacje i miłosny związek ze swoim mężem przed rozczarowaniem, zawodem. W ten sposób chroniła dobry obraz swego męża. Nie chciała stracić tego idealnego wyobrażenia. Pani Y poczuła ulgę też dlatego, że nagromadzona w niej złość znalazła ujście. Na poziomie nieświadomym utożsamiła się z mężem – karząc siebie, karała również jego. Przy tych nieświadomych korzyściach są też wyraźne szkody, bo Pani Y też cierpiała.

Psychoterapia pomaga w uświadamianiu tego, co czujemy i dlaczego. Pomaga integrować i akceptować różne uczucia, różne strony siebie i innych. Dzięki temu świat staje się bardziej zrozumiały,  a relacje zdrowsze.

Pisząc artykuł korzystałam z pracy S. Freuda z 1917 r. „Żałoba i melancholia”.

Przykład jest wymyślony, aby zobrazować problematykę.

Pomagam w pogłębianiu refleksji i ciekawości siebie. Większa świadomość siebie i zrozumienie przyczyn trudności emocjonalnych stwarza możliwości do zmian. Zapraszam na psychoterapię indywidualną Sylwia Wieczorek
Napisała Sylwia Wieczorek.

Dayne Topkin

 

Choroby psychosomatyczne – trauma zamknięta w ciele

Czy choroby psychosomatyczne mają związek z przeżyciami?

Czasem, kiedy poznajemy historie trudnych dziecięcych doświadczeń, zastanawiamy się, jak to możliwe, że dziecko przetrwało fizycznie i psychicznie sytuacje, o których trudno jest nawet słuchać. Często na życie osoby szukającej pomocy u psychoterapeuty składa się wiele lat przemocy, opuszczenia czy różnego rodzaju fizycznych i emocjonalnych nadużyć. Jak to możliwe, że osoba, która tyle przeszła radzi sobie w życiu, zakłada rodzinę, funkcjonuje „normalnie”? W tym krótkim tekście chciałabym skupić się na obronach, które pozwalają dziecku przetrwać traumatyczne sytuacje. Niektóre z tych obron  o chronicznym charakterze przynoszą w konsekwencji chorobę – ból ciała. Choroby psychosomatyczne są właśnie zapisaną w ciele informacją o bólu psychicznym.

Co pamięta nasze ciało?

Judith Herman w książce „Przemoc – uraz psychiczny i powrót do równowagi” opisuje, jak patologiczne środowisko w dzieciństwie prowadzi do powstania anomalnych stanów świadomości. W stanach tych nie istnieją zwykłe relacje między ciałem a umysłem. Powodują one objawy somatyczne i psychiczne, które są zaszyfrowaną informacją o wspomnieniach. Ciało, które boli, ulega urazom, choruje, sztywnieje lub automatycznie się cofa, kiedy ktoś się zbliża, które nie doświadcza przyjemności, lecz raczej stałego napięcia. Ciało pamięta nadużycie, a jego reakcje stanowią drogę do niechcianych wspomnień.

Jak dziecko adaptuje się do patologicznej sytuacji?

Dziecko, które wychowuje się w patologicznym środowisku musi znaleźć sposób, aby się zaadaptować do nienormalnej sytuacji. Ta adaptacja służy nie tylko fizycznemu czy psychicznemu przetrwaniu, lecz także ocaleniu pierwotnego przywiązania do rodziców w obliczu codziennych dowodów ich złej woli, bezradności lub obojętności. Dziecko nie może wpłynąć na rzeczywistość, więc zmienia ją w swoim umyśle.Broni się wierząc, że nadużycie nie miało miejsca: zaprzecza wydarzeniom, minimalizuje ich znaczenie lub używa mechanizmu dysocjacji – odrywa się od swoich przeżyć, aby nie czuć. Może wtedy mieć poczucie bycia poza swoim ciałem, psychicznie stając się obserwatorem wydarzeń, w których uczestniczy. Dysocjując się od ciała może nawet nie czuć fizycznego bólu. Mogą wtedy pojawić się choroby psychosomatyczne.

Dlaczego dziecko czuje się winne przemocy?

Kiedy dziecku nie udaje się uniknąć konfrontacji z faktem nadużycia, musi stworzyć sobie taki system wartości, który usprawiedliwi to, co się rzeczywiście wydarzyło lub wydarza. Często znajduje wyjaśnienie, że przyczyną nadużycia jest tkwiące w nim zło. Umieszczenie winy w sobie pozwala znaleźć sens tego, co się przytrafiło i jednocześnie ocalić pierwotne przywiązanie do rodziców. Często poczucie winy wynika też z faktu, że dziecko słyszy wprost od przemocowych rodziców/opieków, że to ono jest winne przemocy i że na nią zasłużyło. W przypadku nadużycia seksualnego doświadczenie przez dziecko przyjemności seksualnej czy przychylność sprawcy wobec niego również w przekonaniu dziecka świadczą o jego własnej podłości.

Jak powstaje „fałszywe Ja”?

Przekonanie o byciu złym jest kompensowane przez wysiłki dziecka, aby być grzecznym, spełniającym oczekiwania, zdobywającym dobre stopnie czy społecznie dostosowanym. Dziecko nie jest w stanie wypracować spójnego obrazu siebie, wyposażonego w umiarkowane zalety i dające się tolerować wady.   Jest to jednym z ważnych celów rozwojowych. Swoją skrajnie negatywną tożsamość maskuje przystosowanym społecznie „fałszywym Ja”. Staje się dzieckiem, które nie sprawia problemów, odpowiedzialnym, pomocnym, najlepszym uczniem. Jego autowizerunek staje się  sztywny i jednocześnie rozszczepiony: na część silną, radzącą sobie („fałszywe Ja”) i słabą, bezradną, opuszczoną („prawdziwe Ja”, na które nie ma miejsca). W takich warunkach dziecko w swoim rozwoju nie jest w stanie zintegrować swojej tożsamości. Jego osobowość jest pofragmentowana i nie pozwala na rozwój normalnego poczucia niezależności w związkach z innymi. Dlatego też tak trudno jest mu w dorosłości odseparować się fizycznie lub/i emocjonalnie od rodziny pochodzenia. Trudno mu stworzyć dojrzały związek, mieć satysfakcjonujące życie. Często – pomimo potencjalnych możliwości, dorosła osoba nie może wyjść z emocjonalnej pułapki, w której wyrosła.

Choroby psychosomatyczne – czym są i o czym nam mówią objawy z ciała?

            Objawy psychosomatyczne to między innymi: bóle, brak poczucia ciała, tężyczka, migreny, osłabiona odporność, powtarzające się urazy ciała i wiele innych.  Są one wynikiem pierwotnego obronnego rozszczepienia pomiędzy ciałem a umysłem, w wyniku doświadczenia trudnego do zniesienia traumatycznego stanu. Joyce McDougall podejmuje ten temat w książce „Teatry ciała”.  Mc Dougall pisze, że poprzez cofnięcie się do psychosomatycznego sposobu reagowania na konflikt i ból psychiczny dziecko lub osoba dorosła może bronić się przed cierpieniem psychicznym. Nieświadomie usuwa ze swojej świadomości pewne spostrzeżenia, myśli, emocje czy fantazje. Ich miejsce zajmują reprezentacje konkretne, czyli odczucia z ciała, które są zaszyfrowaną informacją o doświadczeniu psychicznym. Ponieważ ciało, tak jak umysł, podlega przymusowi powtarzania (reakcja somatyczna przypomina o doświadczonej i wypartej traumie), proces terapii daje szansę odszyfrowania tego, co niedostępne i niewysłowione. Psychoterapia pozwala powoli nadawać znaczenie objawom somatycznym. Poszerza przestrzeń psychiczną wokół konkretnego cielesnego cierpienia, rozwija umysłowy obrazu ciała, w którym jest miejsce na płynące z niego sygnały. Stopniowo  umożliwia łączenie doświadczeń konkretnych-cielesnych i symbolicznych-psychicznych.

Jak zrozumieć swoje ciało?

Poprzez choroby psychosomatyczne nasze ciało do nas mówi. Jeżeli uda się nam ten język odszyfrować, uwolnimy je od bólu, który znajdzie wyraz w świadomych przeżyciach, również bolesnych, lecz dających się przepracować w procesie terapii. Mechanizm rozdzielenia odczuć cielesnych i psychicznych jest sposobem na obronę przed emocjonalnym cierpieniem. Ich integracja jest związana z przeżyciem cierpienia emocjonalnego. Większe możliwości osoby dorosłej i obecność psychoterapeuty sprawiają jednak, że cierpienie to – w przeciwieństwie do sytuacji z dziecięcych lat życia – jest możliwe do doświadczenia i przeżycia. Dzięki temu staje się możliwe ukojenie cielesnego i emocjonalnego bólu – zmniejszenie wpływu wcześniejszych traumatycznych doświadczeń na obecne życie.

 

choroby psychosomatyczne psychoterapia ursynów ewa szczygielska
Napisała Ewa Szczygielska

W poszukiwaniu ram pojęciowych do opisu objawów psychosomatycznych odniosłam się do książek „Przemoc – uraz psychiczny i powrót do równowagi” Judith Herman, „Teatry Ciała” Joyce oraz do artykułu „Budując mosty między ciałem a umysłem” Barbary Shapiro.
Zdjęcie: autorki Larm Rmah, źródło: Unplash

Sny a ich znaczenie

Sny – jaki macie do nich stosunek? Myślicie o nich, czy w ogóle się nimi nie zajmujecie? Uważacie, że mówią o tym, co ma się Wam wydarzyć czy co Wam się wydarzyło? A może nie rozumiejąc ich, uznajecie je za zbyt absurdalne i zapominacie o nich zaraz po tym, jak Wam się przypomną?

Sny ciekawią ludzi od tysiącleci. Najczęściej nadawano im znaczenie prorocze. Ciekawym opisem takiego proroctwa jest historia o Aleksandrze Macedońskim, któremu przed zdobyciem Tyru przyśnił się satyr tańczący na tarczy. Jego tłumacz snów podzielił rzeczownik „satyros” (satyr) na „sa” (po grecku „twój”) i „Tyros” (Tyr), przepowiadając wodzowi „Tyr jest Twój”, co zachęciło Aleksandra do podjęcia działań wojennych, które poskutkowały zdobyciem miasta. Niesamowite, prawda? Nic tylko sięgać po sennik! Niestety, sprawa nie jest taka prosta…

Senniki raczej zawodzą, co opiszę później. Dużo rzetelniejszym narzędziem do tego, by zrozumieć sny, okazała się interpretacja marzeń sennych zaproponowana przez Freuda. W swoim wiekopomnym dziele „Objaśnianie marzeń sennych” postulował on, że sny mówią przede wszystkim o śniącym. Odzwierciedlają jego życie psychiczne – głównie treści wyparte, czyli te, których nie chcemy o sobie wiedzieć.

Freud uważał, że marzenia senne spełniają wiele użytecznych funkcji. Są np. strażnikiem naszego snu. Zdarzyło Wam się może śnić, na dźwięk budzika, o tym, że właśnie go wyłączyliście, wstaliście, a nawet wyszliście do pracy? Wszystko po to, by nie musieć się budzić! Co więcej, zdaniem Freuda, w marzeniach sennych próbujemy przede wszystkim spełniać nasze pragnienia. Znajome małe dziecko śniło niedawno o tym, że jadło parówki – danie, które uwielbia, a którego nie chcą mu serwować rodzice. Przynajmniej we śnie sobie pojadło…

Sny dorosłych – jak do nich podejść?

Ze snami dorosłych sprawa nie jest już tak czytelna. Dorośli mają dość mocno wykształconą instancję wewnętrzną zwaną superego, która niczym cenzor stoi na straży wszelkich norm, zasad oraz reguł społecznych. Nasze superego nie lubi, gdy nasze id (które chce zaspakajać nasze wszelkie pragnienia) hula bezkarnie. Ego śpiącego ma więc nie lada zadanie – musi we śnie starać się zaspokoić zarówno roszczenia id, jak i surowe zakazy superego. Używa w tym celu licznych sposobów, które mają przed superego zamaskować to, o czym marzy id, a jednocześnie, w tajemnicy przed superego, próbować realizować pragnienia id. Ego uruchamia więc tzw. pracę marzenia sennego, która ma przekształcić treść ukrytą (tę niedozwoloną) w treść jawną (czyli fabułę, która nam się de facto śni). Gdy robi to dość skutecznie, nasze sny są dla nas często dość absurdalną historią, z której niewiele dla nas na pierwszy rzut oka wynika. Jak widzicie, mamy więc powody, by mieć absurdalne sny, więc takie je produkujemy. Ważne jednak, by się tym nie zrażać i jednak chwilę się nad nimi zastanowić.

W następnym odcinku podam Wam dwa przykłady snów i sposobów ich rozumienia. Spróbuję pokazać, że to złudne, by dosłownie rozumieć nasze sny. Jeden sen będzie z dzieła samego Freuda, a drugi taki, który mógłby się przyśnić i Tobie, i mnie.

Do poczytania za 10 dni! 

I jeszcze źródło:
Historię na temat snu Aleksandra Macedońskiego zaczerpnęłam z książki „Objaśnianie marzeń sennych” (Z.Freud, Wydawnictwo KR, Warszawa, 1996, strona 101).
 

sny psychoterapia ursynów Hanna Lisowska
Napisała Hanna Lisowska

Marzenia senne – sny mają przyszłość

Marzenia senne to „produkt końcowy” walki sił w naszych snach. Wiemy już trochę o tym, czym są sny i jakie siły w nas walczą – pisałam o tym w poprzednim wpisie o snach. Proponuję Wam do niego zajrzeć, aby dobrze zrozumieć ten tekst.  

Marzenia senne są niejasne, niekiedy absurdalne, albo z pozoru oczywiste, ale czy na pewno? Zobaczmy, jak możemy próbować odszyfrować, o czym są sny.

Sny, które Wam dziś opiszę, posłużą do opowieści, jak możecie próbować rozumieć ich znaczenie.Pierwszy przykład snu jest autorstwa pacjentki Freuda. Drugi jest wymyślony przeze mnie – mógłby pojawić się na sesji w gabinecie terapeuty.

Marzenia senne według Freuda

Jednym z moich ulubionych przykładów snu opisanych przez Freuda jest sen jego pacjentki, o tym, jak nie udawało jej się zorganizować przyjęcia, mimo, że bardzo chciała. Śniła, że nic nie mogła kupić, bo wszystkie sklepy były już zamknięte, a w domu miała tylko mały kawałek łososia. Musiała więc zrezygnować ze swojego pomysłu. Zapytacie pewnie, jak ten sen spełnia więc jej pragnienie? Zdaje się ją tylko frustrować!

Na podstawie skojarzeń pacjentki do snu, jej uczuć oraz jej wspomnień udało się dokonać następującej rekonstrukcji: poprzedniego dnia pacjentka rozmawiała ze swoja znajomą- kobietą, która namawiała ją, by pacjentka zorganizowała w swoim domu przyjęcie, na którym znajoma mogłaby dobrze pojeść i przytyć, bo cierpiała na niedowagę. Pacjentka natomiast była zazdrosna o swojego męża, który szczęśliwe dla niej wolał bardziej okrągłe kobiety. Bała się jednak, że jeśli znajoma przytyje, to spodoba się jej mężowi.

Treść ukryta snu, dostępna tylko poprzez skojarzenia pacjentki, brzmiała więc następująco: „Nie wyprawię przyjęcia, bo przytyjesz i mój mąż zwróci na Ciebie uwagę”. Czy domyślacie się, jak rozumieć kawałek łososia ze snu? Pacjentka powiedziała, że to ulubiony przysmak znajomej. Można powiedzieć, że w ten sposób we śnie pokazała znajomej „figę z makiem”, triumfując nad nią – „mam to, czego pragniesz, ale Ci nie dam”. Sen uspakajał lęk pacjentki o przyszłość jej małżeństwa. Oczywiście w treści jawnej snu nie ma o tym wszystkim mowy. Co więcej, fabuła zapewne zadowala superego pacjentki. Dla superego może ona pozostać zwyczajną kobietą, radzącą sobie ze zwykłymi przeciwnościami losu, a nie zazdrosną partnerką knującą intrygi.

Co pomaga interpretować sny?

Jak widać na tym przykładzie, do interpretacji marzeń sennych niezbędne są skojarzenia śniącego i jego własne wspomnienia. Bez tych elementów treść ukryta snu nie może zostać rozwiązana. Tym samym senników nie trzeba traktować poważniej niż z dużym przymrużeniem oka. Oczywiście, oparte są one na symbolach wspólnych nam wszystkim od wieków. Jednakże, każdy symbol, oprócz swojego ogólnego znaczenia, ma przede wszystkim znaczenie indywidualne, inne dla każdego śniącego.

Sen pacjentki Freuda o łososiu możemy potraktować humorystycznie. Jest nieco zabawny, poza tym, nie dotyczy nas. Co jednak zrobić, gdy własne sny nas wcale nie śmieszą, co więcej – niepokoją?

Wyobraźmy sobie, że młoda kobieta śni, że do jej domu włamuje się mężczyzna. We śnie jest przerażona, a włamywacz, choć nic nie kradnie, rozsiada się wygodnie w jej mieszkaniu i wcale nie zamierza go opuszczać! Ona go nie zna, wydaje się jej jakimś okropnym, obcym typem, który bezprawnie wszedł do jej domu.

Załóżmy, że kobieta ta niedawno dowiedziała się, że jest w ciąży, którą zresztą planowała ze swoim partnerem. Sen natomiast przyśnił się jej tuż po informacji o ciąży. Gdyby zwrócić jej uwagę na tę zbieżność, mogłaby dopuścić do siebie taką intereptację, że tym włamywaczem ze snu może być jej mąż, który w takim razie ją „nieźle urządził”! Albo jej dziecko…

Jeśli uda jej się rozwinąć tę myśl, może dojść do głosu jej lęk o to, jak będzie wyglądało jej życie po porodzie. Niechęć do męża za to, „co zrobił”, albo do dziecka, które się pojawi i nie wyjdzie już z jej życia, a co gorsza, zmieni je bezpowrotnie. Co więcej, dużo jej zabierze, choćby coś tak podstawowego, jak np. wolność.

Marzenia senne – czemu mogą służyć?

Gdyby pacjentka mogła pozwolić sobie na takie myśli i uczucia, mogłoby to być bardzo owocne. Każda partnerka choć raz poczuła wrogość do partnera (i odwrotnie), a każdemu rodzicowi choć raz przeszła przez głowę nienawistna myśl skierowana do swojego dziecka. Jeśli pacjentka zda sobie sprawę z tych uczuć, to jej pomoże. Uchroni bowiem ją przed agresywnymi działaniami, których może nie być świadoma. Jeśli dotyczyć będą partnera, to jeszcze „pół biedy”. Partner jest dorosły i może się ochronić – dziecko nie może. Działaniem, które uderzałoby w dziecko, mógłby być dłuższy wyjazd z partnerem bez dziecka w jego wczesnym niemowlęctwie, zbyt wczesny powrót do pracy, czy inne zachowania matki, które nie służą ani dziecku, ani jego relacji z matką.

Jeśli ta kobieta zrozumiałaby swoje marzenia senne, stałaby się świadoma swoich niechętnych uczuć. Wtedy mogłaby z nimi dużo zrobić – myśleć o nich, a w konsekwencji o tym, jak o siebie zadbać (widać, że bardzo tego potrzebuje), bez odrzucania dziecka oraz swojego partnera.

Marzenia senne mogą otworzyć drogę do uczuć, których nie możemy lub nie chcemy być świadomi. Warto więc myśleć o snach, o skojarzeniach do nich, o tym, jak się czuliście we śnie i co sądzicie, że Wasz sen może znaczyć. Niestety, snami dużo trudniej zajmować się samodzielnie, a zdecydowanie łatwiej w psychoterapii, do czego Was zachęcam.

Źródło: Sen pacjentki Freuda „o łososiu” zaczerpnęłam z książki „Objaśnianie marzeń sennych” (Z.Freud, Wydawnictwo KR, Warszawa, 1996, strona 139).

 

marzenia senne psychoterapia ursynów Hanna Lisowska
Napisała Hanna Lisowska

Szaleństwo – w tym jest metoda

Szaleństwo – czy jest „przepis” na to, żeby zwariować?

Najlepiej zobrazuję Wam stany z pogranicza szaleństwa, posługując się przykładami filmów.

Weźmy taki “Dzień świra” Marka Koterskiego – sam tytuł zapowiada, że Adaś Miauczyński wkroczył w szaleństwo. Przypuszczam, że on sam mógłby jednak powiedzieć, jak bardzo się stara, żeby wszystko było normalnie. Zgodnie z jego słowami: “moja jest tylko racja, i to święta racja. Bo nawet jak jest Twoja, to moja jest mojsza niż Twojsza. Że właśnie moja racja jest najmojsza.”

Po co Adasiowi ta piętrowa konstrukcja, która zamiast spokoju przynosi lęk w każdej chwili dnia? Może tak bardzo się boi tego, że każde zdarzenie, każdy spotkany człowiek może wywołać w nim jakieś uczucia?

Szaleństwo – co w tym strasznego?

Czyż to nie straszne, że gdy uczucia do Ciebie przyjdą, to “siedzą i siedzą i nie można się nijak ich pozbyć, lub rozkazać, aby siedziały cicho” (to znowu Adaś Miauczyński)? Taki rodzaj urazy, że w ogóle mam uczucia jest charakterystyczny dla osób z zaburzeniem osobowości narcystycznej.

Mogę się też bać uczuć, kiedy nie daje się z nimi zrobić nic, żeby były bezpieczne – kiedy chciałbym, żeby były mniejsze, albo żeby się dało je odłożyć i podnieść w dowolnym momencie. Taka kontrola nad uczuciami pojawia się w nerwicy natręctw, na którą cierpi Miauczyński.

Zatem mamy gotowy przepis wypowiedziany słowami Adasia: jeśli chcesz przekroczyć granicę szaleństwa, to spróbuj kontrolować swoje uczucia lub pozbyć się ich, a wrócą do Ciebie spotęgowane po wielokroć.

Inny aspekt psychiki obrazuje film “Dzikie historie” Pedro Almodovara. Opowiada krótkie historie, które łączy jedno: mordercze fantazje, które każdy z nas może mieć. Pojawiają się, kiedy uczucia przekraczają granice wytrzymałości. Ręka do góry, kto nigdy w życiu nie chciał zabić, bo czuł się skrzywdzony czyimś postępowaniem. Film pokazuje te fantazje w bardzo konkretnych działaniach bohaterów.

Jaki to ma związek z szaleństwem?

Jeśli mielibyśmy realizować każdą fantazję i wszystkie uczucia, nasz świat przypominałby chaos zderzających się cząsteczek w środku słońca. To, co nam pomaga nie zwariować to świadomość, że uczucia są w nas i to od nas zależy, czy zmienimy je w konkretne realne działania. To nie uczucia są złe, tylko niektóre czyny będące ich następstwem.

Nie warto bać się swoich uczuć. Myślenie o nich może pomóc wybrać nam zachowanie, które będzie zgodne z nami, a którego jednocześnie nie będziemy musieli żałować.

Jeśli chcecie poczytać o tym, że można bać się lęku, zajrzyjcie do książki Oblicza lęku Fritza Riemanna, Wyd. WAM, Kraków 2005.

 

nerwica natręctw osobowość narcystyczna psychoterapia ursynów edward buzun
Napisał Edward Buzun