Dorosłe dzieci – o zjawisku parentyfikacji cz.2

W pierwszej części tekstu opisałam, czym jest parentyfikacja. W drugiej części skupiam się na tym, jakie są jej skutki i jaka jest rola psychoterapii w wychodzeniu w pozycji sparentyfikowanego dziecka.

Jakie są skutki parentyfikacji w dzieciństwie?

Skutki parentyfikacji zależą od kilku czynników. Zewnętrznych: od zakresu „zadań” dziecka, długości ich trwania, osoby, którą się opiekuje, dostępnego systemu wsparcia społecznego. Wewnętrznych: od wieku i cech osobowych dziecka. Jeżeli dziecko posiada pewien szczególny zestaw cech, w tym inteligencję społeczną i poczucie humoru, kiedy jest atrakcyjne fizycznie lub kiedy ma wsparcie społeczne ze strony przynajmniej jednej osoby w swoim otoczeniu – mówimy o rezyliencji. Oznacza to, że dziecko jest bardziej odporne na negatywne skutki parentyfikacji.

Co dzieje się ze sparentyfikowanym dzieckiem? Z perspektywy psychoanalitycznej relacji z  obiektem dziecko musi poświęcić własne Ja na rzecz utrzymania relacji z opiekunem.  W przeżyciu takim zostaje zniszczone podstawowe zaufanie Ja do pomocnego i empatycznego obiektu (rodzica). Jeżeli pierwotnie rodzic zaniedbywał potrzeby dziecka i nie dostrzegał go jako OSOBY, to dziecko samo siebie uczy się traktować instrumentalnie, czyli poprzez pełnienie pewnych FUNKCJI. Można powiedzieć, że dziecko musi nieświadomie zrezygnować ze znaczącej części swojego Dziecięcego Ja. Skupiając się na utrzymaniu więzi poprzez opiekę nad rodzicem musi poświęcić własne potrzeby rozwojowe. Nie uczy się dostrzegać swoich potrzeb, określać swoich stanów emocjonalnych. Powoduje to trwałe „niewidzenie” znacznych obszarów swojego życia.

Struktura psychiczna rozwija się w taki sposób, aby przystosować się do wymogów otoczenia. W miejsce prawdziwego Ja rozwija się Fałszywe Ja, nastawione na spełniania oczekiwań z zewnątrz. Struktura Fałszywego Ja może być wzmacniania – dziecko może słyszeć, że jest „dzielne” albo „silne” – buduje to obraz samego siebie jako dającego opiekę.

Dzieci takie mogą być nad wiek dojrzałe w sprawach, które dotyczą rodziny. Jednak nie mając kontaktu ze swoim Dziecięcym Ja, z obszarem własnych potrzeb, ze swoją spontanicznością, mogą być zagubione w innych obszarach życia. Dziecko nie ma miejsca na prawdziwe, spontaniczne potrzeby, ich miejsce zajmuje realizacja cudzych oczekiwań, narzucony przez otoczenie obraz Ja. Sytuacja rozgrywająca się z obszarze relacji z innymi zostaje z czasem uwewnętrzniona. Nie potrzeba już realnych zewnętrznych osób, aby siebie nie dostrzegać i nadużywać. Rzeczywistość zewnętrzna „dopasowuje się” do wewnętrznej konstrukcji psychicznej, podtrzymując utrwalony schemat.

Jakie są skutki destrukcyjnej parentyfikacji w dorosłości?

 

Schier wymienia cztery główne obszary konsekwencji doświadczenia w dzieciństwie destrukcyjnej parentyfikacji.

Pierwszym jest trudność w regulacji uczuć i rozumieniu swoich stanów psychicznych. Dziecko wychowane przez osobę pochłoniętą własnymi stanami psychicznymi nie ma możliwości zbudowania własnej stabilnej i zdrowej struktury. Rodzic nie „widzi” dziecka, więc nie może pomagać mu w określaniu tego, co się z nim dzieje. Dziecko nie uczy się uspokajać, regulować wewnętrznie swoich emocji. W dorosłości może więc poszukiwać zewnętrznych regulatorów napięcia, takich jak używki i innego rodzaju substancje lub czynności. Emocje nie mogą być, zgodnie ze swoją funkcją, informacją użytą do zrozumienia i poprawy swojej sytuacji. Są bardziej odczuwane jako napięcie, które domaga się rozładowania. Rozładowanie, poprzez kompulsywne działanie lub poprzez sięgniecie zewnętrzny „uspokajacz” utrwala i pogarsza sytuację.

Drugim obszarem jest depresja. Dziecko, które doświadczyło parentyfikacji, nie mogło zbudować bezpiecznej więzi z rodzicem. Nie tylko nie znajdywało w nim odzwierciedlenia dla siebie samego, lecz samo musiało być odzwierciedleniem dla stanów rodzica i kontenerem dla jego emocji. W związku z tym w rozwoju brakuje bazy, na której może powstać stabilna struktura wewnętrzna Ja. Życie w emocjonalnym deficycie niesie ze sobą poczucie pustki i braku. Funkcjonowanie w wyuczonym skupieniu na potrzebach innych sprawia, że osoba nie wie, jakie są JEJ potrzeby. Pułapka Fałszywego Ja podtrzymuje sytuację psychicznego deficytu, a trudność czerpania z relacji z innymi ludźmi utrzymuje emocjonalny głód. Osoba dorosła może doświadczać wypalenia związanego z nadużywaniem siebie na rzecz innych. Wszystkie te czynniki składają się na obraz wysokiego ryzyka depresji.

Trzeci obszar to problemy w obszarze separacji. Osoby, które doświadczyły odwrócenia ról, były używane do zaspokajania emocjonalnych i fizycznych potrzeb opiekunów. Nie nauczyły się, że można mieć odrębne potrzeby, własne wybory, że ktoś może sam radzić sobie z trudnościami życiowymi i emocjonalnymi. W rezultacie w życiu dorosłym osoby takie mogą mieć trudność w odróżnieniu własnych pragnień i opinii od tych, które mają inni ludzie. Jeżeli sami byli przedłużeniem Ja swojego rodzica, nie spostrzegają innych jako różnych, odrębnych od siebie. Mogą mieć skłonność do przejmowania za innych odpowiedzialności, ingerowania w czyjąś autonomię, rozwiązywania cudzych problemów. Podobnie mogą oczekiwać, że inni będą się zachowywali w bardzo określony, zgodny z oczekiwaniami sposób. W związku z tym przeżywają złość i rozczarowanie, w sytuacji kiedy ludzie postępują inaczej. Typowe jest też pozostawanie w relacji opartej na kontroli, zarówno w relacji z rodziną pochodzenia, jak i z innymi ważnymi osobami.

Czwarty obszar to zaburzenia na poziomie ciała. Ja cielesne kształtuje się w relacji z jego pierwotnym opiekunem. W zależności od wzorca więzi psychicznej, na podstawie szczególnych doświadczeń dziecko buduje obraz swojego ciała. Dorosłe osoby, które doświadczyły parentyfikacji mają zaburzony obraz swojego ciała. Mogą je traktować jako niewidzialne, obce lub złe. Badanie (Schier, Kaniowski, Szumiał, 2012) pokazuje, że osoba z doświadczeniem przeszłej lub obecnej parentyfikacji przeżywa swoje ciało jako mniej atrakcyjne, mniej sprawne fizycznie, mniej witalne, mniej zdrowie. Również w mniejszym stopniu je akceptuje.

Innym obszarem reakcji ciała na doświadczenie związane z parentyfikacją są choroby psychosomatyczne. Przyczyną podatności na zaburzenia psychosomatyczne mogą być różne czynniki. Jednym z nich może być nawet osłabienie układu odpornościowego u dziecka, które ma mało doświadczeń dobrego karmienia i dotyku opiekuna. Kluczowym wydaje się być natomiast trudność regulacji emocji, opisywana powyżej. Kiedy napięcie psychiczne nie może być opracowywane z wykorzystaniem istniejących struktur psychicznych (zmentalizowane), zostaje przekształcone na stany cielesne. Kiedy nie możemy czegoś wyrazić słowami, zaczyna mówić ciało. Więcej o tym piszę w moim poprzednim tekście „Trauma zamknięta w ciele”

Jak wyjść z pułapki parentyfikacji?

 

Psychoterapeutyczna praca nad parentyfikacją i jej skutkami jest wieloaspektowa. Wymaga przede wszystkim rozpoznania i nazwania doświadczenia odwrócenia ról. Wiąże się to ze zmianą wewnętrznego obrazu opiekunów z okresu dzieciństwa lub/i dorosłości. Utrata utrwalonego obrazu rodziców i relacji z nimi daje możliwość pozytywnej rekonstrukcji własnego życia, jednak jest obarczona przeżyciem emocjonalnej żałoby. W procesie rozpoznawania, co się wydarzyło i dlaczego pomaga rozpoznanie szerszego kontekstu rodzinnego i społecznego. Zrozumieniu, z jakich własnych powodów rodzice nie mogli wypełnić swojej opiekuńczej funkcji wobec dziecka przynosi ulgę w przeżyciu i zaakceptowaniu relacyjnej straty.

Osoba korzystająca z psychoterapii może uczyć się, że więź z drugim człowiekiem nie musi wiązać się z nadużyciem. Może zacząć doświadczać, że nie musi być tylko dawcą, że może też czerpać w relacjach. Poprzez rozpoznawanie obszaru własnych potrzeb i odnajdywanie prawdziwego Ja może budować oparcie w postaci poczucia własnej wartości i uwalniać się od potrzeby aprobaty. Zaczyna wychodzić z cienia osoby opiekuna, stawać się widzialna, budować własny świat i uczyć się korzystania z własnego sprawstwa. Może powoli wypełniać poczucie wewnętrznej pustki. Dobrym znakiem jest zwiększenie się ilości przeżywania pozytywnych emocji. Ze względu na głęboki charakter problemu praca psychoterapeutyczna w przypadku doświadczenia parentyfikacji jest zazwyczaj długotrwała.

 

parentyfikacja psychoterapia ursynów ewa szczygielska
Napisała Ewa Szczygielska

Tekst oparłam na książce Katarzynhy Schier (2015) „Dorosłe dzieci. Psychologiczna problematyka odwrócenia ról w rodzinie”. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe SCHOLAR
Zdjęcie: Raul Najer, źródło: Unplash

Żałoba i niezakończona żałoba: stracić, nie tracąc siebie? (cz. 1)

Strata i żałoba są nierozłączną częścią życia. 

Żałoba to złożony proces, przez który każdy z nas przechodzi indywidualnie. Życie każdego z nas przeplatane jest różnymi doświadczeniami. Wchodzimy w nowe etapy życiowe, nawiązujemy nowe relacje, zdobywamy nowe umiejętności, jednym słowem zyskujemy. W życiu nieustannie też tracimy. Zdarza się nam strata pracy, sprawności i młodości, dzieci wyrastają. Jako rodzice przeżywamy „syndrom pustego gniazda”, tracimy bliskich.

Paradoksalnie jedną z pierwszych utrat są narodziny. Jest w tym akt życia, pojawienia się na świecie i jednocześnie utraty wewnętrznego środowiska matczynego. Akt narodzin sprawia, że dziecko i matka na poziomie fizycznym są oddzielnie.  Ale dla dziecka matka w pierwszych miesiącach życia nie istnieje jako oddzielna osoba. Ta umiejętność kształtuje się około 6. miesiąca życia. To ważny etap budowania u dziecka odrębności, między nim a światem zewnętrznym, nim a matką.  To czas rozwijania możliwości znoszenia nieobecności opiekuna, integrowania miłości i złości przeżywanej w stosunku do jednej osoby. Te osiągnięcia rozwojowe pomogą nam w dorosłości radzić sobie ze stratami.  Jeśli coś w tym czasie zakłóciło rozwój dziecka, to w życiu dorosłym straty mogą być  przeżywane bardziej boleśnie i długotrwale. To wszystko wpływa też na sposób w jaki przechodzimy później żałobę.

Czym właściwie jest żałoba i dlaczego wymaga czasu

Żałoba to naturalna reakcja na utratę bliskiej osoby.  Ta utrata sprawia, że świat staje się opustoszały, umniejszony. Jest trwającym przez pewien czas procesem radzenia sobie z brakiem. Wyobraźmy sobie, że tracimy osobę, z którą stworzyliśmy więź. Byliśmy zaangażowani w tę relację, ulokowaliśmy tam swoje pragnienia, miłość (libido). Gdy osoba już nie istnieje, psychika staje przed trudnym zadaniem wycofania miłości, zaangażowania. To wygaszanie budzi opór, bo człowiek niechętnie opuszcza swoje miłosne stanowisko. Dlatego w żałobie przeplatają się uczucia smutku z buntem, niezgodą. Ze złością na osobę, która odeszła. Żałoba jest procesem jakby” odrywania libido”,  wygaszania tej energii.  Uznania osoby za zmarłą a samemu pozostaniu przy życiu. Żałoba w końcu jest rozstaniem.

Przykład niezakłóconego przebiegu żałoby

Aby zrozumieć, jak może w sposób niezakłócony przebiegać żałoba, wyobraźmy sobie Panią M. – kobietę żywiołowa i energiczną. Ma w życiu wiele zainteresowań, ciekawą pasjonującą pracę, grono przyjaciół. Jednak po śmierci mamy stała się smutna, zamknięta, wycofana. Wszystko, co sprawiało dotychczas przyjemność, co było ciekawe, straciło swój koloryt. Pani M. stała się jakby nieobecna. Jej myśli były przy matce, wspominała, oglądała zdjęcia. Czuła się opuszczona, smutna i zła, że straciła kogoś tak bliskiego. Z czasem te bolesne uczucia jakby straciły na swojej mocy, a Pani M. poczuła chęć do życia.

Dlaczego nie niepokoimy się i nie dziwimy się temu, co przeżywała Pani M.? Bo przechodzi naturalnie proces żałoby.

Niezakończona żałoba – co się dzieje, kiedy ktoś nie może się rozstać?

Gdyby Pani M. nie dopuściła do siebie uczuć, mogłaby się tak wewnętrznie nie rozstać ze swoją mamą. Być może wtedy zanurzyłaby się w niekończącej się nostalgii, tęsknocie i smutku. W pewnym sensie nie mogłaby żyć swoim życiem – to właśnie jest niezakończona żałoba. Może zgłosiłaby się na psychoterapię, by sobie pomóc.

Zapraszam do kolejnego artykułu, w którym przybliżę problematykę depresyjną, w których utraty nie są takie konkretne jak w przypadku żałoby

Pisząc artykuł, korzystałam z pracy S. Freuda z 1917 r. „Żałoba i melancholia”
Przykład jest wymyślony, by zobrazować problematykę.

żałoba psychoterapia ursynów sylwia wieczorek
Napisała Sylwia Wieczorek

Rosan Harmens

Samotność – jak ją rozumieć?

Samotność – jej rozumienie jest wieloznaczne. Próbę odpowiedzi na to pytanie niesie audycja w Radio dla Ciebie. W dniu 2 września 2016 Hanna Lisowska była gościem Anny Matusiak w programie „Wieczór RDC”.

Samotność czy bycie samemu? To nie to samo

Każdy z nas czuł się choć raz samotny. Stereotypowo samotność nie kojarzy nam się dobrze. Co ciekawe, bardzo różnimy się między sobą pod względem tego, jak rozumiemy samotność i jak sobie z nią radzimy.

Czym jest samotność?

Przez samotność często rozumiemy uczucie, które towarzyszy nam wtedy, gdy nie jesteśmy w związku, a bardzo byśmy chcieli w nim być. Trudno zgodzić się jednak z tak zawężoną definicją samotności. Zapewne każdy z nas zna osoby, które są w związkach miłosnych, ale wciąż czują się samotne. Z drugiej strony są również takie osoby, które nie są w związku, ale nie skarżą się na samotność. „Samotni we dwoje” narzekają, że partner ich nie rozumie, nie wspiera, niekiedy nie szanuje. „Sami, ale nie samotni” mogą czerpać przyjemność z życia. Mają satysfakcjonującą pracę, dające radość hobby albo relacje z innymi osobami, przez które czują się lubiani, doceniani, uwzględniani. Czym więc jest samotność?

Samotność to dla mnie uczucie braku, który wywołuje tęsknotę za relacją z osobą, z którą możemy dzielić myśli, uczucia, plany, marzenia. Możemy z taką osobą czuć bliskość czy nawet jedność.

Uczucie samotności jest naturalną i wręcz nieodzowną składową życia każdego człowieka. Każdy z nas je kiedyś przeżywał. Kłopot związany z uczuciem samotności zaczyna się wtedy, gdy doskwiera nam ono za często, za długo lub ze zbyt dużą intensywnością. Pojawia się jako reakcja na momenty, w których czujemy się sami. Stan bycia samemu to szczególny stan – taki, w którym jesteśmy świadomi naszej odrębności i inności od innych. Wszyscy go znamy, choć różnie znosimy. Momentem, w którym uczucie bycia samemu kojarzy się większości osób dobrze, jest stan tuż po satysfakcjonującym zbliżeniu seksualnym. Wtedy partnerzy są blisko, a jednak każdy oddzielnie. Nie są już w uniesieniu, a bardziej w odrębności, która wtedy jednak nie przeszkadza.

Świadomość tego, że jesteśmy odrębni od bliskich wydaje się czymś oczywistym, co racjonalnie rozumiemy.  Tymczasem zdarza się, że często myślimy o sobie „zbiorowo” – mniej w kategoriach „ja”, bardziej jako „my” – ja i mój partner, ja i moje dzieci, ja i moi rodzice, ja i mój zespół z pracy. Taka optyka bywa bardzo miła i zapewnia potrzebne nam poczucie przynależności. Gdy posługujemy się nią zbyt często, ma funkcję obronną – chroni nas przed zobaczeniem swojego „ja”. To pytania typu: Kim jestem? Jaki jestem? Jak czuję się z ludźmi? Jak mi z tym, że inni są ode mnie różni?

Nieumiejętność bycia samemu – dwa przykłady

Weźmy jako przykład fikcyjną panią Ewę – osobę, która pochodzi z zamożnej rodziny, choć sama obecnie mało zarabia. Gdyby myślała o sobie jako o „bogatej”, na poziomie faktów byłaby to prawda. Jeśli chodzi o prawdę psychologiczną na jej temat, nie jest to już takie pewne. Powstaje wiele pytań, które można zadać sobie w takiej sytuacji. Niektóre z nich mogą okazać się bardzo bolesne – szczególnie, jeśli ta osoba dokona rozróżnienia między sobą a rodzicami. Te pytania to: czy mogę poczuć swój własny potencjał? czy nie czuję go, bo przysłania mi go potencjał moich rodziców? Ile sama osiągnęłam? Czy jestem zadowolona ze swojej pracy? Czy mogę czuć się kreatywna i przedsiębiorcza, czy świecę jedynie światłem odbitym od moich majętnych rodziców? Takie rozróżnienie, dzięki któremu czujemy inność nawet od bliskich nam osób, może narażać na ogromną samotność, małość, czy nawet rozpacz. Może też wywoływać uczucie frustracji, zazdrości, a nawet zawiści. Ale może też być motorem do osobistego rozwoju.

Przykładem dotkliwego odczuwania samotności może być inna fikcyjna postać – pani Marta. Wyobraźmy ją sobie jako kobietę, która cierpi w swoim związku. Jej partner ma inne opinie na niektóre kwestie. Nie spędza z nią każdego wieczoru, mimo że ona by sobie tego życzyła. Pani Marta czuje się bardzo samotna, wręcz niekochana. To, że różnią się poglądami czy zainteresowaniami sprawia, że traci ona wiarę w przyszłość ich związku. Bardzo by chciała, by partner zgadzał się z nią we wszystkim. Chce czuć, że dobrze myśli. Jego śmiech na jej żart ma wesprzeć ją w myśleniu o tym, że jej żart jest śmieszny i wart opowiedzenia. Nie wystarczy, że sama tak myśli o swoim żarcie. Bo jeśli on się nie śmieje, ona już nie wie, co myśleć. Wie natomiast, co czuje – czuje się samotna i zostawiona przez niego. Można myśleć, że ta kobieta potrzebuje partnera, by był jej zastępczym rodzicem. Takim, który pogłaszcze ją po głowie i powie, że fajnie to powiedziała, że jest błyskotliwa i zabawna. Ona sama nie umie sobie tego dać w wystarczającym stopniu.

samotność psychoterapia ursynów
Samotność ma też swoje dobre strony

Jak uczymy się bycia samemu?

Kamieniem węgielnym tej ważnej umiejętności są m.in. nasze wczesne doświadczenia z rodzicami. Osoby, które radzą sobie z własną odrębnością od innych i w związku z tym najmniej dotkliwie odczuwają samotność, w dzieciństwie dostały od swoich rodziców dużo wsparcia. Dla przykładu: dziecko narysowało rysunek i przybiegło pokazać go mamie. Mama szczerze się nim zainteresowała, doceniła jego wysiłek albo to, co w obrazku wydało jej się interesujące. Jeśli dziecko poczuło się dobrze z reakcją mamy, to można powiedzieć, że mama pomogła dziecku wzmocnić jego wiarę we własne możliwości. Gdy to dziecko dorośnie, będzie mogło docenić własny żart niezależnie od tego, czy partner się z niego w danej chwili zaśmieje czy nie. Zapamięta reakcję rodzica. Ona pozwoli mu, jako dorosłemu, zachować się podobnie w stosunku do samego siebie.

Samotność a psychoterapia

Gdy bardzo polegamy na innych, gdy oddajemy im decyzyjność i potrzebujemy ich rad, zatraca się to, co nasze. Umyka to, jacy jesteśmy, co tak naprawdę sądzimy, co czujemy i uważamy. Lęk przed samotnością, rozumianą także jako narażenie się na odrzucenie ze strony innych, może być przygniatający. Wtedy pomocna może okazać się psychoterapia. W gabinecie psychoterapeutycznym będziemy mieć możliwość omówienia różnych trudnych dla nas sytuacji i uczuć, które przydarzają nam się w życiu. W psychoterapii psychoanalitycznej doświadczymy tych sytuacji „na żywo”, w relacji z terapeutą. Będzie to również przedmiotem wspólnej pracy. W gabinecie terapeuty jesteśmy bowiem tymi samymi osobami, co poza nim. To oznacza, że na różne sytuacje w kontakcie z terapeutą zareagujemy w podobny sposób jak w życiu, podobnymi uczuciami i myślami. Uczucie samotności też się pojawi. Będziemy mogli nad nim pracować w bezpiecznych warunkach, z wykwalifikowaną osobą, z którą podejmiemy próbę zrozumienia tego, co się właśnie z nami dzieje. Praca nad kwestią samotności z osobami, które opisałam w powyższych przykładach, zakładałaby pracę nad tym, jak reagują na odrębność innych, jeśli dopuszcza ją do siebie.

Samotność jako azyl

Poza opisaną grupą osób, która boleśnie doświadcza samotności w relacjach, warto też wspomnieć o grupie z przeciwnego bieguna – o osobach, które z pozoru nie wydają się cierpieć na samotność. Bycie samemu nie stanowi dla nich kłopotu, przynajmniej pozornie tak się wydaje.

Weźmy dla przykładu hipotetycznego mężczyznę, który czujnie pilnuje, by jego zdanie było przez wszystkich szanowane. Pochodzi z rodziny, w której matka i ojciec zawsze „wiedzieli lepiej”, mało widzieli potrzeby syna, bo się nad nimi nie zastanawiali. Chcieli, by robił to, co oni uznawali za słuszne. Takie doświadczenia sprawiły, że samotność nie jest czymś, czego ten mężczyzna by się lękał. Lubi być sam, ma poczucie, że może wtedy myśleć swodobnie i nikt mu w nic się nie wtrąca. Zdaje się jednak, że taka postawa jest obronna, bo chroni jego „ja”, ale uniemożliwia bliskie relacje z innymi osobami. Gdy robi się za blisko, on czuje się zagrożony,  zamyka się i nie dopuszcza nikogo do siebie. Ten stan nie jest jednak psychologiczną normą, tylko azylem. Jeśli mimo wszystko ten mężczyzna doświadcza uczucia samotności, tęsknoty za kimś bliskim i chciałby to zmienić, on również mógłby skorzystać z psychoterapii. Praca psychoterapeutyczna byłaby próbą zdjęcia z otaczających go osób piętna przeszłości, które przenosi on na innych jak przez kalkę. Mogłoby się również okazać, że on bardzo boi się bliskości. Boi się, że gdyby spotkał właściwą osobę, to  by się od niej od razu uzależnił – tak bardzo wie, że jest potrzebujący.

Złoty środek

To, co nazywam stanem bycia samemu, nie jest synonimem samowystarczalności. To taki stan, w którym można dobrze czuć siebie, a jednocześnie cieszyć się z bliskich relacji z innymi. Stan, w którym nie jest się ani przyklejonym do kogoś, czy uzależnionym od kogoś, ani też odgrodzonym murem izolacji. Wcześniej wspomniany przykład pary seksualnej dobrze to  oddaje.

Samotność, mimo, że dość powszechna, jest bardzo osobistym uczuciem. Każdy przeżywa ją inaczej. Żaden artykuł czy książka na samotności nie odda całości tego zjawiska, nie sprawi, że zobaczymy tam samych siebie w całości, z pełnią tego, co przeżywamy. Natomiast własna psychoterapia pozwoli nam, z pomocą terapeuty, przyjrzeć się nam samym w dużych szczegółach. Będzie to na pewno bardzo osobiste doświadczenie.

Samotność to „samo życie”

Trzeba też powiedzieć, że uczucie samotności, mimo, że dla wielu z nas bardzo dotkliwe, jest też częścią życia, którą warto zaakceptować. Naturalnym i wpisanym w nie zjawiskiem, z którym jest nam dane mierzyć się na każdym etapie naszego rozwoju. Znają ją już odstawiane od piersi niemowlęta czy przedszkolaki zostawiane przez rodziców w początkowo nieznanym im miejscu. Samotności doświadczają uczniowie, szczególnie przez pierwsze dni w nowej szkole, czy świeżo upieczeni studenci, którzy wyjeżdżają z domu rodzinnego w nieznany świat. Znają ją też rodzice, kiedy dzieci dorastają tak szybko. Samotność może boleć, ale jest też rozwojowa. O ile gorzej byłoby, gdyby dorastające, a potem dorosłe dzieci nie chciały opuszczać rodzinnego domu.

Co ciekawe, samotności doświadczamy również w bardzo miłych momentach. Niektóre stany zachwytu czy uniesienia zwyczajnie nie są przekładalne na słowa. Nie jesteśmy więc w stanie ich przekazać innym i musimy pozostać z nimi sam na sam. Czy to powód, by cieszyć się nimi mniej?

 

Pisząc tekst, korzystałam z artykułu Donalda Winnicotta „The Capacity to Be Alone” (1958), zamieszczonego w The Maturational Processes and the Facilitating Environment: Studies in the Theory of Emotional Development (Hogarth Press, London 1965).
Tekst był również publikowany przez portal Zdrowa Głowa pod tytułem „Samotny, sam? To nie to samo”.

 

samotność psychoterapia ursynów Hanna Lisowska
Napisała Hanna Lisowska

Nieszczęśliwe związki – jaka jest ich tajemnica?

Nieszczęśliwe związki – od dawna ludzie próbowali odpowiadać na pytanie, co stanowi o dobrym związku. Pewnie zdarzyło Wam się słyszeć (lub wypowiadać) komentarze typu: Oni mają naprawdę dobry związek, dobrali się jak w korcu maku! Czy: Jak oni ze sobą wytrzymują? On taki miły, a ona taka wredna.

Dlaczego jedni z nas potrafią zbudować szczęśliwy związek, a inni przez lata żyją jak przysłowiowy „pies z kotem”? Jak wygląda tworzenie związków z perspektywy psychoanalitycznej? Spróbuję opisać to w bardzo dużym skrócie. 

Nieszczęśliwe związki a nasi rodzice

Zacznijmy od Henry’ego Dicks’a, jednego z pierwszych psychoanalityków pracujących z parami w Wielkiej Brytanii w latach 50-tych. Uznał on, że wchodząc w związek małżeński, identyfikujemy się z rodzicem tej samej płci. Według niego współmałżonka szukamy na bazie tego, jaki był rodzic przeciwnej płci. Szukamy w wybranej przez siebie osobie tych samych cech lub ich przeciwieństw.

Aktualnie uznaje się, że dynamika ta jest bardziej skomplikowana i że na wybór partnera czy partnerki istotny wpływ mają oboje rodzice. Szukamy (lub chcemy uniknąć) kogoś, kto byłby połączeniem matki i ojca.

Innymi słowy, wchodzimy w związek ze świadomymi i nieświadomymi oczekiwaniami w stosunku do swojego partnera. Mamy dostęp do świadomych oczekiwań. Możemy mieć jasno określone preferencje co do wyglądu, wykształcenia, światopoglądu, zainteresowań, planów na przyszłość etc. Nieświadome motywacje często przez długi czas mogą pozostawać w ukryciu. Nie zmienia to faktu, że w jakimś sensie WIEMY, jaki ma być nasz partner czy nasza partnerka. 

Zakochanie

To – czyli nasze nieświadome motywacje, o których wspomiałam wyżej –  właśnie może być źródłem naszych późniejszych kłopotów. Natura procesu zakochania sprawia, że nie widzimy w partnerze cech, które do naszego wyobrażonego obrazu nie pasują. Jeśli związek się rozwija, zaczynamy się lepiej poznawać. Wtedy okazuje się, że nasz partner/partnerka ma cechy, które nie mieściły się w naszych fantazjach. Możemy przeżywać zdziwienie, rozczarowanie, żal, a nawet poczucie oszukania przez drugą stronę. Tutaj otwiera się przestrzeń na przynajmniej dwa rozwiązania. Można przeżyć to rozczarowanie i zaakceptować wybraną przez siebie osobę lub nie zgodzić i na różne sposoby próbować zmienić osobę, by odpowiadała naszym oczekiwaniom.

Związki a powrót do dzieciństwa

Inny psychoanalityk, Christopher Bollas uważał, że w wyborze partnera kierowani jesteśmy pewnym nieświadomym pragnieniem. To pragnienie powrotu do relacji na wzór relacji z bardzo wczesnego dzieciństwa. Jeśli mieliśmy wówczas wystarczająco dużo szczęścia, mieliśmy dobry kontakt z matką. Matka rozpoznawała nasze potrzeby i reagowała na nie.  Widziała nasz płacz, rozumiała, że jesteśmy głodni i karmiła nas. Doświadczyliśmy wówczas czegoś w pewnym sensie magicznego: oto jest obok nas ktoś, kto potrafi zamienić głód w sytość! Mieliśmy mokro, a nasz opiekun/ka zmieniał/a nam pieluchę. Mogliśmy odkryć, że ktoś zamienia dyskomfort w komfort. Nie musieliśmy w tym celu ani uświadamiać sobie naszych potrzeb, ani ich werbalizować. Ponieważ wtedy to działało, bardzo często pragniemy powrotu tego doświadczenia w naszych dorosłych relacjach. Ile razy słyszymy: „nie chcę mu/jej wszystkiego mówić, czy on/ona nie może się domyśleć”? Zaspokojenia pragnień szukamy nie tylko w partnerze. Możemy myśleć, że wspólne działanie, jak np. zakup nowego domu, przeprowadzka do innego kraju czy kolejne dziecko sprawią, że wszystko potoczy się inaczej. Tym samym dyskomfort zmieni się w komfort. Oczekujemy powrotu dobrego samopoczucia jak we wczesnym dzieciństwie. Jest to niemożliwe w świecie dorosłych i to skazuje nas na na kolejne bolesne rozczarowanie i…nieszczęśliwe związki.

Świadomy i nieświadomy wybór partnera/partnerki

Współcześni psychoanalitycy pracujący z parami, jak Mary Morgan czy Stanley Ruszczyński, zastanawiają się nad nieświadomą dynamiką odpowiedzialną za tworzenie się par oraz nad tym, jak wspólne pragnienia i lęki mogą przyczyniać się do rozwoju lub zatrzymania rozwoju pary. Każdy związek ma sobie jednocześnie potencjał do rozwoju, jak i zastoju czy powrotu do wcześniej określonych pozycji. To naturalne, że na świadomym poziomie pragniemy powrotu dobrych doświadczeń oraz chcemy uniknięcia tych złych. Często dzieje się w naszych związkach jednak dokładnie odwrotnie. Dlaczego? Ponieważ o tworzeniu pary decyduje w dużej mierze nasz nieświadomy dobór. Może się on sprowadzać do szukania rozwiązań nie tyle dla nas dobrych, co znanych nam z przeszłości. Jeśli coś jest znane, to w pewnym sensie także jest bezpieczne. Sztandarowym przykładem takiego wyboru jest związanie się z osobą mającą problem z alkoholem czy przemocą. Często dzieje się tak, jeśli takie problemy były obecne w domu rodzinnym.

Związki – co przyczynia się do wyboru partnera/partnerki?

Niezwykle istotna staje się odpowiedź na pytanie: dlaczego ze wszystkich osób na świecie wybrałam/wybrałem właśnie jego/ją? Jak to się dzieje, że cechy partnera, które początkowo wydawały nam się pociągające, po jakimś czasie zaczynają przeszkadzać? Nieszczęśliwe związki polegają na na tym, że w pewnym momencie cechy stają się tak trudne do zniesienia, że pojawia się myśl o rozstaniu.

Dzieje się tak, ponieważ mamy w sobie część, której z różnych ważnych dla siebie powodów nie lubimy czy akceptujemy. Chcemy ją ukryć przed innymi i sobą. Znalezienie partnera, który będzie miał tę nielubianą cechę jest świetnym rozwiązaniem. Dlaczego? Pozwala nam mieć kontakt z wszystkimi częściami siebie, a jednocześnie dalej myśleć, że nie posiadamy części, której nie akceptujemy. Tutaj pojawiają się przynajmniej dwie możliwości: mogę cały czas zaprzeczać istnieniu jakiejś części siebie albo mogę skorzystać z bycia w związku i zobaczyć, że to jest moja część, zrozumieć ją i skorzystać z niej w swoim rozwoju. 

Podczas pisania tego tekstu korzystałam z książki pod redakcją Davida i Jill Scharff Psychoanalytic Couple Therapy: Foundations of Theory and Practice, Karnac Books, 2014.

 

nieszczęśliwe związki psychoterapia ursynów karolina pniewska
Napisała Karolina Pniewska

 

 

Gabinet terapeuty – jak wygląda praca?

Gabinet terapeuty to miejsce, w którym odbywa się ważna praca pacjenta. Praca, ponieważ terapeuta nie przepisuje recepty.

Dlaczego psychoterapia nie obiecuje szczęścia i spełnienia życzeń? Może to byłby najlepszy sposób na uspokojenie naszych lęków, smutków i złości?

Podobnie, jak lekarz przepisuje receptę na odpowiedni lek, tak terapeuta mógłby zaspokoić różne potrzeby, lub chociaż obdzielić kilkoma radami. Czy zaspokojenie potrzeb, symbolicznie przypominające wypicie ambrozji, nie jest jednak nadmiernym uproszczeniem? Bardzo chcielibyśmy, żeby sprawy wyglądały prosto, ale czy wtedy możemy działać wystarczająco skutecznie?

Psychika, zdrowie – jak to działa?

Niedawno oglądałem film o tym, jak działają biologiczne mechanizmy w ciele. Użyto tam porównania organizmu człowieka do samochodu. Nie jest to jednak zwykłe auto, lecz pojazd, który się zmienia w czasie jazdy. Działają w nim procesy, które stale przebudowują pojazd, naprawiają zużyte elementy i oczywiście przetwarzają energię.

Z tego powodu dobrzy lekarze, oprócz leku na konkretny objaw, zalecają często dodatkowe działania – np. dietę lub zmianę funkcjonowania. Zdają sobie sprawę, że zdrowie jest dynamicznym stanem – możemy je utrzymywać, jeśli potrzebne procesy w naszym organizmie działają poprawnie.

Podobnie jest z psychiką. Najczęściej pacjenci szukają pomocy, kiedy po raz kolejny doświadczają problemów. To moment, w którym można pomyśleć „to nie przypadek”. Rodzi się intuicja, że coś dzieje się nie tylko na zewnątrz, ale także w środku nas. Coś działa, się objawia np. tym, że boimy się “być na widoku”. Istnieje dosyć złożona dynamika sił wewnętrznych połączonych z siłami, które wpływają na nas od zewnątrz. Pod pojęciem sił rozumiem emocje, potrzeby, schematy myślenia i wzorce relacji.

Jak można wyjaśnić cierpienia?

Już filozofowie próbowali wyjaśnić źródła naszych doświadczeń i cierpień. Artur Schopenhauer był zdania, że nasz ludzki rozum nie jest panem we własnym domu, lecz jedynie świadkiem działających w nas sił podtrzymujących życie. Ciągle mamy potrzeby, które trzeba zaspokajać, które pchają nas w jedną, albo drugą stronę. Bardzo chcielibyśmy czuć się wolni. Jednak możemy być wolni tylko w pewnych ramach, wyznaczonych chociażby tym, że posiadamy pewne potrzeby, które stale popychają nas do różnych działań i w stronę różnych ludzi.

Najbardziej znany gabinet terapeuty to zapewne ojca psychoanalizy – Freuda. Aby opisać procesy zachodzące w psychice, sformułował on koncepcję konfliktu wewnętrznego. Ta koncepcja odnosi się do naszego codziennego doświadczenia. Każdy z nas podejmuje decyzję co robić w wolnym czasie: pójść na siłownię czy poleżeć w domu; spotkać się ze znajomymi czy samemu obejrzeć film. Podejmowanie tych decyzji zależy właśnie od tego, jak działa nasza psychika. Inaczej jest, gdy czujemy, że sami możemy dokonać wolnego wyboru, a inaczej, gdy oglądamy się na innych – co znajomi lub rodzice zrobiliby na naszym miejscu.

Wracając do metafory samochodu – nie możemy posługiwać się jednym pojazdem przez całe życie. W ciągu życia jego funkcje muszą się zmieniać. Dlaczego? W kolejnych okresach życia czekają nas różne zadania rozwojowe. Zwrócił na to uwagę Erik Erikson w teorii rozwoju psychospołecznego. Etapy naszego rozwoju mają swoje specyficzne istotne płaszczyzny, których przejście kształtuje potrzebne nam umiejętności. Na przykład w młodości podejmujemy decyzję o budowaniu intymnego związku. Wtedy nasze przeżycia wyrażają albo potrzebę bycia bliską osobą albo potrzebą bycia niezależnym i odrębnym. Rozwiązanie napięcia pomiędzy tymi dwiema stronami może owocować nawiązaniem intymnego związku z zachowaniem poczucia tożsamości.

Gabinet terapeuty – co jest ważne w pracy?

gabinet terapeuty
Kameralny i dyskretny gabinet

Po podjęciu terapii u pacjentów następuje dosyć szybka poprawa i ulga w objawach. Wiele badań dotyczących psychoterapii różnych nurtów potwierdza, że znaczącym czynnikiem leczącym jest relacja terapeutyczna. Jest to możliwe właśnie podczas pracy w gabinecie. Nawiązanie relacji z kimś kto wysłucha, poświęca uwagę sprzyja temu, że obdarzamy go zaufaniem i czynimy go kimś znaczącym. To ma niewątpliwie dobry wpływ na samopoczucie.

Kluczowe jest jednak ukształtowanie takich mechanizmów, które sprawią, że po skończeniu psychoterapii świeżo odzyskana równowaga i dobre samopoczucie utrzyma się i będzie „w rękach” potrzebującego pomocy. Tu właśnie istnieją różnice, które można wywieść wręcz z różnych filozoficznych perspektyw przyjmowanych – zarówno przez poszczególne nurty psychoterapii, jak też przez samych psychoterapeutów. Można np. stwierdzić, że jedyne co jest potrzebne, to uwolnienie od cierpienia poprzez katharsis tak, aby procesy łączące psychikę i ciało zrobiły resztę pracy i same doprowadziły do homeostazy.

Gabinet terapeuty to miejsce, gdzie – w psychoterapii psychoanalitycznej – szukamy przyczyn, dla których procesy utrzymujące psychikę w równowadze nie działają prawidłowo. Pomysły na to są różnorakie.

Jakie problemy mogą mieć pacjenci?

Mogą to być kwestie omówione pokrótce poniżej.

  • Konflikt wewnętrzny – np. naukowiec lub twórca może odczuwać niemoc twórczą. Z jednej strony pragnienie, aby być kreatywnym lub zyskać sławę zderza się z lękiem, że doprowadzi to do konkurowania z ojcem i utraty jego akceptacji (nie tylko w realnej relacji, może to być symboliczne przeżycie i obejmować sytuacje, kiedy ojciec już zmarł). Budzi to poczucie winy, które tworzy depresyjny objaw. Można w czasie psychoterapii poprzez wgląd osłabić działanie tego konfliktu.
  • Ustalanie granic – jak ustalamy granicę, gdzie się kończę ja i gdzie już się zaczyna druga osoba? Odpowiadając na takie pytanie, określamy się i wyrażamy swoją tożsamość. Wydaje się to proste, jednak do terapii dosyć często przychodzą pacjenci z objawami, które wynikają z tego, że robią wszystko to czego oczekuje otoczenie. Nie tylko robią ale myślą o sobie zgodnie z oczekiwaniami społecznymi. Taki sposób podejścia do siebie nazywany jest w psychologii fałszywym self. Prawdziwe self zaś to jest to co sami czujemy i myślimy o sobie.
  • Mentalizacja – tak w psychologii nazywa się zdolność odróżnienia własnej psychiki od psychiki innej osoby. Tak określa się także możliwość wyobrażenia sobie uczuć i motywacji innych osób, które niekoniecznie muszą się pokrywać z naszymi uczuciami i motywacjami. Braki w zakresie mentalizacji powstają w dosyć wczesnym okresie życia, kiedy uczymy się rozpoznawać na podstawie zachowania, co czują inni. Dzieci, bawiąc się ze sobą, doświadczają sytuacji, kiedy ktoś kogoś szturchnie lub zabierze zabawkę. Dzieci wtedy same albo oglądając się na mamę, próbują odczytać, o co chodzi koledze lub koleżance. Próbują określić, czy to wyraz złości, zazdrości, a może ciekawości i chęci do wspólnej zabawy.

Relacje i relacje z obiektem

Piszę w tym tekście niemal cały czas „ja i ktoś”; „ja i druga osoba”. Jesteśmy zanurzeni w wiele relacji. Co więcej, istnieją one nie tylko na zewnątrz. Kiedy kogoś nie ma obok nas, dalej mamy pewien obraz tej osoby, myślimy o niej, bo przechowujemy w środku tę relację. Jest to jedno z największych osiągnięć, których uczą się dzieci – kiedy mama znika, nie znaczy, że odchodzi na zawsze, tylko wróci z powrotem.

W psychologii istnieje nurt zajmujący się relacją z obiektem – obiektem jest obraz bliskiej osoby, który nosimy w sobie. Okazuje się, że nie tylko przechowujemy obraz tych pierwszych relacji (najczęściej z rodzicami), ale wpływa on na to, jak patrzymy na ludzi wokół. Gabinet terapeuty to miejsce pomocy dla osób, które zastanawiają się „co się dzieje, że ciągle powtarzam związek z kimś, kto mnie zaniedbuje?”. Celem takiej terapii będzie praca nad większą zdolnością pacjenta do szukania ludzi z potencjałem udanego związku.

Innym przykładem, jak działa relacja z obiektem może być udany związek, w którym ciągle możemy mieć wrażenie, że partner jest zazdrosny o sukcesy. W czasie pracy w gabinecie terapeuty może się okazać, że wynika to z rzutowania na partnera swoich przeżyć z relacji z osobami znaczącymi. W tym przykładzie matka mogła być zazdrosna o sukcesy – bycie pięknym i młodym z przyszłością stojącą otworem może budzić dumę i radość rodziców, ale też ich zazdrość czy zawiść.

Jakie mogą być cele terapii?

Cele określone powyżej nie są katalogiem celów, z którym przychodzą do terapeuty pacjenci. Gabinet terapeuty to miejsce, gdzie potrzebna jest wspólna praca nad tym, co objawy mówią o podstawach naszego funkcjonowania. W ten sposób terapia jest raczej wspólnym odkrywaniem. Choć opisałem tu różne teorie, każdy z nas ma na tyle indywidualne i unikalne doświadczenie, że nie da się użyć gotowego schematu w taki sposób, aby był najbardziej skuteczny.

Wyobraźmy sobie, że po pomoc przychodzi osoba, która ma trudności w znalezieniu satysfakcjonującej pracy lub w skończeniu studiów. Wspólna rozmowa pomaga połączyć początkowe zewnętrzne trudności z procesami wewnętrznymi. W tym przypadku, w trakcie pracy i zwiększania świadomości może się okazać, że to objawy konfliktu przed wejściem w dorosłość i oddzielania się od rodziny pochodzenia. Kłopot z oddzieleniem się może też występować u tych, którzy już wyprowadzili się z domu rodzinnego – nie chodzi tylko o fizyczne oddzielenie, ale też o psychiczną separację.

Czy poprawą mogą być tylko zmiany? Nie tylko. Czasami uleczeniem jest zaprzestanie kolejnych działań – jeśli nie można czegoś zmienić. Wtedy efekt terapeutyczny daje akceptacja. Temperament, który dostajemy w swoim genetycznym dziedzictwie według różnych badań okazuje się trudny do zmodyfikowania. Podobnie jest z innymi dziedziczonymi genetycznie cechami – zarówno chorób, ale też np. wyglądu i budowy fizycznej, które mogą mieć wpływ na to, jak się czujemy ze sobą i z innymi.

Kolejnym obszarem pracy są istniejące choroby somatyczne – np. stwardnienie rozsiane, albo borelioza. Mogą one mieć wpływ na psychikę i pojawienie się objawów depresji.

Trudno zmienić przeszłość – nie zmienimy samych zdarzeń, które nas spotkały. Możemy pracować nad tym, jak przeszłość na nas działa.
Takim miejscem pracy nad przeszłością jest gabinet terapeuty.

 

Przy pisaniu tekstu korzystałem z książek:

 

cele terapii i relacja terapeutyczna psychoterapia ursynów edward buzun
Napisał Edward Buzun

Zawiść – czym jest i jak sobie z nią radzić?

Zawiść – mimo, że nieprzyjemna – jest naturalnym ludzkim uczuciem, które przeżywa każdy z nas. Jeśli myślicie, że Was to nie dotyczy, pomyślcie o sytuacji, gdy sąsiad kupił sobie nowy samochód. Czy podniosło Wam to ciśnienie? Albo gdy koleżanka z pracy dostała awans, o którym Wy też marzycie, ale nie macie na to perspektyw? Przypuszczam, że znacie to uczucie nieprzyjemnego ukłucia, gdy zdajemy sobie sprawę, że ktoś posiada skarb, który i nam się śni. Niekiedy temu uczuciu towarzyszy pewna doza złorzeczących myśli w kierunku owego szczęściarza….

Ostatnio, w poczytnej serii książek dla dzieci znalazłam fragment tekstu, który mnie najpierw lekko zszokował. Kilkuletnia bohaterka, po upadku z roweru „troszeczkę się cieszyła, że również jej koleżance przydarzył się rowerowy upadek”. Najpierw się zdziwiłam, ale później pomyślałam, że zawiść jest naturalnym ludzkim uczuciem – niezależnie od płci czy wieku. Dobrze pokazuje to przykład dziewczynki z książki i dorosłego autora, spod którego pióra wyszedł ten tekst.

Nie zmienia to faktu, że zawiść to wstydliwe uczucie, czego i dowodem jest też i mój opisany powyżej szok („Ale jak to? Ten autor pisze o tym tak bez ogródek? Czego on uczy dzieci?”). Tak naprawdę nie musi nikogo uczyć, bo każdy z nas ma w sobie takie uczucia.  Czego się więc wstydzić? Zawiść, a raczej jej świadomość, jest bardzo krępująca. Musimy przyznać się przed sobą, że nienawidzimy kogoś za to, co ma i znieść upokorzenie, że my tego nie mamy. A nie lubimy myśleć o sobie, że moglibyśmy komuś źle życzyć – to kłóci się z naszym własnym obrazem jako ludzi dobrych. Jeszcze trudniej jest odczuć, że nie mamy czegoś, na czym tak bardzo nam zależy… To tylko niektóre powody, dla których często nie zdajemy sobie sprawy z uczucia zawiści.

Wszyscy od czasu do czasu przeżywamy zawiśćróżnimy się tylko ilością takich uczuć oraz ich świadomością. Gdy podejrzewamy, że nasze uczucia do kogoś są podszyte zawiścią, możemy coś z tym zrobić. Natomiast gdy tkwimy w błogiej nieświadomości, wtedy zaczyna się dziać…. Scenariuszy jest kilka.  Najprostszy to:

  • zabiorę ci, i ja będę miał, a Ty nie – znamy to dobrze z obserwacji małych dzieci, które nie przebierają w środkach ani czynach, by wyrwać drugiemu dziecku np. upragnioną zabawkę
  • zabiorę Ci i żadne z nas nie będzie miało, cierp tak jak ja! – ta wersja jest bardzo podobna do pierwszej, tylko w wykonaniu dorosłych. Dorośli raczej sobie nie wyrywają, ale tak dewaluują znienawidzonego szczęśliwca, że on i jego skarb stają się „godni pożałowania”. To działanie to odpowiednik podrapań i ugryzień, którymi dziecięcy wojownik o zabawkę raczył swojego kolegę. W dorosłej wersji wygląda to tak: „Ciekawe skąd sąsiad miał pieniądze na ten samochód?” – tu produkujemy serię nieprzychylnych wyobrażeń i w ten sposób szybko zamieniamy go ze  szczęśliwego posiadacza nowego samochodu w zwykłego „krętacza”!

Zawiść jest niszcząca i dla osoby, do której ją odnosimy (kto by chciał być nazywany krętaczem?), i dla nas samych. Dlaczego? Gdy wkracza zawiść, nieświadomie idealizujemy daną osobę, a siebie dewaluujemy. Wyobraźmy to sobie na przykładzie gry w karty. Powiedzmy, że mamy na stole 4 karty do gry. Karta nr 1 to nasze zalety, karta nr 2 to nasze wady, karta nr 3 to zalety osoby, której zawiścimy, a karta nr 4 to jej wady. W sposób nieświadomy dokonujemy takiego przetasowania, w którym nam przypadają w udziale dwie karty z wadami, a drugiej osobie dwie karty z zaletami! Tym okropnym rozdaniem pozbawiamy się większości naszych mocnych stron! Jesteśmy wtedy pod wpływem iluzji, w której nie możemy ani adekwatnie widzieć siebie, ani tej drugiej osoby. Nieźle to sobie ukartowaliśmy! Szkoda tylko, że nic o tym nie wiemy! Efekt jest natomiast łatwy do przewidzenia. Skoro ten ktoś ma wszystko, a my nic, nie pozostaje nam nic innego, jak tylko tej osoby nienawidzić („Przecież mówiłem, że to krętacz!”).

Zdecydowanie zdrowiej jest zazdrościć. Ale jak odróżnić zazdrość od zawiści? Zazdrość rozwojowo wygląda tak: małe dziecko cieszy się pełnią zaangażowania matki. W pewnym momencie orientuje się, że matka nie tylko zajmuje się nim, ale również (“o zgrozo!”) starszym rodzeństwem oraz ojcem, z którym lubi spędzać czas. Po fali zazdrości o matkę i nienawiści w kierunku rywali, dziecko odkrywa, że ojciec – oprócz bycia okropnym typem, który zabiera nam matkę – jest również czułym opiekunem, z którym miło jest być. A rodzeństwo to ktoś, z kim można się w sumie całkiem nieźle bawić!

W zawiści atakujemy osobę. W zazdrości nie atakujemy osoby, o którą jesteśmy zazdrośni. Co więcej – odkrywamy nasze własne możliwości, o których wcześniej nie mieliśmy pojęcia, np. zdolność do wchodzenia w nowe (poza matką) relacje z innymi ludźmi!

Zawiść – jak sobie z nią radzić?

Wyobraźmy sobie teraz związek, w którym jeden z partnerów zarabia dużo więcej niż drugi. Ten, który zarabia mniej, może wybrać nienawidzenie lepiej zarabiającego partnera. Przejawem tego będzie chociażby rozliczanie go z tego, na co wydał pieniądze („na pewno na kolejne drogie perfumy dla siebie!„), żądanie, by dzielił się z nami wszystkimi swoimi zarobkami czy  wpędzanie go w poczucie winy.

Zarabiający mniej może też wybrać inną drogę, np. zacząć myśleć: „czy na pewno zarabiam za mało? co mogę zrobić, by zarabiać więcej, skoro chcę mieć więcej pieniędzy? czy w pracy wykorzystuję dobrze swój potencjał i swoje talenty, by mi w tym pomogły? Jak mogę uruchomić własne możliwości, by lepiej na mnie pracowały?” Próba odkopania własnego skarbca opłaci nam się dużo bardziej niż czyhanie na cudze bogactwo.

A co zrobić, jeśli nie da się niczego z siebie wykrzesać? Gdy np. ktoś marzy o tym, by efektownie tańczyć, a ma do tańca „dwie lewe nogi”? Ważne jest, by zadać sobie pytanie, czemu tak zależy nam na tym efektownym tańcu? Czemu nie możemy tańczyć po prostu, tak jak umiemy, czerpiąc przyjemność z muzyki i z ruchu? Albo czemu chcemy tańczyć w ogóle? Czy to lubimy? A co z innymi naszymi talentami? Czy je odkryliśmy? Czy umiemy docenić, że jesteśmy dobrzy w czym innym?

Czas na nowe rozdanie – takie, w którym każdy będzie grał własnymi kartami.

  • Szukajmy własnej mocy, badajmy jej ilość i rodzaj.
  • Korzystajmy z tego, co mamy w sobie fajnego,
  • Inspirujmy się również sukcesem tych, do których wcześniej odczuwaliśmy zawiść.

Przy pisaniu tego tekstu korzystałam z książki Nevilla Symingtona „Becoming a person through psychoanalysis” (Karnac Books, 2007, Londyn), a dokładniej z rozdziału XIX „Envy: a psychological analysis” oraz z książki Melani Klein “Zawiść i wdzięczność” (GWP, 2007, Gdańsk), rozdz. X “Zawiść i wdzięczność”.

Zdjęcie autorstwa Andre Hunter on Unsplash

 

zawiść jak sobie radzić psychoterapia ursynów Hanna Lisowska
Napisała Hanna Lisowska

Certyfikacja w psychoterapii – dlaczego jest ważna?

Certyfikacja w psychoterapii jest ważna, ponieważ jest wiele osób wykonujących zawód psychoterapeuty. Widzimy, jak często hasło „psychoterapia Warszawa” jest wpisywane do wyszukiwarki internetowej. Czy jednak wpisujący je wiedzą, kogo tak naprawdę szukają? Ten wpis pomoże Ci zrozumieć, dlaczego certyfikacja ma znaczenie dla pacjenta. 

Na początek definicja – psychoterapeuta to osoba, która ukończyła studia magisterskie (nie muszą to być studia psychologiczne) i odbyła szkolenie psychoterapeutyczne. Jest to definicja robocza – w Polsce nie wypracowaliśmy do tej pory ustawy o zawodzie psychoterapeuty i praktycznie każdy, kto ma na to ochotę, może otworzyć gabinet i prowadzić psychoterapię. Dlatego warto zwracać uwagę, do kogo zgłaszasz się na psychoterapię. Ukończenie studiów psychologicznych nie daje ani wiedzy, ani koniecznego doświadczenia do tego, by pracować jako psychoterapeuta. Lekarz psychiatra może też prowadzić psychoterapię,  jeśli tylko ma ukończone szkolenie w tym kierunku. Tylko psychiatrzy mogą prowadzić farmakoterapię. 

Jesteśmy psychologami – absolwentami Uniwersytetu Warszawskiego oraz Uniwersytetu Lubelskiego. Psychoterapię prowadzimy w Warszawie. Wszyscy odbyliśmy wieloletnie (4- 5 letnie) szkolenia psychoterapeutyczne (szczegółowe informacje w zakładce: Zespół). Podczas naszych szkoleń zapoznaliśmy się z wiedzą na temat mechanizmów ludzkiego funkcjonowania i technik terapeutycznej pracy oraz zdobyliśmy doświadczenie własnej psychoterapii. Każdy psychoterapeuta powinien przejść psychoterapię – jest to niezwykle istotne w minimalizowaniu wpływu swoich nierozwiązanych konfliktów na pacjentów. Każdy z nas ma za sobą własną długoterminową psychoterapię.

Kim jest certyfikowany psychoterapeuta?

W Polsce istnieją różne towarzystwa zrzeszające i certyfikujące profesjonalnych psychoterapeutów. Certyfikacja w psychoterapii potwierdza teoretyczne i praktyczne przygotowanie psychoterapeuty do prowadzenia psychoterapii.

W zespole Pracowni Perspektywy kończyliśmy różne szkolenia i mamy certyfikaty różnych towarzystw. Aby je zdobyć, każdy z nas musiał:

  • ukończyć co najmniej 4-letnie szkolenie psychoterapeutyczne,
  • odbyć staż kliniczny z pacjentami o różnej diagnozie,
  • zdobyć minimum 5-letnie doświadczenie zawodowe (przyjmując minimum 10 pacjentów tygodniowo),
  • odbyć własną psychoterapię lub psychoanalizę,
  • prowadzić psychoterapię pod stałą superwizją (czyli omawiać prowadzone przez siebie procesy z bardziej doświadczonym, certyfikowanym psychoterapeutą),
  • zdać egzamin certyfikacyjny sprawdzający wiedzę teoretyczną oraz praktyczne umiejętności związane z prowadzeniem psychoterapii.

Certyfikacja w psychoterapii w Pracowni Psychoterapii PERSPEKTYWY Warszawa

Jesteśmy certyfikowani przez:

Psychoterapia szkoleniowa – możemy prowadzić psychoterapię szkoleniową osób ubiegających się o certyfikat Polskiego Towarzystwa Psychologicznego.

Certyfikacja i co dalej?

Certyfikat psychoterapeuty przyznawany jest na czas określony. Aby utrzymać jego ważność, jesteśmy zobowiązani do stałego podnoszenia naszych kompetencji zawodowych – udziału w seminariach specjalistycznych oraz konferencjach, poddawania naszej pracy regularnej superwizji. Aktualnie, Karolina Pniewska i Edward Buzun biorą udział w seminarium na temat psychoanalitycznej pracy z parami (seminarium prowadzone przez brytyjskich psychoanalityków z Tavistock Relationships), Hanna Lisowska bierze udział w seminarium podyplomowym Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Psychoanalitycznej. Karolina Pniewska i Sylwia Wieczorek są również uczestniczkami Studium Psychoterapii Psychoanalitycznej, gdzie szkolą się w zakresie psychoanalitycznej psychoterapii dorosłych. Ewa Szczygielska jest aktualnie w trakcie procesu certyfikacyjnego w Polskim Towarzystwie Psychologicznym oraz uczestniczy w seminarium „Los człowieka w ujęciu psychoanalitycznym” u Krzysztofa Srebrnego. Wszyscy korzystamy ze stałej superwizji superwizorów PTP, PTPP oraz PTPa.

 

Certyfikat w psychoterapii psychoterapia ursynów karolina pniewska
Napisała Karolina Pniewska

Szaleństwo – w tym jest metoda

Szaleństwo – czy jest „przepis” na to, żeby zwariować?

Najlepiej zobrazuję Wam stany z pogranicza szaleństwa, posługując się przykładami filmów.

Weźmy taki “Dzień świra” Marka Koterskiego – sam tytuł zapowiada, że Adaś Miauczyński wkroczył w szaleństwo. Przypuszczam, że on sam mógłby jednak powiedzieć, jak bardzo się stara, żeby wszystko było normalnie. Zgodnie z jego słowami: “moja jest tylko racja, i to święta racja. Bo nawet jak jest Twoja, to moja jest mojsza niż Twojsza. Że właśnie moja racja jest najmojsza.”

Po co Adasiowi ta piętrowa konstrukcja, która zamiast spokoju przynosi lęk w każdej chwili dnia? Może tak bardzo się boi tego, że każde zdarzenie, każdy spotkany człowiek może wywołać w nim jakieś uczucia?

Szaleństwo – co w tym strasznego?

Czyż to nie straszne, że gdy uczucia do Ciebie przyjdą, to “siedzą i siedzą i nie można się nijak ich pozbyć, lub rozkazać, aby siedziały cicho” (to znowu Adaś Miauczyński)? Taki rodzaj urazy, że w ogóle mam uczucia jest charakterystyczny dla osób z zaburzeniem osobowości narcystycznej.

Mogę się też bać uczuć, kiedy nie daje się z nimi zrobić nic, żeby były bezpieczne – kiedy chciałbym, żeby były mniejsze, albo żeby się dało je odłożyć i podnieść w dowolnym momencie. Taka kontrola nad uczuciami pojawia się w nerwicy natręctw, na którą cierpi Miauczyński.

Zatem mamy gotowy przepis wypowiedziany słowami Adasia: jeśli chcesz przekroczyć granicę szaleństwa, to spróbuj kontrolować swoje uczucia lub pozbyć się ich, a wrócą do Ciebie spotęgowane po wielokroć.

Inny aspekt psychiki obrazuje film “Dzikie historie” Pedro Almodovara. Opowiada krótkie historie, które łączy jedno: mordercze fantazje, które każdy z nas może mieć. Pojawiają się, kiedy uczucia przekraczają granice wytrzymałości. Ręka do góry, kto nigdy w życiu nie chciał zabić, bo czuł się skrzywdzony czyimś postępowaniem. Film pokazuje te fantazje w bardzo konkretnych działaniach bohaterów.

Jaki to ma związek z szaleństwem?

Jeśli mielibyśmy realizować każdą fantazję i wszystkie uczucia, nasz świat przypominałby chaos zderzających się cząsteczek w środku słońca. To, co nam pomaga nie zwariować to świadomość, że uczucia są w nas i to od nas zależy, czy zmienimy je w konkretne realne działania. To nie uczucia są złe, tylko niektóre czyny będące ich następstwem.

Nie warto bać się swoich uczuć. Myślenie o nich może pomóc wybrać nam zachowanie, które będzie zgodne z nami, a którego jednocześnie nie będziemy musieli żałować.

Jeśli chcecie poczytać o tym, że można bać się lęku, zajrzyjcie do książki Oblicza lęku Fritza Riemanna, Wyd. WAM, Kraków 2005.

 

nerwica natręctw osobowość narcystyczna psychoterapia ursynów edward buzun
Napisał Edward Buzun

Marzenia senne – sny mają przyszłość

Marzenia senne to „produkt końcowy” walki sił w naszych snach. Wiemy już trochę o tym, czym są sny i jakie siły w nas walczą – pisałam o tym w poprzednim wpisie o snach. Proponuję Wam do niego zajrzeć, aby dobrze zrozumieć ten tekst.  

Marzenia senne są niejasne, niekiedy absurdalne, albo z pozoru oczywiste, ale czy na pewno? Zobaczmy, jak możemy próbować odszyfrować, o czym są sny.

Sny, które Wam dziś opiszę, posłużą do opowieści, jak możecie próbować rozumieć ich znaczenie.Pierwszy przykład snu jest autorstwa pacjentki Freuda. Drugi jest wymyślony przeze mnie – mógłby pojawić się na sesji w gabinecie terapeuty.

Marzenia senne według Freuda

Jednym z moich ulubionych przykładów snu opisanych przez Freuda jest sen jego pacjentki, o tym, jak nie udawało jej się zorganizować przyjęcia, mimo, że bardzo chciała. Śniła, że nic nie mogła kupić, bo wszystkie sklepy były już zamknięte, a w domu miała tylko mały kawałek łososia. Musiała więc zrezygnować ze swojego pomysłu. Zapytacie pewnie, jak ten sen spełnia więc jej pragnienie? Zdaje się ją tylko frustrować!

Na podstawie skojarzeń pacjentki do snu, jej uczuć oraz jej wspomnień udało się dokonać następującej rekonstrukcji: poprzedniego dnia pacjentka rozmawiała ze swoja znajomą- kobietą, która namawiała ją, by pacjentka zorganizowała w swoim domu przyjęcie, na którym znajoma mogłaby dobrze pojeść i przytyć, bo cierpiała na niedowagę. Pacjentka natomiast była zazdrosna o swojego męża, który szczęśliwe dla niej wolał bardziej okrągłe kobiety. Bała się jednak, że jeśli znajoma przytyje, to spodoba się jej mężowi.

Treść ukryta snu, dostępna tylko poprzez skojarzenia pacjentki, brzmiała więc następująco: „Nie wyprawię przyjęcia, bo przytyjesz i mój mąż zwróci na Ciebie uwagę”. Czy domyślacie się, jak rozumieć kawałek łososia ze snu? Pacjentka powiedziała, że to ulubiony przysmak znajomej. Można powiedzieć, że w ten sposób we śnie pokazała znajomej „figę z makiem”, triumfując nad nią – „mam to, czego pragniesz, ale Ci nie dam”. Sen uspakajał lęk pacjentki o przyszłość jej małżeństwa. Oczywiście w treści jawnej snu nie ma o tym wszystkim mowy. Co więcej, fabuła zapewne zadowala superego pacjentki. Dla superego może ona pozostać zwyczajną kobietą, radzącą sobie ze zwykłymi przeciwnościami losu, a nie zazdrosną partnerką knującą intrygi.

Co pomaga interpretować sny?

Jak widać na tym przykładzie, do interpretacji marzeń sennych niezbędne są skojarzenia śniącego i jego własne wspomnienia. Bez tych elementów treść ukryta snu nie może zostać rozwiązana. Tym samym senników nie trzeba traktować poważniej niż z dużym przymrużeniem oka. Oczywiście, oparte są one na symbolach wspólnych nam wszystkim od wieków. Jednakże, każdy symbol, oprócz swojego ogólnego znaczenia, ma przede wszystkim znaczenie indywidualne, inne dla każdego śniącego.

Sen pacjentki Freuda o łososiu możemy potraktować humorystycznie. Jest nieco zabawny, poza tym, nie dotyczy nas. Co jednak zrobić, gdy własne sny nas wcale nie śmieszą, co więcej – niepokoją?

Wyobraźmy sobie, że młoda kobieta śni, że do jej domu włamuje się mężczyzna. We śnie jest przerażona, a włamywacz, choć nic nie kradnie, rozsiada się wygodnie w jej mieszkaniu i wcale nie zamierza go opuszczać! Ona go nie zna, wydaje się jej jakimś okropnym, obcym typem, który bezprawnie wszedł do jej domu.

Załóżmy, że kobieta ta niedawno dowiedziała się, że jest w ciąży, którą zresztą planowała ze swoim partnerem. Sen natomiast przyśnił się jej tuż po informacji o ciąży. Gdyby zwrócić jej uwagę na tę zbieżność, mogłaby dopuścić do siebie taką intereptację, że tym włamywaczem ze snu może być jej mąż, który w takim razie ją „nieźle urządził”! Albo jej dziecko…

Jeśli uda jej się rozwinąć tę myśl, może dojść do głosu jej lęk o to, jak będzie wyglądało jej życie po porodzie. Niechęć do męża za to, „co zrobił”, albo do dziecka, które się pojawi i nie wyjdzie już z jej życia, a co gorsza, zmieni je bezpowrotnie. Co więcej, dużo jej zabierze, choćby coś tak podstawowego, jak np. wolność.

Marzenia senne – czemu mogą służyć?

Gdyby pacjentka mogła pozwolić sobie na takie myśli i uczucia, mogłoby to być bardzo owocne. Każda partnerka choć raz poczuła wrogość do partnera (i odwrotnie), a każdemu rodzicowi choć raz przeszła przez głowę nienawistna myśl skierowana do swojego dziecka. Jeśli pacjentka zda sobie sprawę z tych uczuć, to jej pomoże. Uchroni bowiem ją przed agresywnymi działaniami, których może nie być świadoma. Jeśli dotyczyć będą partnera, to jeszcze „pół biedy”. Partner jest dorosły i może się ochronić – dziecko nie może. Działaniem, które uderzałoby w dziecko, mógłby być dłuższy wyjazd z partnerem bez dziecka w jego wczesnym niemowlęctwie, zbyt wczesny powrót do pracy, czy inne zachowania matki, które nie służą ani dziecku, ani jego relacji z matką.

Jeśli ta kobieta zrozumiałaby swoje marzenia senne, stałaby się świadoma swoich niechętnych uczuć. Wtedy mogłaby z nimi dużo zrobić – myśleć o nich, a w konsekwencji o tym, jak o siebie zadbać (widać, że bardzo tego potrzebuje), bez odrzucania dziecka oraz swojego partnera.

Marzenia senne mogą otworzyć drogę do uczuć, których nie możemy lub nie chcemy być świadomi. Warto więc myśleć o snach, o skojarzeniach do nich, o tym, jak się czuliście we śnie i co sądzicie, że Wasz sen może znaczyć. Niestety, snami dużo trudniej zajmować się samodzielnie, a zdecydowanie łatwiej w psychoterapii, do czego Was zachęcam.

Źródło: Sen pacjentki Freuda „o łososiu” zaczerpnęłam z książki „Objaśnianie marzeń sennych” (Z.Freud, Wydawnictwo KR, Warszawa, 1996, strona 139).

 

marzenia senne psychoterapia ursynów Hanna Lisowska
Napisała Hanna Lisowska

Sny a ich znaczenie

Sny – jaki macie do nich stosunek? Myślicie o nich, czy w ogóle się nimi nie zajmujecie? Uważacie, że mówią o tym, co ma się Wam wydarzyć czy co Wam się wydarzyło? A może nie rozumiejąc ich, uznajecie je za zbyt absurdalne i zapominacie o nich zaraz po tym, jak Wam się przypomną?

Sny ciekawią ludzi od tysiącleci. Najczęściej nadawano im znaczenie prorocze. Ciekawym opisem takiego proroctwa jest historia o Aleksandrze Macedońskim, któremu przed zdobyciem Tyru przyśnił się satyr tańczący na tarczy. Jego tłumacz snów podzielił rzeczownik „satyros” (satyr) na „sa” (po grecku „twój”) i „Tyros” (Tyr), przepowiadając wodzowi „Tyr jest Twój”, co zachęciło Aleksandra do podjęcia działań wojennych, które poskutkowały zdobyciem miasta. Niesamowite, prawda? Nic tylko sięgać po sennik! Niestety, sprawa nie jest taka prosta…

Senniki raczej zawodzą, co opiszę później. Dużo rzetelniejszym narzędziem do tego, by zrozumieć sny, okazała się interpretacja marzeń sennych zaproponowana przez Freuda. W swoim wiekopomnym dziele „Objaśnianie marzeń sennych” postulował on, że sny mówią przede wszystkim o śniącym. Odzwierciedlają jego życie psychiczne – głównie treści wyparte, czyli te, których nie chcemy o sobie wiedzieć.

Freud uważał, że marzenia senne spełniają wiele użytecznych funkcji. Są np. strażnikiem naszego snu. Zdarzyło Wam się może śnić, na dźwięk budzika, o tym, że właśnie go wyłączyliście, wstaliście, a nawet wyszliście do pracy? Wszystko po to, by nie musieć się budzić! Co więcej, zdaniem Freuda, w marzeniach sennych próbujemy przede wszystkim spełniać nasze pragnienia. Znajome małe dziecko śniło niedawno o tym, że jadło parówki – danie, które uwielbia, a którego nie chcą mu serwować rodzice. Przynajmniej we śnie sobie pojadło…

Sny dorosłych – jak do nich podejść?

Ze snami dorosłych sprawa nie jest już tak czytelna. Dorośli mają dość mocno wykształconą instancję wewnętrzną zwaną superego, która niczym cenzor stoi na straży wszelkich norm, zasad oraz reguł społecznych. Nasze superego nie lubi, gdy nasze id (które chce zaspakajać nasze wszelkie pragnienia) hula bezkarnie. Ego śpiącego ma więc nie lada zadanie – musi we śnie starać się zaspokoić zarówno roszczenia id, jak i surowe zakazy superego. Używa w tym celu licznych sposobów, które mają przed superego zamaskować to, o czym marzy id, a jednocześnie, w tajemnicy przed superego, próbować realizować pragnienia id. Ego uruchamia więc tzw. pracę marzenia sennego, która ma przekształcić treść ukrytą (tę niedozwoloną) w treść jawną (czyli fabułę, która nam się de facto śni). Gdy robi to dość skutecznie, nasze sny są dla nas często dość absurdalną historią, z której niewiele dla nas na pierwszy rzut oka wynika. Jak widzicie, mamy więc powody, by mieć absurdalne sny, więc takie je produkujemy. Ważne jednak, by się tym nie zrażać i jednak chwilę się nad nimi zastanowić.

W następnym odcinku podam Wam dwa przykłady snów i sposobów ich rozumienia. Spróbuję pokazać, że to złudne, by dosłownie rozumieć nasze sny. Jeden sen będzie z dzieła samego Freuda, a drugi taki, który mógłby się przyśnić i Tobie, i mnie.

Do poczytania za 10 dni! 

I jeszcze źródło:
Historię na temat snu Aleksandra Macedońskiego zaczerpnęłam z książki „Objaśnianie marzeń sennych” (Z.Freud, Wydawnictwo KR, Warszawa, 1996, strona 101).
 

sny psychoterapia ursynów Hanna Lisowska
Napisała Hanna Lisowska