Samotność – jak ją rozumieć?

Samotność – jej rozumienie jest wieloznaczne. Próbę odpowiedzi na to pytanie niesie audycja w Radio dla Ciebie. W dniu 2 września 2016 Hanna Lisowska była gościem Anny Matusiak w programie „Wieczór RDC”.

Samotność czy bycie samemu? To nie to samo

Każdy z nas czuł się choć raz samotny. Stereotypowo samotność nie kojarzy nam się dobrze. Co ciekawe, bardzo różnimy się między sobą pod względem tego, jak rozumiemy samotność i jak sobie z nią radzimy.

Czym jest samotność?

Przez samotność często rozumiemy uczucie, które towarzyszy nam wtedy, gdy nie jesteśmy w związku, a bardzo byśmy chcieli w nim być. Trudno zgodzić się jednak z tak zawężoną definicją samotności. Zapewne każdy z nas zna osoby, które są w związkach miłosnych, ale wciąż czują się samotne. Z drugiej strony są również takie osoby, które nie są w związku, ale nie skarżą się na samotność. „Samotni we dwoje” narzekają, że partner ich nie rozumie, nie wspiera, niekiedy nie szanuje. „Sami, ale nie samotni” mogą czerpać przyjemność z życia. Mają satysfakcjonującą pracę, dające radość hobby albo relacje z innymi osobami, przez które czują się lubiani, doceniani, uwzględniani. Czym więc jest samotność?

Samotność to dla mnie uczucie braku, który wywołuje tęsknotę za relacją z osobą, z którą możemy dzielić myśli, uczucia, plany, marzenia. Możemy z taką osobą czuć bliskość czy nawet jedność.

Uczucie samotności jest naturalną i wręcz nieodzowną składową życia każdego człowieka. Każdy z nas je kiedyś przeżywał. Kłopot związany z uczuciem samotności zaczyna się wtedy, gdy doskwiera nam ono za często, za długo lub ze zbyt dużą intensywnością. Pojawia się jako reakcja na momenty, w których czujemy się sami. Stan bycia samemu to szczególny stan – taki, w którym jesteśmy świadomi naszej odrębności i inności od innych. Wszyscy go znamy, choć różnie znosimy. Momentem, w którym uczucie bycia samemu kojarzy się większości osób dobrze, jest stan tuż po satysfakcjonującym zbliżeniu seksualnym. Wtedy partnerzy są blisko, a jednak każdy oddzielnie. Nie są już w uniesieniu, a bardziej w odrębności, która wtedy jednak nie przeszkadza.

Świadomość tego, że jesteśmy odrębni od bliskich wydaje się czymś oczywistym, co racjonalnie rozumiemy.  Tymczasem zdarza się, że często myślimy o sobie „zbiorowo” – mniej w kategoriach „ja”, bardziej jako „my” – ja i mój partner, ja i moje dzieci, ja i moi rodzice, ja i mój zespół z pracy. Taka optyka bywa bardzo miła i zapewnia potrzebne nam poczucie przynależności. Gdy posługujemy się nią zbyt często, ma funkcję obronną – chroni nas przed zobaczeniem swojego „ja”. To pytania typu: Kim jestem? Jaki jestem? Jak czuję się z ludźmi? Jak mi z tym, że inni są ode mnie różni?

Nieumiejętność bycia samemu – dwa przykłady

Weźmy jako przykład fikcyjną panią Ewę – osobę, która pochodzi z zamożnej rodziny, choć sama obecnie mało zarabia. Gdyby myślała o sobie jako o „bogatej”, na poziomie faktów byłaby to prawda. Jeśli chodzi o prawdę psychologiczną na jej temat, nie jest to już takie pewne. Powstaje wiele pytań, które można zadać sobie w takiej sytuacji. Niektóre z nich mogą okazać się bardzo bolesne – szczególnie, jeśli ta osoba dokona rozróżnienia między sobą a rodzicami. Te pytania to: czy mogę poczuć swój własny potencjał? czy nie czuję go, bo przysłania mi go potencjał moich rodziców? Ile sama osiągnęłam? Czy jestem zadowolona ze swojej pracy? Czy mogę czuć się kreatywna i przedsiębiorcza, czy świecę jedynie światłem odbitym od moich majętnych rodziców? Takie rozróżnienie, dzięki któremu czujemy inność nawet od bliskich nam osób, może narażać na ogromną samotność, małość, czy nawet rozpacz. Może też wywoływać uczucie frustracji, zazdrości, a nawet zawiści. Ale może też być motorem do osobistego rozwoju.

Przykładem dotkliwego odczuwania samotności może być inna fikcyjna postać – pani Marta. Wyobraźmy ją sobie jako kobietę, która cierpi w swoim związku. Jej partner ma inne opinie na niektóre kwestie. Nie spędza z nią każdego wieczoru, mimo że ona by sobie tego życzyła. Pani Marta czuje się bardzo samotna, wręcz niekochana. To, że różnią się poglądami czy zainteresowaniami sprawia, że traci ona wiarę w przyszłość ich związku. Bardzo by chciała, by partner zgadzał się z nią we wszystkim. Chce czuć, że dobrze myśli. Jego śmiech na jej żart ma wesprzeć ją w myśleniu o tym, że jej żart jest śmieszny i wart opowiedzenia. Nie wystarczy, że sama tak myśli o swoim żarcie. Bo jeśli on się nie śmieje, ona już nie wie, co myśleć. Wie natomiast, co czuje – czuje się samotna i zostawiona przez niego. Można myśleć, że ta kobieta potrzebuje partnera, by był jej zastępczym rodzicem. Takim, który pogłaszcze ją po głowie i powie, że fajnie to powiedziała, że jest błyskotliwa i zabawna. Ona sama nie umie sobie tego dać w wystarczającym stopniu.

samotność psychoterapia ursynów
Samotność ma też swoje dobre strony

Jak uczymy się bycia samemu?

Kamieniem węgielnym tej ważnej umiejętności są m.in. nasze wczesne doświadczenia z rodzicami. Osoby, które radzą sobie z własną odrębnością od innych i w związku z tym najmniej dotkliwie odczuwają samotność, w dzieciństwie dostały od swoich rodziców dużo wsparcia. Dla przykładu: dziecko narysowało rysunek i przybiegło pokazać go mamie. Mama szczerze się nim zainteresowała, doceniła jego wysiłek albo to, co w obrazku wydało jej się interesujące. Jeśli dziecko poczuło się dobrze z reakcją mamy, to można powiedzieć, że mama pomogła dziecku wzmocnić jego wiarę we własne możliwości. Gdy to dziecko dorośnie, będzie mogło docenić własny żart niezależnie od tego, czy partner się z niego w danej chwili zaśmieje czy nie. Zapamięta reakcję rodzica. Ona pozwoli mu, jako dorosłemu, zachować się podobnie w stosunku do samego siebie.

Samotność a psychoterapia

Gdy bardzo polegamy na innych, gdy oddajemy im decyzyjność i potrzebujemy ich rad, zatraca się to, co nasze. Umyka to, jacy jesteśmy, co tak naprawdę sądzimy, co czujemy i uważamy. Lęk przed samotnością, rozumianą także jako narażenie się na odrzucenie ze strony innych, może być przygniatający. Wtedy pomocna może okazać się psychoterapia. W gabinecie psychoterapeutycznym będziemy mieć możliwość omówienia różnych trudnych dla nas sytuacji i uczuć, które przydarzają nam się w życiu. W psychoterapii psychoanalitycznej doświadczymy tych sytuacji „na żywo”, w relacji z terapeutą. Będzie to również przedmiotem wspólnej pracy. W gabinecie terapeuty jesteśmy bowiem tymi samymi osobami, co poza nim. To oznacza, że na różne sytuacje w kontakcie z terapeutą zareagujemy w podobny sposób jak w życiu, podobnymi uczuciami i myślami. Uczucie samotności też się pojawi. Będziemy mogli nad nim pracować w bezpiecznych warunkach, z wykwalifikowaną osobą, z którą podejmiemy próbę zrozumienia tego, co się właśnie z nami dzieje. Praca nad kwestią samotności z osobami, które opisałam w powyższych przykładach, zakładałaby pracę nad tym, jak reagują na odrębność innych, jeśli dopuszcza ją do siebie.

Samotność jako azyl

Poza opisaną grupą osób, która boleśnie doświadcza samotności w relacjach, warto też wspomnieć o grupie z przeciwnego bieguna – o osobach, które z pozoru nie wydają się cierpieć na samotność. Bycie samemu nie stanowi dla nich kłopotu, przynajmniej pozornie tak się wydaje.

Weźmy dla przykładu hipotetycznego mężczyznę, który czujnie pilnuje, by jego zdanie było przez wszystkich szanowane. Pochodzi z rodziny, w której matka i ojciec zawsze „wiedzieli lepiej”, mało widzieli potrzeby syna, bo się nad nimi nie zastanawiali. Chcieli, by robił to, co oni uznawali za słuszne. Takie doświadczenia sprawiły, że samotność nie jest czymś, czego ten mężczyzna by się lękał. Lubi być sam, ma poczucie, że może wtedy myśleć swodobnie i nikt mu w nic się nie wtrąca. Zdaje się jednak, że taka postawa jest obronna, bo chroni jego „ja”, ale uniemożliwia bliskie relacje z innymi osobami. Gdy robi się za blisko, on czuje się zagrożony,  zamyka się i nie dopuszcza nikogo do siebie. Ten stan nie jest jednak psychologiczną normą, tylko azylem. Jeśli mimo wszystko ten mężczyzna doświadcza uczucia samotności, tęsknoty za kimś bliskim i chciałby to zmienić, on również mógłby skorzystać z psychoterapii. Praca psychoterapeutyczna byłaby próbą zdjęcia z otaczających go osób piętna przeszłości, które przenosi on na innych jak przez kalkę. Mogłoby się również okazać, że on bardzo boi się bliskości. Boi się, że gdyby spotkał właściwą osobę, to  by się od niej od razu uzależnił – tak bardzo wie, że jest potrzebujący.

Złoty środek

To, co nazywam stanem bycia samemu, nie jest synonimem samowystarczalności. To taki stan, w którym można dobrze czuć siebie, a jednocześnie cieszyć się z bliskich relacji z innymi. Stan, w którym nie jest się ani przyklejonym do kogoś, czy uzależnionym od kogoś, ani też odgrodzonym murem izolacji. Wcześniej wspomniany przykład pary seksualnej dobrze to  oddaje.

Samotność, mimo, że dość powszechna, jest bardzo osobistym uczuciem. Każdy przeżywa ją inaczej. Żaden artykuł czy książka na samotności nie odda całości tego zjawiska, nie sprawi, że zobaczymy tam samych siebie w całości, z pełnią tego, co przeżywamy. Natomiast własna psychoterapia pozwoli nam, z pomocą terapeuty, przyjrzeć się nam samym w dużych szczegółach. Będzie to na pewno bardzo osobiste doświadczenie.

Samotność to „samo życie”

Trzeba też powiedzieć, że uczucie samotności, mimo, że dla wielu z nas bardzo dotkliwe, jest też częścią życia, którą warto zaakceptować. Naturalnym i wpisanym w nie zjawiskiem, z którym jest nam dane mierzyć się na każdym etapie naszego rozwoju. Znają ją już odstawiane od piersi niemowlęta czy przedszkolaki zostawiane przez rodziców w początkowo nieznanym im miejscu. Samotności doświadczają uczniowie, szczególnie przez pierwsze dni w nowej szkole, czy świeżo upieczeni studenci, którzy wyjeżdżają z domu rodzinnego w nieznany świat. Znają ją też rodzice, kiedy dzieci dorastają tak szybko. Samotność może boleć, ale jest też rozwojowa. O ile gorzej byłoby, gdyby dorastające, a potem dorosłe dzieci nie chciały opuszczać rodzinnego domu.

Co ciekawe, samotności doświadczamy również w bardzo miłych momentach. Niektóre stany zachwytu czy uniesienia zwyczajnie nie są przekładalne na słowa. Nie jesteśmy więc w stanie ich przekazać innym i musimy pozostać z nimi sam na sam. Czy to powód, by cieszyć się nimi mniej?

 

Pisząc tekst, korzystałam z artykułu Donalda Winnicotta „The Capacity to Be Alone” (1958), zamieszczonego w The Maturational Processes and the Facilitating Environment: Studies in the Theory of Emotional Development (Hogarth Press, London 1965).
Tekst był również publikowany przez portal Zdrowa Głowa pod tytułem „Samotny, sam? To nie to samo”.

 

samotność psychoterapia ursynów Hanna Lisowska
Napisała Hanna Lisowska

Kreatywność na co dzień, czyli jak dożyć do urlopu

Kreatywność to stan, który bardzo nam służy. W wakacje łatwiej jest go osiągnąć, ponieważ wtedy realizujemy pragnienia. Umożliwiają to wyjazdy w wymarzone miejsca – poprzez zmianę otoczenia odmieniają naszą codzienność. Często mamy nadzieję, że zewnętrzna zmiana przełoży się też na wewnętrzną – odmieni nas, samopoczucie i spojrzenie na świat. Tak się zazwyczaj nie dzieje albo dzieje się, ale na krótko. Wtedy zaczynamy marzyć o kolejnych wyjazdach. Co robić, kiedy perspektywa urlopu jest jeszcze nie za bliska? Jak funkcjonować, by na co dzień czuć, że życie nas cieszy, że mamy apetyt na kolejny dzień?

Co sprawia, że cieszymy się życiem?

Prób odpowiedzi na to pytanie jest wiele, również w obszarze psychologii. Chciałabym zaproponować Wam jedną z koncepcji. Upatruje ona źródeł życiowej radości w tym, w jakim stopniu każdy z nas ma dostęp do własnej kreatywności. Kreatywność jest bardzo ważna, bo za jej pośrednictwem wyraża się nasze „self”, czyli prawdziwa, intymna i bardzo indywidualna część każdego z nas. Gdy podążamy za tym wewnętrznym kreatywnym impulsem, czujemy przyjemność, swobodę i kontakt z prawdą o nas samych. Jedni doświadczają tego stanu robiąc zdjęcia, inni gotując, jeszcze inni – tańcząc czy spacerując po lesie.

Czym jest kreatywność?

Brytyjski psychoanalityk Donald Winnicott uważał, że kreatywność to szczególna postawa wobec rzeczywistości zewnętrznej. Polega na „bawieniu się” tą rzeczywistością zgodnie z własną wyobraźnią, przy jednoczesnym jej poszanowaniu. Dobrze to widać w dziecięcej zabawie. Jako przykład weźmy kilkulatka, który wycina z kartonu prostokąt, pieczołowicie go maluje, wypisuje na nim imiona swoich kolegów, a potem „dzwoni” do nich na pogawędki. Chłopiec zarazem wie, że ma telefon i używa go w zabawie jako telefonu, a jednocześnie wie, że go nie ma. Dzięki kreatywnemu wykorzystaniu zabawy nie rozpacza, gdy po naciśnięciu paluszkiem imienia na kartonowej klawiaturze nie słyszy prawdziwego głosu kolegi.

Gdy tracimy ten zdrowy stosunek do rzeczywistości zewnętrznej, ma to druzgocące skutki dla zdrowia psychicznego. Gdy przestajemy liczyć się z rzeczywistością, urojenia biorą górę. Gdy nie umiemy żyć kreatywnie, czujemy się jak maszyny pozbawione pragnień, których zadaniem jest jedynie wykonywanie zmechanizowanych czynności.

Dlaczego kreatywność jest ważna?

Kreatywność pozwala nam cieszyć się życiem w taki sposób, że czujemy się na co dzień dobrze. Nie jesteśmy nic nie znaczącym pyłkiem w świecie. Sprawiamy, że świat, który zamieszkujemy, robi się naszym światem. Nadajemy przedmiotom w tym świecie osobiste znaczenie. Tworzymy świat podążając za własnymi upodobaniami, pragnieniami, za tym, kim w głębi jesteśmy. Otaczamy się zdjęciami, które zrobiliśmy i które nas cieszą albo muzyką, którą lubimy. Jedna z koleżanek opowiadała o swoim przeżyciu, w którym próbowała oglądać swoją okolicę w taki sposób, jakby była turystką zwiedzającą nowe i piękne miejsce.

Kreatywność – czym jest z perspektywy rozwojowej

Donald Winnicott twierdził, że ta zdolność do twórczej iluzji jest czymś, z czym jako ludzie przychodzimy na świat. Winnicott uważał, że noworodek ma poczucie, jakby tworzył świat. Głodnieje i jak na zawołanie pojawia się pierś mamy lub butelka. Oczywiście podtrzymanie tej fantazji jest wspierane przez czujnych na potrzeby dziecka rodziców, którzy wiedzą, że niemowlę ma bardzo małą zdolność do tolerowania frustracji. Dbają więc o to, by go nie frustrować i zaspakajają jego pragnienia od razu.

Z czasem, gdy dziecko rośnie, rodzice stopniowo je urealniają, pomagając mu się dostosować do wymogów zewnętrznej rzeczywistości. To trudne zadanie, więc dziecko radzi sobie z tym na różne sposoby. Niektóre dzieci przywiązują się do przytulanek, do których tulą się pod nieobecność rodzica. Niekiedy są wobec przytulanek gwałtowne, co pomaga im wyrazić złość, którą czują.

Zabawa jako sposób uporanie się w trudnymi kwestiami

Często zabawa jest sposobem, który ułatwia dziecku przepracowanie bardzo ważnych problemów natury psychicznej. Zygmunt Freud opisywał np. zabawę swojego wnuka szpulką. Chłopiec podczas nieobecności matki wymyślił zabawę polegającą na wrzucaniu pod łóżko szpulki na sznurku. Wykrzykiwał wtedy „nie ma”, po czym przyciągał szpulkę do siebie i krzyczał „jest”. W ten sposób przepracowywał to, co działo się, gdy matka znikała. Aspekt zabawy, tego, że zniknięcie szpulki było „na niby” i że to on decydował o tym, kiedy szpulka miała się ponownie pojawić, zdecydowanie ułatwiało godzenie się z rozstaniem. Bardzo podobną zabawą jest dobrze znana zabawa w „a-kuku”. Uczy ona tego, że jeśli kogoś nie widać, to on nadal fizycznie może być obecny. To w przyszłości pomoże takiemu młodemu człowiekowi radzić sobie lepiej z rozłąką- rozumieć, że gdy ukochanej osoby nie ma fizycznie obok nas, nie znaczy to, że bezpowrotnie zniknęła z naszego życia. Będzie mógł on kochać, tęsknić i być w relacji mimo fizycznego oddzielenia.

U dorosłych, tak samo jak u dzieci, pełne dostosowanie się do rzeczywistości nie jest ani możliwe, ani pożądane. Wszyscy, niezależnie od wieku, potrzebujemy czuć, że jesteśmy sprawczy i twórczy. Chcemy czuć, że możemy kształtować świat zgodnie z naszymi potrzebami, a nie tylko się do niego dostosowywać. Chodzimy do kina, by przenieść się w iluzyjny świat. Strzyżemy włosy tak, jak lubimy, a gdy nam źle, słuchamy muzyki, która nas uspakaja.

Kiedy tracimy własną kreatywność

Niekiedy, z różnych powodów dochodzi do zahamowania naszych mocy twórczych. Wyobraźmy sobie przykładową kobietę, która wiązała swoje życie z ukochanym mężczyzną. Nagle okazało się, że ten mężczyzna od niej odszedł, zostawiając ją w rzeczywistości, na którą ona kompletnie się nie godzi, bo jest to rzeczywistość bez niego. Można postawić sobie pytanie, na ile ta kobieta dobrze widziała realność swego związku, a nie tylko jego życzeniową wersję, którą chciała za wszelką cenę podtrzymać. Przed nią na pewno trudne zadanie – odnalezienie się w nowych realiach w taki sposób, żeby czuła, że jej życie jest czymś więcej niż tylko smutnym scenariuszem, do którego musi się dostosować.

Innym przykładem zahamowania twórczego potencjału może być studentka filozofii (kolejna postać wymyślona), która przestała móc czytać literaturę na zajęcia. Gdyby czytała, książki mogłyby ją wzbogacać, służyć poszerzaniu jej wiedzy, rozwijaniu własnych myśli. Nie może czytać, bo czuje, że gdy przeczyta książkę, będzie z niej odpytana. Ktoś wtedy może wykryć, że czegoś nie wie lub nie zapamiętała. Trwa więc chwilowo w nierozwojowym impasie. Z jedne strony fantazjuje o swoich filozoficznych predyspozycjach. Z drugiej strony nie może ich sprawdzać w realności, przerażona tym, że rzeczywistość kompletnie zburzy jej przekonanie o sobie.

Odzyskiwanie twórczego potencjału

Twórczy potencjał niekiedy odblokowuje się z czasem, z pomocą naszych własnych sił rozwojowych. Niekiedy, tak jak w przypadku porzuconej kobiety z powyższego przykładu, pomocna może okazać się psychoterapia.

Bibliografia

Freud, Z. (2005). Poza zasadą przyjemności. Przeł.Jerzy Prokopiuk. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN
Winnicott D.W. (2011). Zabawa a rzeczywistość. Przeł. Anna Czownicka. Gdańsk: Imago.
Robinson, K. Creativity in Everyday Life (or Living in the World Creatively), tekst wystąpienia na konferencji poświęconej Winnicottowi z 22.11.2015 w Londynie.

Zdjęcie: Photo by Cristina Gottardi on Unsplash

 

kreatywność psychoterapia ursynów Hanna Lisowska
Napisała Hanna Lisowska