Szaleństwo – w tym jest metoda

Szaleństwo – czy jest „przepis” na to, żeby zwariować?

Najlepiej zobrazuję Wam stany z pogranicza szaleństwa, posługując się przykładami filmów.

Weźmy taki “Dzień świra” Marka Koterskiego – sam tytuł zapowiada, że Adaś Miauczyński wkroczył w szaleństwo. Przypuszczam, że on sam mógłby jednak powiedzieć, jak bardzo się stara, żeby wszystko było normalnie. Zgodnie z jego słowami: “moja jest tylko racja, i to święta racja. Bo nawet jak jest Twoja, to moja jest mojsza niż Twojsza. Że właśnie moja racja jest najmojsza.”

Po co Adasiowi ta piętrowa konstrukcja, która zamiast spokoju przynosi lęk w każdej chwili dnia? Może tak bardzo się boi tego, że każde zdarzenie, każdy spotkany człowiek może wywołać w nim jakieś uczucia?

Szaleństwo – co w tym strasznego?

Czyż to nie straszne, że gdy uczucia do Ciebie przyjdą, to “siedzą i siedzą i nie można się nijak ich pozbyć, lub rozkazać, aby siedziały cicho” (to znowu Adaś Miauczyński)? Taki rodzaj urazy, że w ogóle mam uczucia jest charakterystyczny dla osób z zaburzeniem osobowości narcystycznej.

Mogę się też bać uczuć, kiedy nie daje się z nimi zrobić nic, żeby były bezpieczne – kiedy chciałbym, żeby były mniejsze, albo żeby się dało je odłożyć i podnieść w dowolnym momencie. Taka kontrola nad uczuciami pojawia się w nerwicy natręctw, na którą cierpi Miauczyński.

Zatem mamy gotowy przepis wypowiedziany słowami Adasia: jeśli chcesz przekroczyć granicę szaleństwa, to spróbuj kontrolować swoje uczucia lub pozbyć się ich, a wrócą do Ciebie spotęgowane po wielokroć.

Inny aspekt psychiki obrazuje film “Dzikie historie” Pedro Almodovara. Opowiada krótkie historie, które łączy jedno: mordercze fantazje, które każdy z nas może mieć. Pojawiają się, kiedy uczucia przekraczają granice wytrzymałości. Ręka do góry, kto nigdy w życiu nie chciał zabić, bo czuł się skrzywdzony czyimś postępowaniem. Film pokazuje te fantazje w bardzo konkretnych działaniach bohaterów.

Jaki to ma związek z szaleństwem?

Jeśli mielibyśmy realizować każdą fantazję i wszystkie uczucia, nasz świat przypominałby chaos zderzających się cząsteczek w środku słońca. To, co nam pomaga nie zwariować to świadomość, że uczucia są w nas i to od nas zależy, czy zmienimy je w konkretne realne działania. To nie uczucia są złe, tylko niektóre czyny będące ich następstwem.

Nie warto bać się swoich uczuć. Myślenie o nich może pomóc wybrać nam zachowanie, które będzie zgodne z nami, a którego jednocześnie nie będziemy musieli żałować.

Jeśli chcecie poczytać o tym, że można bać się lęku, zajrzyjcie do książki Oblicza lęku Fritza Riemanna, Wyd. WAM, Kraków 2005.

 

nerwica natręctw osobowość narcystyczna psychoterapia ursynów edward buzun
Napisał Edward Buzun

Certyfikacja w psychoterapii – dlaczego jest ważna?

Certyfikacja w psychoterapii jest ważna, ponieważ jest wiele osób wykonujących zawód psychoterapeuty. Widzimy, jak często hasło „psychoterapia Warszawa” jest wpisywane do wyszukiwarki internetowej. Czy jednak wpisujący je wiedzą, kogo tak naprawdę szukają? Ten wpis pomoże Ci zrozumieć, dlaczego certyfikacja ma znaczenie dla pacjenta. 

Na początek definicja – psychoterapeuta to osoba, która ukończyła studia magisterskie (nie muszą to być studia psychologiczne) i odbyła szkolenie psychoterapeutyczne. Jest to definicja robocza – w Polsce nie wypracowaliśmy do tej pory ustawy o zawodzie psychoterapeuty i praktycznie każdy, kto ma na to ochotę, może otworzyć gabinet i prowadzić psychoterapię. Dlatego warto zwracać uwagę, do kogo zgłaszasz się na psychoterapię. Ukończenie studiów psychologicznych nie daje ani wiedzy, ani koniecznego doświadczenia do tego, by pracować jako psychoterapeuta. Lekarz psychiatra może też prowadzić psychoterapię,  jeśli tylko ma ukończone szkolenie w tym kierunku. Tylko psychiatrzy mogą prowadzić farmakoterapię. 

Jesteśmy psychologami – absolwentami Uniwersytetu Warszawskiego oraz Uniwersytetu Lubelskiego. Psychoterapię prowadzimy w Warszawie. Wszyscy odbyliśmy wieloletnie (4- 5 letnie) szkolenia psychoterapeutyczne (szczegółowe informacje w zakładce: Zespół). Podczas naszych szkoleń zapoznaliśmy się z wiedzą na temat mechanizmów ludzkiego funkcjonowania i technik terapeutycznej pracy oraz zdobyliśmy doświadczenie własnej psychoterapii. Każdy psychoterapeuta powinien przejść psychoterapię – jest to niezwykle istotne w minimalizowaniu wpływu swoich nierozwiązanych konfliktów na pacjentów. Każdy z nas ma za sobą własną długoterminową psychoterapię.

Kim jest certyfikowany psychoterapeuta?

W Polsce istnieją różne towarzystwa zrzeszające i certyfikujące profesjonalnych psychoterapeutów. Certyfikacja w psychoterapii potwierdza teoretyczne i praktyczne przygotowanie psychoterapeuty do prowadzenia psychoterapii.

W zespole Pracowni Perspektywy kończyliśmy różne szkolenia i mamy certyfikaty różnych towarzystw. Aby je zdobyć, każdy z nas musiał:

  • ukończyć co najmniej 4-letnie szkolenie psychoterapeutyczne,
  • odbyć staż kliniczny z pacjentami o różnej diagnozie,
  • zdobyć minimum 5-letnie doświadczenie zawodowe (przyjmując minimum 10 pacjentów tygodniowo),
  • odbyć własną psychoterapię lub psychoanalizę,
  • prowadzić psychoterapię pod stałą superwizją (czyli omawiać prowadzone przez siebie procesy z bardziej doświadczonym, certyfikowanym psychoterapeutą),
  • zdać egzamin certyfikacyjny sprawdzający wiedzę teoretyczną oraz praktyczne umiejętności związane z prowadzeniem psychoterapii.

Certyfikacja w psychoterapii w Pracowni Psychoterapii PERSPEKTYWY Warszawa

Jesteśmy certyfikowani przez:

Psychoterapia szkoleniowa – możemy prowadzić psychoterapię szkoleniową osób ubiegających się o certyfikat Polskiego Towarzystwa Psychologicznego.

Certyfikacja i co dalej?

Certyfikat psychoterapeuty przyznawany jest na czas określony. Aby utrzymać jego ważność, jesteśmy zobowiązani do stałego podnoszenia naszych kompetencji zawodowych – udziału w seminariach specjalistycznych oraz konferencjach, poddawania naszej pracy regularnej superwizji. Aktualnie, Karolina Pniewska i Edward Buzun biorą udział w seminarium na temat psychoanalitycznej pracy z parami (seminarium prowadzone przez brytyjskich psychoanalityków z Tavistock Relationships), Hanna Lisowska bierze udział w seminarium podyplomowym Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Psychoanalitycznej. Karolina Pniewska i Sylwia Wieczorek są również uczestniczkami Studium Psychoterapii Psychoanalitycznej, gdzie szkolą się w zakresie psychoanalitycznej psychoterapii dorosłych. Ewa Szczygielska jest aktualnie w trakcie procesu certyfikacyjnego w Polskim Towarzystwie Psychologicznym oraz uczestniczy w seminarium „Los człowieka w ujęciu psychoanalitycznym” u Krzysztofa Srebrnego. Wszyscy korzystamy ze stałej superwizji superwizorów PTP, PTPP oraz PTPa.

 

Certyfikat w psychoterapii psychoterapia ursynów karolina pniewska
Napisała Karolina Pniewska

Zawiść – czym jest i jak sobie z nią radzić?

Zawiść – mimo, że nieprzyjemna – jest naturalnym ludzkim uczuciem, które przeżywa każdy z nas. Jeśli myślicie, że Was to nie dotyczy, pomyślcie o sytuacji, gdy sąsiad kupił sobie nowy samochód. Czy podniosło Wam to ciśnienie? Albo gdy koleżanka z pracy dostała awans, o którym Wy też marzycie, ale nie macie na to perspektyw? Przypuszczam, że znacie to uczucie nieprzyjemnego ukłucia, gdy zdajemy sobie sprawę, że ktoś posiada skarb, który i nam się śni. Niekiedy temu uczuciu towarzyszy pewna doza złorzeczących myśli w kierunku owego szczęściarza….

Ostatnio, w poczytnej serii książek dla dzieci znalazłam fragment tekstu, który mnie najpierw lekko zszokował. Kilkuletnia bohaterka, po upadku z roweru „troszeczkę się cieszyła, że również jej koleżance przydarzył się rowerowy upadek”. Najpierw się zdziwiłam, ale później pomyślałam, że zawiść jest naturalnym ludzkim uczuciem – niezależnie od płci czy wieku. Dobrze pokazuje to przykład dziewczynki z książki i dorosłego autora, spod którego pióra wyszedł ten tekst.

Nie zmienia to faktu, że zawiść to wstydliwe uczucie, czego i dowodem jest też i mój opisany powyżej szok („Ale jak to? Ten autor pisze o tym tak bez ogródek? Czego on uczy dzieci?”). Tak naprawdę nie musi nikogo uczyć, bo każdy z nas ma w sobie takie uczucia.  Czego się więc wstydzić? Zawiść, a raczej jej świadomość, jest bardzo krępująca. Musimy przyznać się przed sobą, że nienawidzimy kogoś za to, co ma i znieść upokorzenie, że my tego nie mamy. A nie lubimy myśleć o sobie, że moglibyśmy komuś źle życzyć – to kłóci się z naszym własnym obrazem jako ludzi dobrych. Jeszcze trudniej jest odczuć, że nie mamy czegoś, na czym tak bardzo nam zależy… To tylko niektóre powody, dla których często nie zdajemy sobie sprawy z uczucia zawiści.

Wszyscy od czasu do czasu przeżywamy zawiśćróżnimy się tylko ilością takich uczuć oraz ich świadomością. Gdy podejrzewamy, że nasze uczucia do kogoś są podszyte zawiścią, możemy coś z tym zrobić. Natomiast gdy tkwimy w błogiej nieświadomości, wtedy zaczyna się dziać…. Scenariuszy jest kilka.  Najprostszy to:

  • zabiorę ci, i ja będę miał, a Ty nie – znamy to dobrze z obserwacji małych dzieci, które nie przebierają w środkach ani czynach, by wyrwać drugiemu dziecku np. upragnioną zabawkę
  • zabiorę Ci i żadne z nas nie będzie miało, cierp tak jak ja! – ta wersja jest bardzo podobna do pierwszej, tylko w wykonaniu dorosłych. Dorośli raczej sobie nie wyrywają, ale tak dewaluują znienawidzonego szczęśliwca, że on i jego skarb stają się „godni pożałowania”. To działanie to odpowiednik podrapań i ugryzień, którymi dziecięcy wojownik o zabawkę raczył swojego kolegę. W dorosłej wersji wygląda to tak: „Ciekawe skąd sąsiad miał pieniądze na ten samochód?” – tu produkujemy serię nieprzychylnych wyobrażeń i w ten sposób szybko zamieniamy go ze  szczęśliwego posiadacza nowego samochodu w zwykłego „krętacza”!

Zawiść jest niszcząca i dla osoby, do której ją odnosimy (kto by chciał być nazywany krętaczem?), i dla nas samych. Dlaczego? Gdy wkracza zawiść, nieświadomie idealizujemy daną osobę, a siebie dewaluujemy. Wyobraźmy to sobie na przykładzie gry w karty. Powiedzmy, że mamy na stole 4 karty do gry. Karta nr 1 to nasze zalety, karta nr 2 to nasze wady, karta nr 3 to zalety osoby, której zawiścimy, a karta nr 4 to jej wady. W sposób nieświadomy dokonujemy takiego przetasowania, w którym nam przypadają w udziale dwie karty z wadami, a drugiej osobie dwie karty z zaletami! Tym okropnym rozdaniem pozbawiamy się większości naszych mocnych stron! Jesteśmy wtedy pod wpływem iluzji, w której nie możemy ani adekwatnie widzieć siebie, ani tej drugiej osoby. Nieźle to sobie ukartowaliśmy! Szkoda tylko, że nic o tym nie wiemy! Efekt jest natomiast łatwy do przewidzenia. Skoro ten ktoś ma wszystko, a my nic, nie pozostaje nam nic innego, jak tylko tej osoby nienawidzić („Przecież mówiłem, że to krętacz!”).

Zdecydowanie zdrowiej jest zazdrościć. Ale jak odróżnić zazdrość od zawiści? Zazdrość rozwojowo wygląda tak: małe dziecko cieszy się pełnią zaangażowania matki. W pewnym momencie orientuje się, że matka nie tylko zajmuje się nim, ale również (“o zgrozo!”) starszym rodzeństwem oraz ojcem, z którym lubi spędzać czas. Po fali zazdrości o matkę i nienawiści w kierunku rywali, dziecko odkrywa, że ojciec – oprócz bycia okropnym typem, który zabiera nam matkę – jest również czułym opiekunem, z którym miło jest być. A rodzeństwo to ktoś, z kim można się w sumie całkiem nieźle bawić!

W zawiści atakujemy osobę. W zazdrości nie atakujemy osoby, o którą jesteśmy zazdrośni. Co więcej – odkrywamy nasze własne możliwości, o których wcześniej nie mieliśmy pojęcia, np. zdolność do wchodzenia w nowe (poza matką) relacje z innymi ludźmi!

Zawiść – jak sobie z nią radzić?

Wyobraźmy sobie teraz związek, w którym jeden z partnerów zarabia dużo więcej niż drugi. Ten, który zarabia mniej, może wybrać nienawidzenie lepiej zarabiającego partnera. Przejawem tego będzie chociażby rozliczanie go z tego, na co wydał pieniądze („na pewno na kolejne drogie perfumy dla siebie!„), żądanie, by dzielił się z nami wszystkimi swoimi zarobkami czy  wpędzanie go w poczucie winy.

Zarabiający mniej może też wybrać inną drogę, np. zacząć myśleć: „czy na pewno zarabiam za mało? co mogę zrobić, by zarabiać więcej, skoro chcę mieć więcej pieniędzy? czy w pracy wykorzystuję dobrze swój potencjał i swoje talenty, by mi w tym pomogły? Jak mogę uruchomić własne możliwości, by lepiej na mnie pracowały?” Próba odkopania własnego skarbca opłaci nam się dużo bardziej niż czyhanie na cudze bogactwo.

A co zrobić, jeśli nie da się niczego z siebie wykrzesać? Gdy np. ktoś marzy o tym, by efektownie tańczyć, a ma do tańca „dwie lewe nogi”? Ważne jest, by zadać sobie pytanie, czemu tak zależy nam na tym efektownym tańcu? Czemu nie możemy tańczyć po prostu, tak jak umiemy, czerpiąc przyjemność z muzyki i z ruchu? Albo czemu chcemy tańczyć w ogóle? Czy to lubimy? A co z innymi naszymi talentami? Czy je odkryliśmy? Czy umiemy docenić, że jesteśmy dobrzy w czym innym?

Czas na nowe rozdanie – takie, w którym każdy będzie grał własnymi kartami.

  • Szukajmy własnej mocy, badajmy jej ilość i rodzaj.
  • Korzystajmy z tego, co mamy w sobie fajnego,
  • Inspirujmy się również sukcesem tych, do których wcześniej odczuwaliśmy zawiść.

Przy pisaniu tego tekstu korzystałam z książki Nevilla Symingtona „Becoming a person through psychoanalysis” (Karnac Books, 2007, Londyn), a dokładniej z rozdziału XIX „Envy: a psychological analysis” oraz z książki Melani Klein “Zawiść i wdzięczność” (GWP, 2007, Gdańsk), rozdz. X “Zawiść i wdzięczność”.

Zdjęcie autorstwa Andre Hunter on Unsplash

 

zawiść jak sobie radzić psychoterapia ursynów Hanna Lisowska
Napisała Hanna Lisowska

Gabinet terapeuty – jak wygląda praca?

Gabinet terapeuty to miejsce, w którym odbywa się ważna praca pacjenta. Praca, ponieważ terapeuta nie przepisuje recepty.

Dlaczego psychoterapia nie obiecuje szczęścia i spełnienia życzeń? Może to byłby najlepszy sposób na uspokojenie naszych lęków, smutków i złości?

Podobnie, jak lekarz przepisuje receptę na odpowiedni lek, tak terapeuta mógłby zaspokoić różne potrzeby, lub chociaż obdzielić kilkoma radami. Czy zaspokojenie potrzeb, symbolicznie przypominające wypicie ambrozji, nie jest jednak nadmiernym uproszczeniem? Bardzo chcielibyśmy, żeby sprawy wyglądały prosto, ale czy wtedy możemy działać wystarczająco skutecznie?

Psychika, zdrowie – jak to działa?

Niedawno oglądałem film o tym, jak działają biologiczne mechanizmy w ciele. Użyto tam porównania organizmu człowieka do samochodu. Nie jest to jednak zwykłe auto, lecz pojazd, który się zmienia w czasie jazdy. Działają w nim procesy, które stale przebudowują pojazd, naprawiają zużyte elementy i oczywiście przetwarzają energię.

Z tego powodu dobrzy lekarze, oprócz leku na konkretny objaw, zalecają często dodatkowe działania – np. dietę lub zmianę funkcjonowania. Zdają sobie sprawę, że zdrowie jest dynamicznym stanem – możemy je utrzymywać, jeśli potrzebne procesy w naszym organizmie działają poprawnie.

Podobnie jest z psychiką. Najczęściej pacjenci szukają pomocy, kiedy po raz kolejny doświadczają problemów. To moment, w którym można pomyśleć „to nie przypadek”. Rodzi się intuicja, że coś dzieje się nie tylko na zewnątrz, ale także w środku nas. Coś działa, się objawia np. tym, że boimy się “być na widoku”. Istnieje dosyć złożona dynamika sił wewnętrznych połączonych z siłami, które wpływają na nas od zewnątrz. Pod pojęciem sił rozumiem emocje, potrzeby, schematy myślenia i wzorce relacji.

Jak można wyjaśnić cierpienia?

Już filozofowie próbowali wyjaśnić źródła naszych doświadczeń i cierpień. Artur Schopenhauer był zdania, że nasz ludzki rozum nie jest panem we własnym domu, lecz jedynie świadkiem działających w nas sił podtrzymujących życie. Ciągle mamy potrzeby, które trzeba zaspokajać, które pchają nas w jedną, albo drugą stronę. Bardzo chcielibyśmy czuć się wolni. Jednak możemy być wolni tylko w pewnych ramach, wyznaczonych chociażby tym, że posiadamy pewne potrzeby, które stale popychają nas do różnych działań i w stronę różnych ludzi.

Najbardziej znany gabinet terapeuty to zapewne ojca psychoanalizy – Freuda. Aby opisać procesy zachodzące w psychice, sformułował on koncepcję konfliktu wewnętrznego. Ta koncepcja odnosi się do naszego codziennego doświadczenia. Każdy z nas podejmuje decyzję co robić w wolnym czasie: pójść na siłownię czy poleżeć w domu; spotkać się ze znajomymi czy samemu obejrzeć film. Podejmowanie tych decyzji zależy właśnie od tego, jak działa nasza psychika. Inaczej jest, gdy czujemy, że sami możemy dokonać wolnego wyboru, a inaczej, gdy oglądamy się na innych – co znajomi lub rodzice zrobiliby na naszym miejscu.

Wracając do metafory samochodu – nie możemy posługiwać się jednym pojazdem przez całe życie. W ciągu życia jego funkcje muszą się zmieniać. Dlaczego? W kolejnych okresach życia czekają nas różne zadania rozwojowe. Zwrócił na to uwagę Erik Erikson w teorii rozwoju psychospołecznego. Etapy naszego rozwoju mają swoje specyficzne istotne płaszczyzny, których przejście kształtuje potrzebne nam umiejętności. Na przykład w młodości podejmujemy decyzję o budowaniu intymnego związku. Wtedy nasze przeżycia wyrażają albo potrzebę bycia bliską osobą albo potrzebą bycia niezależnym i odrębnym. Rozwiązanie napięcia pomiędzy tymi dwiema stronami może owocować nawiązaniem intymnego związku z zachowaniem poczucia tożsamości.

Gabinet terapeuty – co jest ważne w pracy?

gabinet terapeuty
Kameralny i dyskretny gabinet

Po podjęciu terapii u pacjentów następuje dosyć szybka poprawa i ulga w objawach. Wiele badań dotyczących psychoterapii różnych nurtów potwierdza, że znaczącym czynnikiem leczącym jest relacja terapeutyczna. Jest to możliwe właśnie podczas pracy w gabinecie. Nawiązanie relacji z kimś kto wysłucha, poświęca uwagę sprzyja temu, że obdarzamy go zaufaniem i czynimy go kimś znaczącym. To ma niewątpliwie dobry wpływ na samopoczucie.

Kluczowe jest jednak ukształtowanie takich mechanizmów, które sprawią, że po skończeniu psychoterapii świeżo odzyskana równowaga i dobre samopoczucie utrzyma się i będzie „w rękach” potrzebującego pomocy. Tu właśnie istnieją różnice, które można wywieść wręcz z różnych filozoficznych perspektyw przyjmowanych – zarówno przez poszczególne nurty psychoterapii, jak też przez samych psychoterapeutów. Można np. stwierdzić, że jedyne co jest potrzebne, to uwolnienie od cierpienia poprzez katharsis tak, aby procesy łączące psychikę i ciało zrobiły resztę pracy i same doprowadziły do homeostazy.

Gabinet terapeuty to miejsce, gdzie – w psychoterapii psychoanalitycznej – szukamy przyczyn, dla których procesy utrzymujące psychikę w równowadze nie działają prawidłowo. Pomysły na to są różnorakie.

Jakie problemy mogą mieć pacjenci?

Mogą to być kwestie omówione pokrótce poniżej.

  • Konflikt wewnętrzny – np. naukowiec lub twórca może odczuwać niemoc twórczą. Z jednej strony pragnienie, aby być kreatywnym lub zyskać sławę zderza się z lękiem, że doprowadzi to do konkurowania z ojcem i utraty jego akceptacji (nie tylko w realnej relacji, może to być symboliczne przeżycie i obejmować sytuacje, kiedy ojciec już zmarł). Budzi to poczucie winy, które tworzy depresyjny objaw. Można w czasie psychoterapii poprzez wgląd osłabić działanie tego konfliktu.
  • Ustalanie granic – jak ustalamy granicę, gdzie się kończę ja i gdzie już się zaczyna druga osoba? Odpowiadając na takie pytanie, określamy się i wyrażamy swoją tożsamość. Wydaje się to proste, jednak do terapii dosyć często przychodzą pacjenci z objawami, które wynikają z tego, że robią wszystko to czego oczekuje otoczenie. Nie tylko robią ale myślą o sobie zgodnie z oczekiwaniami społecznymi. Taki sposób podejścia do siebie nazywany jest w psychologii fałszywym self. Prawdziwe self zaś to jest to co sami czujemy i myślimy o sobie.
  • Mentalizacja – tak w psychologii nazywa się zdolność odróżnienia własnej psychiki od psychiki innej osoby. Tak określa się także możliwość wyobrażenia sobie uczuć i motywacji innych osób, które niekoniecznie muszą się pokrywać z naszymi uczuciami i motywacjami. Braki w zakresie mentalizacji powstają w dosyć wczesnym okresie życia, kiedy uczymy się rozpoznawać na podstawie zachowania, co czują inni. Dzieci, bawiąc się ze sobą, doświadczają sytuacji, kiedy ktoś kogoś szturchnie lub zabierze zabawkę. Dzieci wtedy same albo oglądając się na mamę, próbują odczytać, o co chodzi koledze lub koleżance. Próbują określić, czy to wyraz złości, zazdrości, a może ciekawości i chęci do wspólnej zabawy.

Relacje i relacje z obiektem

Piszę w tym tekście niemal cały czas „ja i ktoś”; „ja i druga osoba”. Jesteśmy zanurzeni w wiele relacji. Co więcej, istnieją one nie tylko na zewnątrz. Kiedy kogoś nie ma obok nas, dalej mamy pewien obraz tej osoby, myślimy o niej, bo przechowujemy w środku tę relację. Jest to jedno z największych osiągnięć, których uczą się dzieci – kiedy mama znika, nie znaczy, że odchodzi na zawsze, tylko wróci z powrotem.

W psychologii istnieje nurt zajmujący się relacją z obiektem – obiektem jest obraz bliskiej osoby, który nosimy w sobie. Okazuje się, że nie tylko przechowujemy obraz tych pierwszych relacji (najczęściej z rodzicami), ale wpływa on na to, jak patrzymy na ludzi wokół. Gabinet terapeuty to miejsce pomocy dla osób, które zastanawiają się „co się dzieje, że ciągle powtarzam związek z kimś, kto mnie zaniedbuje?”. Celem takiej terapii będzie praca nad większą zdolnością pacjenta do szukania ludzi z potencjałem udanego związku.

Innym przykładem, jak działa relacja z obiektem może być udany związek, w którym ciągle możemy mieć wrażenie, że partner jest zazdrosny o sukcesy. W czasie pracy w gabinecie terapeuty może się okazać, że wynika to z rzutowania na partnera swoich przeżyć z relacji z osobami znaczącymi. W tym przykładzie matka mogła być zazdrosna o sukcesy – bycie pięknym i młodym z przyszłością stojącą otworem może budzić dumę i radość rodziców, ale też ich zazdrość czy zawiść.

Jakie mogą być cele terapii?

Cele określone powyżej nie są katalogiem celów, z którym przychodzą do terapeuty pacjenci. Gabinet terapeuty to miejsce, gdzie potrzebna jest wspólna praca nad tym, co objawy mówią o podstawach naszego funkcjonowania. W ten sposób terapia jest raczej wspólnym odkrywaniem. Choć opisałem tu różne teorie, każdy z nas ma na tyle indywidualne i unikalne doświadczenie, że nie da się użyć gotowego schematu w taki sposób, aby był najbardziej skuteczny.

Wyobraźmy sobie, że po pomoc przychodzi osoba, która ma trudności w znalezieniu satysfakcjonującej pracy lub w skończeniu studiów. Wspólna rozmowa pomaga połączyć początkowe zewnętrzne trudności z procesami wewnętrznymi. W tym przypadku, w trakcie pracy i zwiększania świadomości może się okazać, że to objawy konfliktu przed wejściem w dorosłość i oddzielania się od rodziny pochodzenia. Kłopot z oddzieleniem się może też występować u tych, którzy już wyprowadzili się z domu rodzinnego – nie chodzi tylko o fizyczne oddzielenie, ale też o psychiczną separację.

Czy poprawą mogą być tylko zmiany? Nie tylko. Czasami uleczeniem jest zaprzestanie kolejnych działań – jeśli nie można czegoś zmienić. Wtedy efekt terapeutyczny daje akceptacja. Temperament, który dostajemy w swoim genetycznym dziedzictwie według różnych badań okazuje się trudny do zmodyfikowania. Podobnie jest z innymi dziedziczonymi genetycznie cechami – zarówno chorób, ale też np. wyglądu i budowy fizycznej, które mogą mieć wpływ na to, jak się czujemy ze sobą i z innymi.

Kolejnym obszarem pracy są istniejące choroby somatyczne – np. stwardnienie rozsiane, albo borelioza. Mogą one mieć wpływ na psychikę i pojawienie się objawów depresji.

Trudno zmienić przeszłość – nie zmienimy samych zdarzeń, które nas spotkały. Możemy pracować nad tym, jak przeszłość na nas działa.
Takim miejscem pracy nad przeszłością jest gabinet terapeuty.

 

Przy pisaniu tekstu korzystałem z książek:

 

cele terapii i relacja terapeutyczna psychoterapia ursynów edward buzun
Napisał Edward Buzun

Nieszczęśliwe związki – jaka jest ich tajemnica?

Nieszczęśliwe związki – od dawna ludzie próbowali odpowiadać na pytanie, co stanowi o dobrym związku. Pewnie zdarzyło Wam się słyszeć (lub wypowiadać) komentarze typu: Oni mają naprawdę dobry związek, dobrali się jak w korcu maku! Czy: Jak oni ze sobą wytrzymują? On taki miły, a ona taka wredna.

Dlaczego jedni z nas potrafią zbudować szczęśliwy związek, a inni przez lata żyją jak przysłowiowy „pies z kotem”? Jak wygląda tworzenie związków z perspektywy psychoanalitycznej? Spróbuję opisać to w bardzo dużym skrócie. 

Nieszczęśliwe związki a nasi rodzice

Zacznijmy od Henry’ego Dicks’a, jednego z pierwszych psychoanalityków pracujących z parami w Wielkiej Brytanii w latach 50-tych. Uznał on, że wchodząc w związek małżeński, identyfikujemy się z rodzicem tej samej płci. Według niego współmałżonka szukamy na bazie tego, jaki był rodzic przeciwnej płci. Szukamy w wybranej przez siebie osobie tych samych cech lub ich przeciwieństw.

Aktualnie uznaje się, że dynamika ta jest bardziej skomplikowana i że na wybór partnera czy partnerki istotny wpływ mają oboje rodzice. Szukamy (lub chcemy uniknąć) kogoś, kto byłby połączeniem matki i ojca.

Innymi słowy, wchodzimy w związek ze świadomymi i nieświadomymi oczekiwaniami w stosunku do swojego partnera. Mamy dostęp do świadomych oczekiwań. Możemy mieć jasno określone preferencje co do wyglądu, wykształcenia, światopoglądu, zainteresowań, planów na przyszłość etc. Nieświadome motywacje często przez długi czas mogą pozostawać w ukryciu. Nie zmienia to faktu, że w jakimś sensie WIEMY, jaki ma być nasz partner czy nasza partnerka. 

Zakochanie

To – czyli nasze nieświadome motywacje, o których wspomiałam wyżej –  właśnie może być źródłem naszych późniejszych kłopotów. Natura procesu zakochania sprawia, że nie widzimy w partnerze cech, które do naszego wyobrażonego obrazu nie pasują. Jeśli związek się rozwija, zaczynamy się lepiej poznawać. Wtedy okazuje się, że nasz partner/partnerka ma cechy, które nie mieściły się w naszych fantazjach. Możemy przeżywać zdziwienie, rozczarowanie, żal, a nawet poczucie oszukania przez drugą stronę. Tutaj otwiera się przestrzeń na przynajmniej dwa rozwiązania. Można przeżyć to rozczarowanie i zaakceptować wybraną przez siebie osobę lub nie zgodzić i na różne sposoby próbować zmienić osobę, by odpowiadała naszym oczekiwaniom.

Związki a powrót do dzieciństwa

Inny psychoanalityk, Christopher Bollas uważał, że w wyborze partnera kierowani jesteśmy pewnym nieświadomym pragnieniem. To pragnienie powrotu do relacji na wzór relacji z bardzo wczesnego dzieciństwa. Jeśli mieliśmy wówczas wystarczająco dużo szczęścia, mieliśmy dobry kontakt z matką. Matka rozpoznawała nasze potrzeby i reagowała na nie.  Widziała nasz płacz, rozumiała, że jesteśmy głodni i karmiła nas. Doświadczyliśmy wówczas czegoś w pewnym sensie magicznego: oto jest obok nas ktoś, kto potrafi zamienić głód w sytość! Mieliśmy mokro, a nasz opiekun/ka zmieniał/a nam pieluchę. Mogliśmy odkryć, że ktoś zamienia dyskomfort w komfort. Nie musieliśmy w tym celu ani uświadamiać sobie naszych potrzeb, ani ich werbalizować. Ponieważ wtedy to działało, bardzo często pragniemy powrotu tego doświadczenia w naszych dorosłych relacjach. Ile razy słyszymy: „nie chcę mu/jej wszystkiego mówić, czy on/ona nie może się domyśleć”? Zaspokojenia pragnień szukamy nie tylko w partnerze. Możemy myśleć, że wspólne działanie, jak np. zakup nowego domu, przeprowadzka do innego kraju czy kolejne dziecko sprawią, że wszystko potoczy się inaczej. Tym samym dyskomfort zmieni się w komfort. Oczekujemy powrotu dobrego samopoczucia jak we wczesnym dzieciństwie. Jest to niemożliwe w świecie dorosłych i to skazuje nas na na kolejne bolesne rozczarowanie i…nieszczęśliwe związki.

Świadomy i nieświadomy wybór partnera/partnerki

Współcześni psychoanalitycy pracujący z parami, jak Mary Morgan czy Stanley Ruszczyński, zastanawiają się nad nieświadomą dynamiką odpowiedzialną za tworzenie się par oraz nad tym, jak wspólne pragnienia i lęki mogą przyczyniać się do rozwoju lub zatrzymania rozwoju pary. Każdy związek ma sobie jednocześnie potencjał do rozwoju, jak i zastoju czy powrotu do wcześniej określonych pozycji. To naturalne, że na świadomym poziomie pragniemy powrotu dobrych doświadczeń oraz chcemy uniknięcia tych złych. Często dzieje się w naszych związkach jednak dokładnie odwrotnie. Dlaczego? Ponieważ o tworzeniu pary decyduje w dużej mierze nasz nieświadomy dobór. Może się on sprowadzać do szukania rozwiązań nie tyle dla nas dobrych, co znanych nam z przeszłości. Jeśli coś jest znane, to w pewnym sensie także jest bezpieczne. Sztandarowym przykładem takiego wyboru jest związanie się z osobą mającą problem z alkoholem czy przemocą. Często dzieje się tak, jeśli takie problemy były obecne w domu rodzinnym.

Związki – co przyczynia się do wyboru partnera/partnerki?

Niezwykle istotna staje się odpowiedź na pytanie: dlaczego ze wszystkich osób na świecie wybrałam/wybrałem właśnie jego/ją? Jak to się dzieje, że cechy partnera, które początkowo wydawały nam się pociągające, po jakimś czasie zaczynają przeszkadzać? Nieszczęśliwe związki polegają na na tym, że w pewnym momencie cechy stają się tak trudne do zniesienia, że pojawia się myśl o rozstaniu.

Dzieje się tak, ponieważ mamy w sobie część, której z różnych ważnych dla siebie powodów nie lubimy czy akceptujemy. Chcemy ją ukryć przed innymi i sobą. Znalezienie partnera, który będzie miał tę nielubianą cechę jest świetnym rozwiązaniem. Dlaczego? Pozwala nam mieć kontakt z wszystkimi częściami siebie, a jednocześnie dalej myśleć, że nie posiadamy części, której nie akceptujemy. Tutaj pojawiają się przynajmniej dwie możliwości: mogę cały czas zaprzeczać istnieniu jakiejś części siebie albo mogę skorzystać z bycia w związku i zobaczyć, że to jest moja część, zrozumieć ją i skorzystać z niej w swoim rozwoju. 

Podczas pisania tego tekstu korzystałam z książki pod redakcją Davida i Jill Scharff Psychoanalytic Couple Therapy: Foundations of Theory and Practice, Karnac Books, 2014.

 

nieszczęśliwe związki psychoterapia ursynów karolina pniewska
Napisała Karolina Pniewska

 

 

Złość i miłość – czy mogą iść w parze?

Złość nie zawsze jest widoczna na pierwszy rzut oka. W tym tekście opiszę Wam, jak może uzewnętrznić się złość i czego może dotyczyć.

Czasem spotkamy osoby, które są przygnębione i wycofane z życia, choć nie straciły nikogo bliskiego. Patrząc stereotypowo, możemy pomyśleć „coś go / ją gryzie od środka, jest taki depresyjny / taka depresyjna„.

Ukryta złość, czyli przykład Pani Y

Wyobraźmy sobie Panią Y. Zdawać by się mogło, że zewnętrznie Pani Y ma w miarę ustabilizowane życie. Pracę, dom, męża. Ale jest przygnębiona, zniechęcona, apatyczna, cierpi na bezsenność. Gdy pytamy ją samą, „jak myślisz, co się dzieje?„, nie uzyskujemy jasnej odpowiedzi. Pani Y nie wie, dlaczego tak się czuje. Nikogo nie straciła, nikt nie umarł, a ona jest taka przygnębiona.

Odpowiedź jest ukryta. To, co się dzieje z Panią Y, jest nieświadomym procesem. Słyszymy od Pani Y szereg skarg i wyrzutów wobec siebie. Jest okropna, nieczuła, opuszczająca, chłodna . To niekończąca się lista najgorszych epitetów pod własnym adresem. Nie trzeba chyba dodawać, że Pani Y myśląc o sobie w taki sposób, przeżywa poczucie winy i spodziewa się krytyki.

Natura ludzka jest różna, mamy różne odsłony, doświadczamy różnych uczuć. Ale nie czujemy u Pani Y tej ambiwalencji, a głównie surowość wobec siebie. Co ciekawe, Pani Y siebie dewaluowała, zaś męża „wynosiła na piedestał”. Z czasem można by było odkryć, że wcale takim ideałem nie był. A zarzuty Pani Y wobec siebie były efektem jej złości wobec męża.

Złość a superego

Gdy ktoś nas zawiódł czy zranił, to naturalne uczucie to żal, złość na tą osobę. W depresji to się nie dzieje. Złość łączy się z instancją, którą każdy z nas ma. To „moralizujący”, nasze sumienie – w języku psychoanalizy nazwane superego. Pod wpływem złości, która się tak gromadzi, superego jest zasilane, staje się surowe i karzące. Zaczyna się srożyć przeciwko „ja”. To sprawia, że osoba czuje się wyjałowiona ze wszystkiego co dobre, pusta, nieatrakcyjna, tak jak Pani Y.

Wydaje się to trochę dziwne, że ktoś może się złościć na siebie, szkodzić sobie i jednocześnie przy tym trwać.  Są tu ukryte nieświadome korzyści. Gdy czujemy złość, możemy mieć lęk, że ona zagraża miłosnym uczuciom. Pani Y wycofała złość do siebie, próbując chronić relacje i miłosny związek ze swoim mężem przed rozczarowaniem, zawodem. W ten sposób chroniła dobry obraz swego męża. Nie chciała stracić tego idealnego wyobrażenia. Pani Y poczuła ulgę też dlatego, że nagromadzona w niej złość znalazła ujście. Na poziomie nieświadomym utożsamiła się z mężem – karząc siebie, karała również jego. Przy tych nieświadomych korzyściach są też wyraźne szkody, bo Pani Y też cierpiała.

Psychoterapia pomaga w uświadamianiu tego, co czujemy i dlaczego. Pomaga integrować i akceptować różne uczucia, różne strony siebie i innych. Dzięki temu świat staje się bardziej zrozumiały,  a relacje zdrowsze.

Pisząc artykuł korzystałam z pracy S. Freuda z 1917 r. „Żałoba i melancholia”.

Przykład jest wymyślony, aby zobrazować problematykę.

Pomagam w pogłębianiu refleksji i ciekawości siebie. Większa świadomość siebie i zrozumienie przyczyn trudności emocjonalnych stwarza możliwości do zmian. Zapraszam na psychoterapię indywidualną Sylwia Wieczorek
Napisała Sylwia Wieczorek.

Dayne Topkin

 

Narcyzm – oblicza. Czy siebie zobaczę?

Narcyzm potocznie kojarzy nam się z osobą wyniosłą, zadufaną, pewną siebie, rozkochaną we własnym wizerunku. Czy to jednak pełny obraz narcyzmu? Ta problematyka od dawna wzbudzała zainteresowanie w podejściu psychoanalitycznym.

Inspiracją do głębszego rozumienia narcyzmu stała się mitologia grecka. To tam poznajemy losy bohatera Narcyza. Narcyz to młodzieniec, który był niezwykle piękny. Jeszcze w dzieciństwie wieszcz Tejrezjasz powiedział jego matce, że Narcyz będzie żył długo pod warunkiem, że nigdy siebie nie zobaczy.  Narcyz dorastając, wzbudzał zachwyt, zaloty innych, które jednak za każdym razem odrzucał. Podobnie było z nimfą Echo zakochaną w Narcyzie, która po odtrąceniu przez niego, nikła w oczach, aż pozostał po niej tylko głos. Bogowie karząc Narcyza za jego postawę, zwabili go podstępnie do źródła. Narcyz spojrzał na swe odbicie i zakochał się w sobie. Jedna z wersji mówi o tym, że odciął się on od świata i cierpiał z tęsknoty za samym sobą i z niemożności dotknięcia, poczucia siebie, swego piękna. Inna wersja mówi, że popełnił samobójstwo.

W kolejnym micie poznajemy inną historię. Narcyz miał siostrę bliźniaczkę, którą bardzo kochał, ale która zmarła. Wpatrując się w taflę wody i widząc swoją twarz, rozpoznawał w niej siostrę, która była do niego bardzo podobna. Nieustannie pozostawał nad źródłem, kojąc w ten sposób cierpienie. To był jego sposób na tęsknotę za siostrą – szukał pocieszenia w odbiciu. Finał był smutny, bo zmarł z wyczerpania.

narcyzm psychoterapia ursynów

Narcyzm a iluzje

Miłość własna, wewnętrzne przekonanie o swojej mądrości, niezłomności, nieskazitelności to przejawy narcyzmu. Pod aurą wyjątkowości i samozachwytu Narcyza kryje się samotność, smutek, tęsknota, niespełnienie, pewnego rodzaju pustka. Są to jednak obszary najbardziej niedostępne, ukryte pod fasadą omnipotencji.

Iluzja wszechmocy, a także miłość własna, na pewnych etapach naszego rozwoju jest szczególnie obecna i bardzo potrzebna. Ma znaczenie rozwojowe. Niemowlę jest skoncentrowane wyłącznie na sobie, na swoim ciele i płynących z niego doznaniach. W tym czasie w percepcji dziecka istnieje tylko ono, a świat dookoła jest przez nie tworzony. Na przykład, gdy dziecko czuje głód, płacze i zjawia się opiekun karmiący je, wówczas ma ono poczucie, że stworzyło matkę. Jest to iluzja omnipotencji, która w dalszym etapie rozwoju ustępuje miejsca uznaniu rzeczywistości. Dziecko nabiera świadomości, że wcale nie tworzy matki, że jest ona odrębną osobą, bez której ono nie przetrwa. To początek uznania zależności i potrzeb do drugiej osoby. To także uznanie, że druga osoba ma coś, czego nie mam, a co jest mi niezbędne. Kilkuletnie dziecko może wyobrażać sobie, że jest walecznym rycerzem, nieśmiertelnym wojownikiem mającym nadprzyrodzone moce. Życie koryguje te wyobrażenia. Jako dorośli konfrontujemy się ze swoimi ograniczeniami, wadami, brakami.  Zdajemy sobie sprawę, że coś możemy, w czymś jesteśmy dobrzy, mamy zalety, ale coś nam też się nie udaje, czegoś nie potrafimy.

Narcyzm a prawda o sobie

„Narcyz będzie żył długo pod warunkiem, że nigdy siebie nie zobaczy.” Osoby mające „rys narcystyczny” nie mogą znieść prawdy o sobie. Nie tolerują własnych porażek.  Te swoje „ciemne strony”, braki i ograniczenia, ale też potrzeby przypisują innym. Pod tym kryje się bardzo kruche poczucie wartości i duża podatność na zranienie. Takie osoby mogą nawiązywać poprawne relacje z innymi, ale nie są to głębokie więzi. Bliska relacja oparta jest na emocjonalnej wymianie, kompromisach. Ważne jest też wzajemne uznanie współzależności i poczucie wdzięczności za to, co mamy od innych. Osoby narcystyczne, gdy stoją przed możliwością czerpania od innych, są tym bardzo urażeni, zawstydzeni, czują się tym głęboko upokorzeni. Stosują więc różne strategie myślowe, by temu zaprzeczyć. Niejednokrotnie – tak jak mitologiczny Narcyz – czują tęsknotę za więzią i cierpią na samotność. Jednak, gdy mają możliwość związania się z kimś, to odrzucają te relacje, tak jak Narcyz kochającą go Echo.

Żaden z nas nie jest wolny od narcyzmu

Neville Symington zwrócił uwagę, że każdy przejawia cechy narcyzmu. Miłość do siebie, uznawanie swoich możliwości niewątpliwie są pomocne w rozwoju, w poczuciu własnej wartości.  Pewna dawka egoizmu czy egocentryzmu jest nam potrzebna. W momentach, gdy coś nam się uda, rozpiera nas duma. Możemy poczuć się na chwilę wyjątkowi, wygrani. Gdy jesteśmy chwaleni, możemy czuć, że „obrastamy w piórka”. Nikt z nas nie lubi porażek i każdy przejawia pewien stopień wrażliwości na zranienie czy krytykę.

Narcyzm – dlaczego u jednych jest nasilony, a u innych nie?

Niektórzy twierdzą, że bardzo istotną rolę w kształtowaniu osobowości pełnią czynniki środowiskowe, czyli relacje z opiekunami z wczesnego dzieciństwa. W tej wczesnej relacji dziecka i matki dzieje się wiele. Wystarczająco „dostrojona” do niemowlęcia matka sprzyja jego prawidłowemu rozwojowi.  Ta „wystarczająco dobra” mama to nie mama idealna, która nie frustruje otoczenia. To matka, która ma w miarę dobry kontakt emocjonalny z dzieckiem. Dziecko przyjęte przez mamę i mające odpowiedzi na siebie czuje, że istnieje. To stwarza jego „podwaliny” do budowania wiary w drugiego człowieka. Deficyty, traumy z tego okresu, zostawiają trwały ślad w psychice i pewną pustkę. Brak „wymiany emocjonalnej” między matką a dzieckiem czy gwałtowne lub zbyt długie rozstania to przeciążające doświadczenia dla kształtującej się psychiki dziecka. Ponowne wycofanie się do swego „wewnętrznego świata” jest dla dziecka sposobem poradzenia sobie z tym przeciążeniem. Ale jeśli ten sposób utrzymuje się w dorosłości, nie pełni on funkcji adaptacyjnych. „Wyjaławia” dorosłego z życia wewnętrznego i relacyjnego.

Scena z mitu, w której stęskniony narcyz szukał w odbiciu utraconej bliźniaczki, może symbolizować właśnie tą tęsknotę za utraconą częścią siebie, która nigdy nie była widziana przez opiekuna. Może symbolizować tęsknotę za kimś bardzo podobnym i czującym. Jednocześnie Narcyz nie mógł z nikim żywym się związać. Pragnienie zależności i naprawy jest przeplatane odrzucaniem więzi.  Dzieje się tak dlatego, że  zależność może przybliżyć tą traumę, która przez tyle lat obudowana była fortecą.

Narcyzm – przykład

Inne teorie psychoanalityczne sugerują, że czynnikiem rozwoju narcyzmu jest wrodzone tzw. „temperamentalne wyposażenie”. W każdym z nas istnieją popędy do życia i popędy śmierci. To właśnie siła popędu śmierci i zawiści może uszkadzać coś dobrego, co inni mają do zaoferowania.

Wyobraźmy sobie teraz dwa scenariusze, które opiszę poniżej.

  1. Pan X dowiedział się, że jego sąsiad – człowiek bardzo pracowity i oszczędny – kupił działkę rekreacyjną. Jego reakcja na tę informację wywołała w nim nieprzyjemne uczucie. Pomyślał, że sąsiad pewnie prowadzi nielegalne interesy. Ten sposób myślenia spowodował, że w oczach Pana X działka sąsiada okazała się mało atrakcyjna. Patrząc na to z boku, czujemy, że Pan X zastosował pewien „scenariusz myślowy”. Po prostu nie mógł znieść świadomości, że sąsiad ma coś, czego on sam nie ma. By poradzić sobie z tą bolesną prawdą, zdewaluował wizerunek sąsiada i jego posesję.
  2. Pan X, gdy dowiedział się o zakupie sąsiada, poszedł do niego i otwarcie powiedział mu o swojej zazdrości. Jednocześnie pogratulował mu, uznając jego przedsiębiorczość. Zaczął zastanawiać się, co mógłby zrobić i jakie siły w sobie uruchomić, by kupić w przyszłości ziemię. Analizując tę sytuację widzimy, że Pan X – chociaż poczuł zazdrość – zainspirował się kolegą. Osiągnięcie sąsiada nie podważyło jego dobrego myślenia o sobie.

Przytaczam te dwa scenariusze, aby powiedzieć, że u osób przejawiających głębokie cechy narcystyczne ten drugi scenariusz jest niemożliwy. Nietrudno się domyśleć, że taki sposób funkcjonowania bardzo utrudnia życie w relacjach.

Narcyzm – jak można pomóc?

W terapii jest szansa na przepracowywanie wczesnych traum i deficytów – dzięki temu taki sposób obrony nie jest tak potrzebny. Proces terapii to nawiązanie intymnej więzi, w której odtwarzają się problemy relacyjne z życia codziennego. Stanowi to szansę na uświadomienie sobie trudności i pracę nad nimi z terapeutą.

Pisząc artykuł korzystałam z:

  • Roger Duffresne – „Słuchając narcyza”
  • Neville Symington – „Narcyzm”
  • D.W. Winnicott – rozdział Lustrzana rola matki w „Zabawa a rzeczywistość”
narcyzm psychoterapia ursynów sylwia wieczorek
Napisała Sylwia Wieczorek

Choroby psychosomatyczne – trauma zamknięta w ciele

Czy choroby psychosomatyczne mają związek z przeżyciami?

Czasem, kiedy poznajemy historie trudnych dziecięcych doświadczeń, zastanawiamy się, jak to możliwe, że dziecko przetrwało fizycznie i psychicznie sytuacje, o których trudno jest nawet słuchać. Często na życie osoby szukającej pomocy u psychoterapeuty składa się wiele lat przemocy, opuszczenia czy różnego rodzaju fizycznych i emocjonalnych nadużyć. Jak to możliwe, że osoba, która tyle przeszła radzi sobie w życiu, zakłada rodzinę, funkcjonuje „normalnie”? W tym krótkim tekście chciałabym skupić się na obronach, które pozwalają dziecku przetrwać traumatyczne sytuacje. Niektóre z tych obron  o chronicznym charakterze przynoszą w konsekwencji chorobę – ból ciała. Choroby psychosomatyczne są właśnie zapisaną w ciele informacją o bólu psychicznym.

Co pamięta nasze ciało?

Judith Herman w książce „Przemoc – uraz psychiczny i powrót do równowagi” opisuje, jak patologiczne środowisko w dzieciństwie prowadzi do powstania anomalnych stanów świadomości. W stanach tych nie istnieją zwykłe relacje między ciałem a umysłem. Powodują one objawy somatyczne i psychiczne, które są zaszyfrowaną informacją o wspomnieniach. Ciało, które boli, ulega urazom, choruje, sztywnieje lub automatycznie się cofa, kiedy ktoś się zbliża, które nie doświadcza przyjemności, lecz raczej stałego napięcia. Ciało pamięta nadużycie, a jego reakcje stanowią drogę do niechcianych wspomnień.

Jak dziecko adaptuje się do patologicznej sytuacji?

Dziecko, które wychowuje się w patologicznym środowisku musi znaleźć sposób, aby się zaadaptować do nienormalnej sytuacji. Ta adaptacja służy nie tylko fizycznemu czy psychicznemu przetrwaniu, lecz także ocaleniu pierwotnego przywiązania do rodziców w obliczu codziennych dowodów ich złej woli, bezradności lub obojętności. Dziecko nie może wpłynąć na rzeczywistość, więc zmienia ją w swoim umyśle.Broni się wierząc, że nadużycie nie miało miejsca: zaprzecza wydarzeniom, minimalizuje ich znaczenie lub używa mechanizmu dysocjacji – odrywa się od swoich przeżyć, aby nie czuć. Może wtedy mieć poczucie bycia poza swoim ciałem, psychicznie stając się obserwatorem wydarzeń, w których uczestniczy. Dysocjując się od ciała może nawet nie czuć fizycznego bólu. Mogą wtedy pojawić się choroby psychosomatyczne.

Dlaczego dziecko czuje się winne przemocy?

Kiedy dziecku nie udaje się uniknąć konfrontacji z faktem nadużycia, musi stworzyć sobie taki system wartości, który usprawiedliwi to, co się rzeczywiście wydarzyło lub wydarza. Często znajduje wyjaśnienie, że przyczyną nadużycia jest tkwiące w nim zło. Umieszczenie winy w sobie pozwala znaleźć sens tego, co się przytrafiło i jednocześnie ocalić pierwotne przywiązanie do rodziców. Często poczucie winy wynika też z faktu, że dziecko słyszy wprost od przemocowych rodziców/opieków, że to ono jest winne przemocy i że na nią zasłużyło. W przypadku nadużycia seksualnego doświadczenie przez dziecko przyjemności seksualnej czy przychylność sprawcy wobec niego również w przekonaniu dziecka świadczą o jego własnej podłości.

Jak powstaje „fałszywe Ja”?

Przekonanie o byciu złym jest kompensowane przez wysiłki dziecka, aby być grzecznym, spełniającym oczekiwania, zdobywającym dobre stopnie czy społecznie dostosowanym. Dziecko nie jest w stanie wypracować spójnego obrazu siebie, wyposażonego w umiarkowane zalety i dające się tolerować wady.   Jest to jednym z ważnych celów rozwojowych. Swoją skrajnie negatywną tożsamość maskuje przystosowanym społecznie „fałszywym Ja”. Staje się dzieckiem, które nie sprawia problemów, odpowiedzialnym, pomocnym, najlepszym uczniem. Jego autowizerunek staje się  sztywny i jednocześnie rozszczepiony: na część silną, radzącą sobie („fałszywe Ja”) i słabą, bezradną, opuszczoną („prawdziwe Ja”, na które nie ma miejsca). W takich warunkach dziecko w swoim rozwoju nie jest w stanie zintegrować swojej tożsamości. Jego osobowość jest pofragmentowana i nie pozwala na rozwój normalnego poczucia niezależności w związkach z innymi. Dlatego też tak trudno jest mu w dorosłości odseparować się fizycznie lub/i emocjonalnie od rodziny pochodzenia. Trudno mu stworzyć dojrzały związek, mieć satysfakcjonujące życie. Często – pomimo potencjalnych możliwości, dorosła osoba nie może wyjść z emocjonalnej pułapki, w której wyrosła.

Choroby psychosomatyczne – czym są i o czym nam mówią objawy z ciała?

            Objawy psychosomatyczne to między innymi: bóle, brak poczucia ciała, tężyczka, migreny, osłabiona odporność, powtarzające się urazy ciała i wiele innych.  Są one wynikiem pierwotnego obronnego rozszczepienia pomiędzy ciałem a umysłem, w wyniku doświadczenia trudnego do zniesienia traumatycznego stanu. Joyce McDougall podejmuje ten temat w książce „Teatry ciała”.  Mc Dougall pisze, że poprzez cofnięcie się do psychosomatycznego sposobu reagowania na konflikt i ból psychiczny dziecko lub osoba dorosła może bronić się przed cierpieniem psychicznym. Nieświadomie usuwa ze swojej świadomości pewne spostrzeżenia, myśli, emocje czy fantazje. Ich miejsce zajmują reprezentacje konkretne, czyli odczucia z ciała, które są zaszyfrowaną informacją o doświadczeniu psychicznym. Ponieważ ciało, tak jak umysł, podlega przymusowi powtarzania (reakcja somatyczna przypomina o doświadczonej i wypartej traumie), proces terapii daje szansę odszyfrowania tego, co niedostępne i niewysłowione. Psychoterapia pozwala powoli nadawać znaczenie objawom somatycznym. Poszerza przestrzeń psychiczną wokół konkretnego cielesnego cierpienia, rozwija umysłowy obrazu ciała, w którym jest miejsce na płynące z niego sygnały. Stopniowo  umożliwia łączenie doświadczeń konkretnych-cielesnych i symbolicznych-psychicznych.

Jak zrozumieć swoje ciało?

Poprzez choroby psychosomatyczne nasze ciało do nas mówi. Jeżeli uda się nam ten język odszyfrować, uwolnimy je od bólu, który znajdzie wyraz w świadomych przeżyciach, również bolesnych, lecz dających się przepracować w procesie terapii. Mechanizm rozdzielenia odczuć cielesnych i psychicznych jest sposobem na obronę przed emocjonalnym cierpieniem. Ich integracja jest związana z przeżyciem cierpienia emocjonalnego. Większe możliwości osoby dorosłej i obecność psychoterapeuty sprawiają jednak, że cierpienie to – w przeciwieństwie do sytuacji z dziecięcych lat życia – jest możliwe do doświadczenia i przeżycia. Dzięki temu staje się możliwe ukojenie cielesnego i emocjonalnego bólu – zmniejszenie wpływu wcześniejszych traumatycznych doświadczeń na obecne życie.

 

choroby psychosomatyczne psychoterapia ursynów ewa szczygielska
Napisała Ewa Szczygielska

W poszukiwaniu ram pojęciowych do opisu objawów psychosomatycznych odniosłam się do książek „Przemoc – uraz psychiczny i powrót do równowagi” Judith Herman, „Teatry Ciała” Joyce oraz do artykułu „Budując mosty między ciałem a umysłem” Barbary Shapiro.
Zdjęcie: autorki Larm Rmah, źródło: Unplash

Sny a ich znaczenie

Sny – jaki macie do nich stosunek? Myślicie o nich, czy w ogóle się nimi nie zajmujecie? Uważacie, że mówią o tym, co ma się Wam wydarzyć czy co Wam się wydarzyło? A może nie rozumiejąc ich, uznajecie je za zbyt absurdalne i zapominacie o nich zaraz po tym, jak Wam się przypomną?

Sny ciekawią ludzi od tysiącleci. Najczęściej nadawano im znaczenie prorocze. Ciekawym opisem takiego proroctwa jest historia o Aleksandrze Macedońskim, któremu przed zdobyciem Tyru przyśnił się satyr tańczący na tarczy. Jego tłumacz snów podzielił rzeczownik „satyros” (satyr) na „sa” (po grecku „twój”) i „Tyros” (Tyr), przepowiadając wodzowi „Tyr jest Twój”, co zachęciło Aleksandra do podjęcia działań wojennych, które poskutkowały zdobyciem miasta. Niesamowite, prawda? Nic tylko sięgać po sennik! Niestety, sprawa nie jest taka prosta…

Senniki raczej zawodzą, co opiszę później. Dużo rzetelniejszym narzędziem do tego, by zrozumieć sny, okazała się interpretacja marzeń sennych zaproponowana przez Freuda. W swoim wiekopomnym dziele „Objaśnianie marzeń sennych” postulował on, że sny mówią przede wszystkim o śniącym. Odzwierciedlają jego życie psychiczne – głównie treści wyparte, czyli te, których nie chcemy o sobie wiedzieć.

Freud uważał, że marzenia senne spełniają wiele użytecznych funkcji. Są np. strażnikiem naszego snu. Zdarzyło Wam się może śnić, na dźwięk budzika, o tym, że właśnie go wyłączyliście, wstaliście, a nawet wyszliście do pracy? Wszystko po to, by nie musieć się budzić! Co więcej, zdaniem Freuda, w marzeniach sennych próbujemy przede wszystkim spełniać nasze pragnienia. Znajome małe dziecko śniło niedawno o tym, że jadło parówki – danie, które uwielbia, a którego nie chcą mu serwować rodzice. Przynajmniej we śnie sobie pojadło…

Sny dorosłych – jak do nich podejść?

Ze snami dorosłych sprawa nie jest już tak czytelna. Dorośli mają dość mocno wykształconą instancję wewnętrzną zwaną superego, która niczym cenzor stoi na straży wszelkich norm, zasad oraz reguł społecznych. Nasze superego nie lubi, gdy nasze id (które chce zaspakajać nasze wszelkie pragnienia) hula bezkarnie. Ego śpiącego ma więc nie lada zadanie – musi we śnie starać się zaspokoić zarówno roszczenia id, jak i surowe zakazy superego. Używa w tym celu licznych sposobów, które mają przed superego zamaskować to, o czym marzy id, a jednocześnie, w tajemnicy przed superego, próbować realizować pragnienia id. Ego uruchamia więc tzw. pracę marzenia sennego, która ma przekształcić treść ukrytą (tę niedozwoloną) w treść jawną (czyli fabułę, która nam się de facto śni). Gdy robi to dość skutecznie, nasze sny są dla nas często dość absurdalną historią, z której niewiele dla nas na pierwszy rzut oka wynika. Jak widzicie, mamy więc powody, by mieć absurdalne sny, więc takie je produkujemy. Ważne jednak, by się tym nie zrażać i jednak chwilę się nad nimi zastanowić.

W następnym odcinku podam Wam dwa przykłady snów i sposobów ich rozumienia. Spróbuję pokazać, że to złudne, by dosłownie rozumieć nasze sny. Jeden sen będzie z dzieła samego Freuda, a drugi taki, który mógłby się przyśnić i Tobie, i mnie.

Do poczytania za 10 dni! 

I jeszcze źródło:
Historię na temat snu Aleksandra Macedońskiego zaczerpnęłam z książki „Objaśnianie marzeń sennych” (Z.Freud, Wydawnictwo KR, Warszawa, 1996, strona 101).
 

sny psychoterapia ursynów Hanna Lisowska
Napisała Hanna Lisowska