Samotność – jak ją rozumieć?

Samotność – jej rozumienie jest wieloznaczne. Próbę odpowiedzi na to pytanie niesie audycja w Radio dla Ciebie. W dniu 2 września 2016 Hanna Lisowska była gościem Anny Matusiak w programie „Wieczór RDC”.

Samotność czy bycie samemu? To nie to samo

Każdy z nas czuł się choć raz samotny. Stereotypowo samotność nie kojarzy nam się dobrze. Co ciekawe, bardzo różnimy się między sobą pod względem tego, jak rozumiemy samotność i jak sobie z nią radzimy.

Czym jest samotność?

Przez samotność często rozumiemy uczucie, które towarzyszy nam wtedy, gdy nie jesteśmy w związku, a bardzo byśmy chcieli w nim być. Trudno zgodzić się jednak z tak zawężoną definicją samotności. Zapewne każdy z nas zna osoby, które są w związkach miłosnych, ale wciąż czują się samotne. Z drugiej strony są również takie osoby, które nie są w związku, ale nie skarżą się na samotność. „Samotni we dwoje” narzekają, że partner ich nie rozumie, nie wspiera, niekiedy nie szanuje. „Sami, ale nie samotni” mogą czerpać przyjemność z życia. Mają satysfakcjonującą pracę, dające radość hobby albo relacje z innymi osobami, przez które czują się lubiani, doceniani, uwzględniani. Czym więc jest samotność?

Samotność to dla mnie uczucie braku, który wywołuje tęsknotę za relacją z osobą, z którą możemy dzielić myśli, uczucia, plany, marzenia. Możemy z taką osobą czuć bliskość czy nawet jedność.

Uczucie samotności jest naturalną i wręcz nieodzowną składową życia każdego człowieka. Każdy z nas je kiedyś przeżywał. Kłopot związany z uczuciem samotności zaczyna się wtedy, gdy doskwiera nam ono za często, za długo lub ze zbyt dużą intensywnością. Pojawia się jako reakcja na momenty, w których czujemy się sami. Stan bycia samemu to szczególny stan – taki, w którym jesteśmy świadomi naszej odrębności i inności od innych. Wszyscy go znamy, choć różnie znosimy. Momentem, w którym uczucie bycia samemu kojarzy się większości osób dobrze, jest stan tuż po satysfakcjonującym zbliżeniu seksualnym. Wtedy partnerzy są blisko, a jednak każdy oddzielnie. Nie są już w uniesieniu, a bardziej w odrębności, która wtedy jednak nie przeszkadza.

Świadomość tego, że jesteśmy odrębni od bliskich wydaje się czymś oczywistym, co racjonalnie rozumiemy.  Tymczasem zdarza się, że często myślimy o sobie „zbiorowo” – mniej w kategoriach „ja”, bardziej jako „my” – ja i mój partner, ja i moje dzieci, ja i moi rodzice, ja i mój zespół z pracy. Taka optyka bywa bardzo miła i zapewnia potrzebne nam poczucie przynależności. Gdy posługujemy się nią zbyt często, ma funkcję obronną – chroni nas przed zobaczeniem swojego „ja”. To pytania typu: Kim jestem? Jaki jestem? Jak czuję się z ludźmi? Jak mi z tym, że inni są ode mnie różni?

Nieumiejętność bycia samemu – dwa przykłady

Weźmy jako przykład fikcyjną panią Ewę – osobę, która pochodzi z zamożnej rodziny, choć sama obecnie mało zarabia. Gdyby myślała o sobie jako o „bogatej”, na poziomie faktów byłaby to prawda. Jeśli chodzi o prawdę psychologiczną na jej temat, nie jest to już takie pewne. Powstaje wiele pytań, które można zadać sobie w takiej sytuacji. Niektóre z nich mogą okazać się bardzo bolesne – szczególnie, jeśli ta osoba dokona rozróżnienia między sobą a rodzicami. Te pytania to: czy mogę poczuć swój własny potencjał? czy nie czuję go, bo przysłania mi go potencjał moich rodziców? Ile sama osiągnęłam? Czy jestem zadowolona ze swojej pracy? Czy mogę czuć się kreatywna i przedsiębiorcza, czy świecę jedynie światłem odbitym od moich majętnych rodziców? Takie rozróżnienie, dzięki któremu czujemy inność nawet od bliskich nam osób, może narażać na ogromną samotność, małość, czy nawet rozpacz. Może też wywoływać uczucie frustracji, zazdrości, a nawet zawiści. Ale może też być motorem do osobistego rozwoju.

Przykładem dotkliwego odczuwania samotności może być inna fikcyjna postać – pani Marta. Wyobraźmy ją sobie jako kobietę, która cierpi w swoim związku. Jej partner ma inne opinie na niektóre kwestie. Nie spędza z nią każdego wieczoru, mimo że ona by sobie tego życzyła. Pani Marta czuje się bardzo samotna, wręcz niekochana. To, że różnią się poglądami czy zainteresowaniami sprawia, że traci ona wiarę w przyszłość ich związku. Bardzo by chciała, by partner zgadzał się z nią we wszystkim. Chce czuć, że dobrze myśli. Jego śmiech na jej żart ma wesprzeć ją w myśleniu o tym, że jej żart jest śmieszny i wart opowiedzenia. Nie wystarczy, że sama tak myśli o swoim żarcie. Bo jeśli on się nie śmieje, ona już nie wie, co myśleć. Wie natomiast, co czuje – czuje się samotna i zostawiona przez niego. Można myśleć, że ta kobieta potrzebuje partnera, by był jej zastępczym rodzicem. Takim, który pogłaszcze ją po głowie i powie, że fajnie to powiedziała, że jest błyskotliwa i zabawna. Ona sama nie umie sobie tego dać w wystarczającym stopniu.

samotność psychoterapia ursynów
Samotność ma też swoje dobre strony

Jak uczymy się bycia samemu?

Kamieniem węgielnym tej ważnej umiejętności są m.in. nasze wczesne doświadczenia z rodzicami. Osoby, które radzą sobie z własną odrębnością od innych i w związku z tym najmniej dotkliwie odczuwają samotność, w dzieciństwie dostały od swoich rodziców dużo wsparcia. Dla przykładu: dziecko narysowało rysunek i przybiegło pokazać go mamie. Mama szczerze się nim zainteresowała, doceniła jego wysiłek albo to, co w obrazku wydało jej się interesujące. Jeśli dziecko poczuło się dobrze z reakcją mamy, to można powiedzieć, że mama pomogła dziecku wzmocnić jego wiarę we własne możliwości. Gdy to dziecko dorośnie, będzie mogło docenić własny żart niezależnie od tego, czy partner się z niego w danej chwili zaśmieje czy nie. Zapamięta reakcję rodzica. Ona pozwoli mu, jako dorosłemu, zachować się podobnie w stosunku do samego siebie.

Samotność a psychoterapia

Gdy bardzo polegamy na innych, gdy oddajemy im decyzyjność i potrzebujemy ich rad, zatraca się to, co nasze. Umyka to, jacy jesteśmy, co tak naprawdę sądzimy, co czujemy i uważamy. Lęk przed samotnością, rozumianą także jako narażenie się na odrzucenie ze strony innych, może być przygniatający. Wtedy pomocna może okazać się psychoterapia. W gabinecie psychoterapeutycznym będziemy mieć możliwość omówienia różnych trudnych dla nas sytuacji i uczuć, które przydarzają nam się w życiu. W psychoterapii psychoanalitycznej doświadczymy tych sytuacji „na żywo”, w relacji z terapeutą. Będzie to również przedmiotem wspólnej pracy. W gabinecie terapeuty jesteśmy bowiem tymi samymi osobami, co poza nim. To oznacza, że na różne sytuacje w kontakcie z terapeutą zareagujemy w podobny sposób jak w życiu, podobnymi uczuciami i myślami. Uczucie samotności też się pojawi. Będziemy mogli nad nim pracować w bezpiecznych warunkach, z wykwalifikowaną osobą, z którą podejmiemy próbę zrozumienia tego, co się właśnie z nami dzieje. Praca nad kwestią samotności z osobami, które opisałam w powyższych przykładach, zakładałaby pracę nad tym, jak reagują na odrębność innych, jeśli dopuszcza ją do siebie.

Samotność jako azyl

Poza opisaną grupą osób, która boleśnie doświadcza samotności w relacjach, warto też wspomnieć o grupie z przeciwnego bieguna – o osobach, które z pozoru nie wydają się cierpieć na samotność. Bycie samemu nie stanowi dla nich kłopotu, przynajmniej pozornie tak się wydaje.

Weźmy dla przykładu hipotetycznego mężczyznę, który czujnie pilnuje, by jego zdanie było przez wszystkich szanowane. Pochodzi z rodziny, w której matka i ojciec zawsze „wiedzieli lepiej”, mało widzieli potrzeby syna, bo się nad nimi nie zastanawiali. Chcieli, by robił to, co oni uznawali za słuszne. Takie doświadczenia sprawiły, że samotność nie jest czymś, czego ten mężczyzna by się lękał. Lubi być sam, ma poczucie, że może wtedy myśleć swodobnie i nikt mu w nic się nie wtrąca. Zdaje się jednak, że taka postawa jest obronna, bo chroni jego „ja”, ale uniemożliwia bliskie relacje z innymi osobami. Gdy robi się za blisko, on czuje się zagrożony,  zamyka się i nie dopuszcza nikogo do siebie. Ten stan nie jest jednak psychologiczną normą, tylko azylem. Jeśli mimo wszystko ten mężczyzna doświadcza uczucia samotności, tęsknoty za kimś bliskim i chciałby to zmienić, on również mógłby skorzystać z psychoterapii. Praca psychoterapeutyczna byłaby próbą zdjęcia z otaczających go osób piętna przeszłości, które przenosi on na innych jak przez kalkę. Mogłoby się również okazać, że on bardzo boi się bliskości. Boi się, że gdyby spotkał właściwą osobę, to  by się od niej od razu uzależnił – tak bardzo wie, że jest potrzebujący.

Złoty środek

To, co nazywam stanem bycia samemu, nie jest synonimem samowystarczalności. To taki stan, w którym można dobrze czuć siebie, a jednocześnie cieszyć się z bliskich relacji z innymi. Stan, w którym nie jest się ani przyklejonym do kogoś, czy uzależnionym od kogoś, ani też odgrodzonym murem izolacji. Wcześniej wspomniany przykład pary seksualnej dobrze to  oddaje.

Samotność, mimo, że dość powszechna, jest bardzo osobistym uczuciem. Każdy przeżywa ją inaczej. Żaden artykuł czy książka na samotności nie odda całości tego zjawiska, nie sprawi, że zobaczymy tam samych siebie w całości, z pełnią tego, co przeżywamy. Natomiast własna psychoterapia pozwoli nam, z pomocą terapeuty, przyjrzeć się nam samym w dużych szczegółach. Będzie to na pewno bardzo osobiste doświadczenie.

Samotność to „samo życie”

Trzeba też powiedzieć, że uczucie samotności, mimo, że dla wielu z nas bardzo dotkliwe, jest też częścią życia, którą warto zaakceptować. Naturalnym i wpisanym w nie zjawiskiem, z którym jest nam dane mierzyć się na każdym etapie naszego rozwoju. Znają ją już odstawiane od piersi niemowlęta czy przedszkolaki zostawiane przez rodziców w początkowo nieznanym im miejscu. Samotności doświadczają uczniowie, szczególnie przez pierwsze dni w nowej szkole, czy świeżo upieczeni studenci, którzy wyjeżdżają z domu rodzinnego w nieznany świat. Znają ją też rodzice, kiedy dzieci dorastają tak szybko. Samotność może boleć, ale jest też rozwojowa. O ile gorzej byłoby, gdyby dorastające, a potem dorosłe dzieci nie chciały opuszczać rodzinnego domu.

Co ciekawe, samotności doświadczamy również w bardzo miłych momentach. Niektóre stany zachwytu czy uniesienia zwyczajnie nie są przekładalne na słowa. Nie jesteśmy więc w stanie ich przekazać innym i musimy pozostać z nimi sam na sam. Czy to powód, by cieszyć się nimi mniej?

 

Pisząc tekst, korzystałam z artykułu Donalda Winnicotta „The Capacity to Be Alone” (1958), zamieszczonego w The Maturational Processes and the Facilitating Environment: Studies in the Theory of Emotional Development (Hogarth Press, London 1965).
Tekst był również publikowany przez portal Zdrowa Głowa pod tytułem „Samotny, sam? To nie to samo”.

 

samotność psychoterapia ursynów Hanna Lisowska
Napisała Hanna Lisowska

Kreatywność na co dzień, czyli jak dożyć do urlopu

Kreatywność to stan, który bardzo nam służy. W wakacje łatwiej jest go osiągnąć, ponieważ wtedy realizujemy pragnienia. Umożliwiają to wyjazdy w wymarzone miejsca – poprzez zmianę otoczenia odmieniają naszą codzienność. Często mamy nadzieję, że zewnętrzna zmiana przełoży się też na wewnętrzną – odmieni nas, samopoczucie i spojrzenie na świat. Tak się zazwyczaj nie dzieje albo dzieje się, ale na krótko. Wtedy zaczynamy marzyć o kolejnych wyjazdach. Co robić, kiedy perspektywa urlopu jest jeszcze nie za bliska? Jak funkcjonować, by na co dzień czuć, że życie nas cieszy, że mamy apetyt na kolejny dzień?

Co sprawia, że cieszymy się życiem?

Prób odpowiedzi na to pytanie jest wiele, również w obszarze psychologii. Chciałabym zaproponować Wam jedną z koncepcji. Upatruje ona źródeł życiowej radości w tym, w jakim stopniu każdy z nas ma dostęp do własnej kreatywności. Kreatywność jest bardzo ważna, bo za jej pośrednictwem wyraża się nasze „self”, czyli prawdziwa, intymna i bardzo indywidualna część każdego z nas. Gdy podążamy za tym wewnętrznym kreatywnym impulsem, czujemy przyjemność, swobodę i kontakt z prawdą o nas samych. Jedni doświadczają tego stanu robiąc zdjęcia, inni gotując, jeszcze inni – tańcząc czy spacerując po lesie.

Czym jest kreatywność?

Brytyjski psychoanalityk Donald Winnicott uważał, że kreatywność to szczególna postawa wobec rzeczywistości zewnętrznej. Polega na „bawieniu się” tą rzeczywistością zgodnie z własną wyobraźnią, przy jednoczesnym jej poszanowaniu. Dobrze to widać w dziecięcej zabawie. Jako przykład weźmy kilkulatka, który wycina z kartonu prostokąt, pieczołowicie go maluje, wypisuje na nim imiona swoich kolegów, a potem „dzwoni” do nich na pogawędki. Chłopiec zarazem wie, że ma telefon i używa go w zabawie jako telefonu, a jednocześnie wie, że go nie ma. Dzięki kreatywnemu wykorzystaniu zabawy nie rozpacza, gdy po naciśnięciu paluszkiem imienia na kartonowej klawiaturze nie słyszy prawdziwego głosu kolegi.

Gdy tracimy ten zdrowy stosunek do rzeczywistości zewnętrznej, ma to druzgocące skutki dla zdrowia psychicznego. Gdy przestajemy liczyć się z rzeczywistością, urojenia biorą górę. Gdy nie umiemy żyć kreatywnie, czujemy się jak maszyny pozbawione pragnień, których zadaniem jest jedynie wykonywanie zmechanizowanych czynności.

Dlaczego kreatywność jest ważna?

Kreatywność pozwala nam cieszyć się życiem w taki sposób, że czujemy się na co dzień dobrze. Nie jesteśmy nic nie znaczącym pyłkiem w świecie. Sprawiamy, że świat, który zamieszkujemy, robi się naszym światem. Nadajemy przedmiotom w tym świecie osobiste znaczenie. Tworzymy świat podążając za własnymi upodobaniami, pragnieniami, za tym, kim w głębi jesteśmy. Otaczamy się zdjęciami, które zrobiliśmy i które nas cieszą albo muzyką, którą lubimy. Jedna z koleżanek opowiadała o swoim przeżyciu, w którym próbowała oglądać swoją okolicę w taki sposób, jakby była turystką zwiedzającą nowe i piękne miejsce.

Kreatywność – czym jest z perspektywy rozwojowej

Donald Winnicott twierdził, że ta zdolność do twórczej iluzji jest czymś, z czym jako ludzie przychodzimy na świat. Winnicott uważał, że noworodek ma poczucie, jakby tworzył świat. Głodnieje i jak na zawołanie pojawia się pierś mamy lub butelka. Oczywiście podtrzymanie tej fantazji jest wspierane przez czujnych na potrzeby dziecka rodziców, którzy wiedzą, że niemowlę ma bardzo małą zdolność do tolerowania frustracji. Dbają więc o to, by go nie frustrować i zaspakajają jego pragnienia od razu.

Z czasem, gdy dziecko rośnie, rodzice stopniowo je urealniają, pomagając mu się dostosować do wymogów zewnętrznej rzeczywistości. To trudne zadanie, więc dziecko radzi sobie z tym na różne sposoby. Niektóre dzieci przywiązują się do przytulanek, do których tulą się pod nieobecność rodzica. Niekiedy są wobec przytulanek gwałtowne, co pomaga im wyrazić złość, którą czują.

Zabawa jako sposób uporanie się w trudnymi kwestiami

Często zabawa jest sposobem, który ułatwia dziecku przepracowanie bardzo ważnych problemów natury psychicznej. Zygmunt Freud opisywał np. zabawę swojego wnuka szpulką. Chłopiec podczas nieobecności matki wymyślił zabawę polegającą na wrzucaniu pod łóżko szpulki na sznurku. Wykrzykiwał wtedy „nie ma”, po czym przyciągał szpulkę do siebie i krzyczał „jest”. W ten sposób przepracowywał to, co działo się, gdy matka znikała. Aspekt zabawy, tego, że zniknięcie szpulki było „na niby” i że to on decydował o tym, kiedy szpulka miała się ponownie pojawić, zdecydowanie ułatwiało godzenie się z rozstaniem. Bardzo podobną zabawą jest dobrze znana zabawa w „a-kuku”. Uczy ona tego, że jeśli kogoś nie widać, to on nadal fizycznie może być obecny. To w przyszłości pomoże takiemu młodemu człowiekowi radzić sobie lepiej z rozłąką- rozumieć, że gdy ukochanej osoby nie ma fizycznie obok nas, nie znaczy to, że bezpowrotnie zniknęła z naszego życia. Będzie mógł on kochać, tęsknić i być w relacji mimo fizycznego oddzielenia.

U dorosłych, tak samo jak u dzieci, pełne dostosowanie się do rzeczywistości nie jest ani możliwe, ani pożądane. Wszyscy, niezależnie od wieku, potrzebujemy czuć, że jesteśmy sprawczy i twórczy. Chcemy czuć, że możemy kształtować świat zgodnie z naszymi potrzebami, a nie tylko się do niego dostosowywać. Chodzimy do kina, by przenieść się w iluzyjny świat. Strzyżemy włosy tak, jak lubimy, a gdy nam źle, słuchamy muzyki, która nas uspakaja.

Kiedy tracimy własną kreatywność

Niekiedy, z różnych powodów dochodzi do zahamowania naszych mocy twórczych. Wyobraźmy sobie przykładową kobietę, która wiązała swoje życie z ukochanym mężczyzną. Nagle okazało się, że ten mężczyzna od niej odszedł, zostawiając ją w rzeczywistości, na którą ona kompletnie się nie godzi, bo jest to rzeczywistość bez niego. Można postawić sobie pytanie, na ile ta kobieta dobrze widziała realność swego związku, a nie tylko jego życzeniową wersję, którą chciała za wszelką cenę podtrzymać. Przed nią na pewno trudne zadanie – odnalezienie się w nowych realiach w taki sposób, żeby czuła, że jej życie jest czymś więcej niż tylko smutnym scenariuszem, do którego musi się dostosować.

Innym przykładem zahamowania twórczego potencjału może być studentka filozofii (kolejna postać wymyślona), która przestała móc czytać literaturę na zajęcia. Gdyby czytała, książki mogłyby ją wzbogacać, służyć poszerzaniu jej wiedzy, rozwijaniu własnych myśli. Nie może czytać, bo czuje, że gdy przeczyta książkę, będzie z niej odpytana. Ktoś wtedy może wykryć, że czegoś nie wie lub nie zapamiętała. Trwa więc chwilowo w nierozwojowym impasie. Z jedne strony fantazjuje o swoich filozoficznych predyspozycjach. Z drugiej strony nie może ich sprawdzać w realności, przerażona tym, że rzeczywistość kompletnie zburzy jej przekonanie o sobie.

Odzyskiwanie twórczego potencjału

Twórczy potencjał niekiedy odblokowuje się z czasem, z pomocą naszych własnych sił rozwojowych. Niekiedy, tak jak w przypadku porzuconej kobiety z powyższego przykładu, pomocna może okazać się psychoterapia.

Bibliografia

Freud, Z. (2005). Poza zasadą przyjemności. Przeł.Jerzy Prokopiuk. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN
Winnicott D.W. (2011). Zabawa a rzeczywistość. Przeł. Anna Czownicka. Gdańsk: Imago.
Robinson, K. Creativity in Everyday Life (or Living in the World Creatively), tekst wystąpienia na konferencji poświęconej Winnicottowi z 22.11.2015 w Londynie.

Zdjęcie: Photo by Cristina Gottardi on Unsplash

 

kreatywność psychoterapia ursynów Hanna Lisowska
Napisała Hanna Lisowska

Ideał – inspiracja czy hamulec?

Ideał pojawia się w naszym życiu jako siła napędowa lub coś, co spowalnia działanie. Stale doświadczamy nowych sytuacji, zdobywamy nowe umiejętności czy wchodzimy w nowe role życiowe. Ambicje połączone z pragnieniami są tą siłą, dzięki której dążymy do osiągania wyznaczonych celów.

W procesie rozwoju i uczenia się każdy z nas ma swoje wewnętrzne aspiracje, standardy, którymi się kieruje. Skąd się one biorą?

Gdy byliśmy dziećmi, pewne wymagania stawiali nam rodzice. Bez ich oczekiwań i granic nasz rozwój byłby zahamowany. Jako dorośli sami wytyczamy sobie cele. Mamy wewnętrzne wyobrażenie tego, kim chcemy być, co chcemy osiągnąć. W teoriach psychoanalitycznych te wyobrażenia nazwane są ideałem ego, idealnym ja.

Możemy zauważać pewne rozbieżności między tymi idealnymi wyobrażeniami a tym jacy jesteśmy czy jak wykonujemy daną czynność. Jeśli je akceptujemy, odczuwamy w sobie większą wewnętrzną swobodę i akceptację popełnianych błędów. Działania mogą wtedy wzbudzać naszą ciekawość, sprawiać przyjemność, rozbudzać nasze twórcze pokłady. Co się dzieje, jeśli nie ma w nas tej akceptacji? Jeśli chcemy przeskoczyć tę poprzeczkę, którą sami sobie ustawiliśmy?

Ideał – gdy chcemy go osiągnąć za wszelką cenę

W filmie  pt. „Czarny Łabędź” Darrena Aronofsky’ego poznajemy dramatyczny los bohaterki. To Nina – baletnica owładnięta wizją sukcesu i perfekcji, która płaci za to olbrzymią cenę. Nina mieszka z apodyktyczną mamą i ma jedno marzenie – chce być perfekcyjna. To pragnienie kieruje jej każdym krokiem do tego stopnia, że zatraca się w tańcu, utożsamiając się z graną postacią. Jest w stanie zrobić wszystko dla chwili bycia doskonałą. W jednym z wywiadów reżyser filmu mówi: „Z obsesji pączkuje geniusz, ale też szaleństwo”.Postać bohaterki ilustruje, co dzieje się w wewnętrznym świecie osób, które dążą do perfekcjonizmu. Taniec, który może kojarzyć się z wolnością, swobodą, ekspresją, przyjemnością, staje się chorobliwą obsesją, narzucającą presję i przynoszącą ból.

U osób, które za wszelką cenę dążą do doskonałości, rozgrywa się podobny dramat. Wysoko ustawiona poprzeczka sprawia, że nie mogą czerpać radości z tego co robią – są napięci i sfrustrowani.  Ciągle towarzyszy im ideał i pod jego presją poprawiają to, co zrobili. Wysokie standardy sprawiają, że nie potrafią docenić siebie, umniejszają swoje sukcesy. W skrajnych przypadkach wygrane są potrzebne, by uciszyć wewnętrzny głos krytyki i niezadowolenia z siebie. Sukcesy są wtedy pewnym azylem, chwilą oddechu od nakładanej sobie presji. Przegrane, potknięcia, porażki, rujnują ich świat wewnętrzny. Obawiając się błędu są zahamowani, odkładają na później zadania albo je ciągle poprawiają.  Ten bardzo surowy aspekt siebie i wyśrubowane oczekiwania często umiejscawiają w innych. To sprawia, że mogą czuć się jak w szachu. Z lęku przed krytyką wewnętrzną i zewnętrzną wycofują się do swej enklawy, często popadając w depresję.

Dlaczego dążymy do ideału?

Można zadać pytanie – dlaczego jedne osoby są bardziej surowe wobec siebieTo, jacy jesteśmy, jest pochodną wielu czynników. Rodzimy się z pewnym „wyposażeniem” temperamentu.  Nasza osobowość kształtowana jest również poprzez relacje z drugim człowiekiem. Największy wpływ na nas miały relacje z bliskimi. Rzutuje na nas to, co myśleli o nas rodzice, jak się wobec nas zachowywali, jakie mieli oczekiwania.

W teoriach psychoanalitycznych jako pierwszy zwrócił na to uwagę Zygmunt Freud. Wyodrębnił w strukturze osobowości trzy instancje. Jedna z nich to id  – zakorzeniona najgłębiej nieświadoma sfera psychiki, rodzaj zbiornika energii psychicznej i popędów. Druga to ego (ja), odpowiadająca za nasze realistyczne myślenie, odraczająca natychmiastową chęć zaspokojenie potrzeb. Można powiedzieć, że ego stopuje nasze id, szuka kompromisu między id a trzecią instancją, czyli superego.

Superego kształtuje się najpóźniej i jest pochodną wychowania. Pośrednikiem między kulturą a psychiką dziecka są jego rodzice. Przekazują dziecku wartości, normy, ideały, karzą i nagradzają. W toku wychowania dziecko uwewnętrznia te przekazy. Tworzy się „wewnętrzny cenzor” – instancja moralna, sumienie, a także „idealne ja”. To właśnie superego napiera na naszą psychikę, aby osiągnąć ideał.

Superego jest nam bardzo potrzebne – pomaga w ustanawianiu granic czy wartości. Gdy jednak jest bardzo surowe, apodyktyczne, zamiast być strażnikiem, staje się „wewnętrznym dręczycielem”.

Jednym z celów psychoterapii jest pomoc, by tego „dręczyciela” nieco odsunąć lub by złagodniał. Terapeuta pomaga inaczej spojrzeć na idealistyczne wyobrażenia pacjenta o samym sobie. Ta – dla wielu bolesna – świadomość, że nie jesteśmy doskonali, może przynieść ulgę. Wedy jest szansa na to, że w miejsce krytyki pojawi się szacunek i uznanie siebie jako wystarczająco dobrego.

 

Do stworzenia wpisu wykorzystałam artykuł „Psychologia Nieświadomości” Z. Freuda

ideał psychoterapia ursynów
Napisała Sylwia Wieczorek.

Dayne Topkin

 

Dorosłe dzieci – o zjawisku parentyfikacji cz.2

W pierwszej części tekstu opisałam, czym jest parentyfikacja. W drugiej części skupiam się na tym, jakie są jej skutki i jaka jest rola psychoterapii w wychodzeniu w pozycji sparentyfikowanego dziecka.

Jakie są skutki parentyfikacji w dzieciństwie?

Skutki parentyfikacji zależą od kilku czynników. Zewnętrznych: od zakresu „zadań” dziecka, długości ich trwania, osoby, którą się opiekuje, dostępnego systemu wsparcia społecznego. Wewnętrznych: od wieku i cech osobowych dziecka. Jeżeli dziecko posiada pewien szczególny zestaw cech, w tym inteligencję społeczną i poczucie humoru, kiedy jest atrakcyjne fizycznie lub kiedy ma wsparcie społeczne ze strony przynajmniej jednej osoby w swoim otoczeniu – mówimy o rezyliencji. Oznacza to, że dziecko jest bardziej odporne na negatywne skutki parentyfikacji.

Co dzieje się ze sparentyfikowanym dzieckiem? Z perspektywy psychoanalitycznej relacji z  obiektem dziecko musi poświęcić własne Ja na rzecz utrzymania relacji z opiekunem.  W przeżyciu takim zostaje zniszczone podstawowe zaufanie Ja do pomocnego i empatycznego obiektu (rodzica). Jeżeli pierwotnie rodzic zaniedbywał potrzeby dziecka i nie dostrzegał go jako OSOBY, to dziecko samo siebie uczy się traktować instrumentalnie, czyli poprzez pełnienie pewnych FUNKCJI. Można powiedzieć, że dziecko musi nieświadomie zrezygnować ze znaczącej części swojego Dziecięcego Ja. Skupiając się na utrzymaniu więzi poprzez opiekę nad rodzicem musi poświęcić własne potrzeby rozwojowe. Nie uczy się dostrzegać swoich potrzeb, określać swoich stanów emocjonalnych. Powoduje to trwałe „niewidzenie” znacznych obszarów swojego życia.

Struktura psychiczna rozwija się w taki sposób, aby przystosować się do wymogów otoczenia. W miejsce prawdziwego Ja rozwija się Fałszywe Ja, nastawione na spełniania oczekiwań z zewnątrz. Struktura Fałszywego Ja może być wzmacniania – dziecko może słyszeć, że jest „dzielne” albo „silne” – buduje to obraz samego siebie jako dającego opiekę.

Dzieci takie mogą być nad wiek dojrzałe w sprawach, które dotyczą rodziny. Jednak nie mając kontaktu ze swoim Dziecięcym Ja, z obszarem własnych potrzeb, ze swoją spontanicznością, mogą być zagubione w innych obszarach życia. Dziecko nie ma miejsca na prawdziwe, spontaniczne potrzeby, ich miejsce zajmuje realizacja cudzych oczekiwań, narzucony przez otoczenie obraz Ja. Sytuacja rozgrywająca się z obszarze relacji z innymi zostaje z czasem uwewnętrzniona. Nie potrzeba już realnych zewnętrznych osób, aby siebie nie dostrzegać i nadużywać. Rzeczywistość zewnętrzna „dopasowuje się” do wewnętrznej konstrukcji psychicznej, podtrzymując utrwalony schemat.

Jakie są skutki destrukcyjnej parentyfikacji w dorosłości?

 

Schier wymienia cztery główne obszary konsekwencji doświadczenia w dzieciństwie destrukcyjnej parentyfikacji.

Pierwszym jest trudność w regulacji uczuć i rozumieniu swoich stanów psychicznych. Dziecko wychowane przez osobę pochłoniętą własnymi stanami psychicznymi nie ma możliwości zbudowania własnej stabilnej i zdrowej struktury. Rodzic nie „widzi” dziecka, więc nie może pomagać mu w określaniu tego, co się z nim dzieje. Dziecko nie uczy się uspokajać, regulować wewnętrznie swoich emocji. W dorosłości może więc poszukiwać zewnętrznych regulatorów napięcia, takich jak używki i innego rodzaju substancje lub czynności. Emocje nie mogą być, zgodnie ze swoją funkcją, informacją użytą do zrozumienia i poprawy swojej sytuacji. Są bardziej odczuwane jako napięcie, które domaga się rozładowania. Rozładowanie, poprzez kompulsywne działanie lub poprzez sięgniecie zewnętrzny „uspokajacz” utrwala i pogarsza sytuację.

Drugim obszarem jest depresja. Dziecko, które doświadczyło parentyfikacji, nie mogło zbudować bezpiecznej więzi z rodzicem. Nie tylko nie znajdywało w nim odzwierciedlenia dla siebie samego, lecz samo musiało być odzwierciedleniem dla stanów rodzica i kontenerem dla jego emocji. W związku z tym w rozwoju brakuje bazy, na której może powstać stabilna struktura wewnętrzna Ja. Życie w emocjonalnym deficycie niesie ze sobą poczucie pustki i braku. Funkcjonowanie w wyuczonym skupieniu na potrzebach innych sprawia, że osoba nie wie, jakie są JEJ potrzeby. Pułapka Fałszywego Ja podtrzymuje sytuację psychicznego deficytu, a trudność czerpania z relacji z innymi ludźmi utrzymuje emocjonalny głód. Osoba dorosła może doświadczać wypalenia związanego z nadużywaniem siebie na rzecz innych. Wszystkie te czynniki składają się na obraz wysokiego ryzyka depresji.

Trzeci obszar to problemy w obszarze separacji. Osoby, które doświadczyły odwrócenia ról, były używane do zaspokajania emocjonalnych i fizycznych potrzeb opiekunów. Nie nauczyły się, że można mieć odrębne potrzeby, własne wybory, że ktoś może sam radzić sobie z trudnościami życiowymi i emocjonalnymi. W rezultacie w życiu dorosłym osoby takie mogą mieć trudność w odróżnieniu własnych pragnień i opinii od tych, które mają inni ludzie. Jeżeli sami byli przedłużeniem Ja swojego rodzica, nie spostrzegają innych jako różnych, odrębnych od siebie. Mogą mieć skłonność do przejmowania za innych odpowiedzialności, ingerowania w czyjąś autonomię, rozwiązywania cudzych problemów. Podobnie mogą oczekiwać, że inni będą się zachowywali w bardzo określony, zgodny z oczekiwaniami sposób. W związku z tym przeżywają złość i rozczarowanie, w sytuacji kiedy ludzie postępują inaczej. Typowe jest też pozostawanie w relacji opartej na kontroli, zarówno w relacji z rodziną pochodzenia, jak i z innymi ważnymi osobami.

Czwarty obszar to zaburzenia na poziomie ciała. Ja cielesne kształtuje się w relacji z jego pierwotnym opiekunem. W zależności od wzorca więzi psychicznej, na podstawie szczególnych doświadczeń dziecko buduje obraz swojego ciała. Dorosłe osoby, które doświadczyły parentyfikacji mają zaburzony obraz swojego ciała. Mogą je traktować jako niewidzialne, obce lub złe. Badanie (Schier, Kaniowski, Szumiał, 2012) pokazuje, że osoba z doświadczeniem przeszłej lub obecnej parentyfikacji przeżywa swoje ciało jako mniej atrakcyjne, mniej sprawne fizycznie, mniej witalne, mniej zdrowie. Również w mniejszym stopniu je akceptuje.

Innym obszarem reakcji ciała na doświadczenie związane z parentyfikacją są choroby psychosomatyczne. Przyczyną podatności na zaburzenia psychosomatyczne mogą być różne czynniki. Jednym z nich może być nawet osłabienie układu odpornościowego u dziecka, które ma mało doświadczeń dobrego karmienia i dotyku opiekuna. Kluczowym wydaje się być natomiast trudność regulacji emocji, opisywana powyżej. Kiedy napięcie psychiczne nie może być opracowywane z wykorzystaniem istniejących struktur psychicznych (zmentalizowane), zostaje przekształcone na stany cielesne. Kiedy nie możemy czegoś wyrazić słowami, zaczyna mówić ciało. Więcej o tym piszę w moim poprzednim tekście „Trauma zamknięta w ciele”

Jak wyjść z pułapki parentyfikacji?

 

Psychoterapeutyczna praca nad parentyfikacją i jej skutkami jest wieloaspektowa. Wymaga przede wszystkim rozpoznania i nazwania doświadczenia odwrócenia ról. Wiąże się to ze zmianą wewnętrznego obrazu opiekunów z okresu dzieciństwa lub/i dorosłości. Utrata utrwalonego obrazu rodziców i relacji z nimi daje możliwość pozytywnej rekonstrukcji własnego życia, jednak jest obarczona przeżyciem emocjonalnej żałoby. W procesie rozpoznawania, co się wydarzyło i dlaczego pomaga rozpoznanie szerszego kontekstu rodzinnego i społecznego. Zrozumieniu, z jakich własnych powodów rodzice nie mogli wypełnić swojej opiekuńczej funkcji wobec dziecka przynosi ulgę w przeżyciu i zaakceptowaniu relacyjnej straty.

Osoba korzystająca z psychoterapii może uczyć się, że więź z drugim człowiekiem nie musi wiązać się z nadużyciem. Może zacząć doświadczać, że nie musi być tylko dawcą, że może też czerpać w relacjach. Poprzez rozpoznawanie obszaru własnych potrzeb i odnajdywanie prawdziwego Ja może budować oparcie w postaci poczucia własnej wartości i uwalniać się od potrzeby aprobaty. Zaczyna wychodzić z cienia osoby opiekuna, stawać się widzialna, budować własny świat i uczyć się korzystania z własnego sprawstwa. Może powoli wypełniać poczucie wewnętrznej pustki. Dobrym znakiem jest zwiększenie się ilości przeżywania pozytywnych emocji. Ze względu na głęboki charakter problemu praca psychoterapeutyczna w przypadku doświadczenia parentyfikacji jest zazwyczaj długotrwała.

 

parentyfikacja psychoterapia ursynów ewa szczygielska
Napisała Ewa Szczygielska

Tekst oparłam na książce Katarzynhy Schier (2015) „Dorosłe dzieci. Psychologiczna problematyka odwrócenia ról w rodzinie”. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe SCHOLAR
Zdjęcie: Raul Najer, źródło: Unplash

Zawiść – czym jest i jak sobie z nią radzić?

Zawiść – mimo, że nieprzyjemna – jest naturalnym ludzkim uczuciem, które przeżywa każdy z nas. Jeśli myślicie, że Was to nie dotyczy, pomyślcie o sytuacji, gdy sąsiad kupił sobie nowy samochód. Czy podniosło Wam to ciśnienie? Albo gdy koleżanka z pracy dostała awans, o którym Wy też marzycie, ale nie macie na to perspektyw? Przypuszczam, że znacie to uczucie nieprzyjemnego ukłucia, gdy zdajemy sobie sprawę, że ktoś posiada skarb, który i nam się śni. Niekiedy temu uczuciu towarzyszy pewna doza złorzeczących myśli w kierunku owego szczęściarza….

Ostatnio, w poczytnej serii książek dla dzieci znalazłam fragment tekstu, który mnie najpierw lekko zszokował. Kilkuletnia bohaterka, po upadku z roweru „troszeczkę się cieszyła, że również jej koleżance przydarzył się rowerowy upadek”. Najpierw się zdziwiłam, ale później pomyślałam, że zawiść jest naturalnym ludzkim uczuciem – niezależnie od płci czy wieku. Dobrze pokazuje to przykład dziewczynki z książki i dorosłego autora, spod którego pióra wyszedł ten tekst.

Nie zmienia to faktu, że zawiść to wstydliwe uczucie, czego i dowodem jest też i mój opisany powyżej szok („Ale jak to? Ten autor pisze o tym tak bez ogródek? Czego on uczy dzieci?”). Tak naprawdę nie musi nikogo uczyć, bo każdy z nas ma w sobie takie uczucia.  Czego się więc wstydzić? Zawiść, a raczej jej świadomość, jest bardzo krępująca. Musimy przyznać się przed sobą, że nienawidzimy kogoś za to, co ma i znieść upokorzenie, że my tego nie mamy. A nie lubimy myśleć o sobie, że moglibyśmy komuś źle życzyć – to kłóci się z naszym własnym obrazem jako ludzi dobrych. Jeszcze trudniej jest odczuć, że nie mamy czegoś, na czym tak bardzo nam zależy… To tylko niektóre powody, dla których często nie zdajemy sobie sprawy z uczucia zawiści.

Wszyscy od czasu do czasu przeżywamy zawiśćróżnimy się tylko ilością takich uczuć oraz ich świadomością. Gdy podejrzewamy, że nasze uczucia do kogoś są podszyte zawiścią, możemy coś z tym zrobić. Natomiast gdy tkwimy w błogiej nieświadomości, wtedy zaczyna się dziać…. Scenariuszy jest kilka.  Najprostszy to:

  • zabiorę ci, i ja będę miał, a Ty nie – znamy to dobrze z obserwacji małych dzieci, które nie przebierają w środkach ani czynach, by wyrwać drugiemu dziecku np. upragnioną zabawkę
  • zabiorę Ci i żadne z nas nie będzie miało, cierp tak jak ja! – ta wersja jest bardzo podobna do pierwszej, tylko w wykonaniu dorosłych. Dorośli raczej sobie nie wyrywają, ale tak dewaluują znienawidzonego szczęśliwca, że on i jego skarb stają się „godni pożałowania”. To działanie to odpowiednik podrapań i ugryzień, którymi dziecięcy wojownik o zabawkę raczył swojego kolegę. W dorosłej wersji wygląda to tak: „Ciekawe skąd sąsiad miał pieniądze na ten samochód?” – tu produkujemy serię nieprzychylnych wyobrażeń i w ten sposób szybko zamieniamy go ze  szczęśliwego posiadacza nowego samochodu w zwykłego „krętacza”!

Zawiść jest niszcząca i dla osoby, do której ją odnosimy (kto by chciał być nazywany krętaczem?), i dla nas samych. Dlaczego? Gdy wkracza zawiść, nieświadomie idealizujemy daną osobę, a siebie dewaluujemy. Wyobraźmy to sobie na przykładzie gry w karty. Powiedzmy, że mamy na stole 4 karty do gry. Karta nr 1 to nasze zalety, karta nr 2 to nasze wady, karta nr 3 to zalety osoby, której zawiścimy, a karta nr 4 to jej wady. W sposób nieświadomy dokonujemy takiego przetasowania, w którym nam przypadają w udziale dwie karty z wadami, a drugiej osobie dwie karty z zaletami! Tym okropnym rozdaniem pozbawiamy się większości naszych mocnych stron! Jesteśmy wtedy pod wpływem iluzji, w której nie możemy ani adekwatnie widzieć siebie, ani tej drugiej osoby. Nieźle to sobie ukartowaliśmy! Szkoda tylko, że nic o tym nie wiemy! Efekt jest natomiast łatwy do przewidzenia. Skoro ten ktoś ma wszystko, a my nic, nie pozostaje nam nic innego, jak tylko tej osoby nienawidzić („Przecież mówiłem, że to krętacz!”).

Zdecydowanie zdrowiej jest zazdrościć. Ale jak odróżnić zazdrość od zawiści? Zazdrość rozwojowo wygląda tak: małe dziecko cieszy się pełnią zaangażowania matki. W pewnym momencie orientuje się, że matka nie tylko zajmuje się nim, ale również (“o zgrozo!”) starszym rodzeństwem oraz ojcem, z którym lubi spędzać czas. Po fali zazdrości o matkę i nienawiści w kierunku rywali, dziecko odkrywa, że ojciec – oprócz bycia okropnym typem, który zabiera nam matkę – jest również czułym opiekunem, z którym miło jest być. A rodzeństwo to ktoś, z kim można się w sumie całkiem nieźle bawić!

W zawiści atakujemy osobę. W zazdrości nie atakujemy osoby, o którą jesteśmy zazdrośni. Co więcej – odkrywamy nasze własne możliwości, o których wcześniej nie mieliśmy pojęcia, np. zdolność do wchodzenia w nowe (poza matką) relacje z innymi ludźmi!

Zawiść – jak sobie z nią radzić?

Wyobraźmy sobie teraz związek, w którym jeden z partnerów zarabia dużo więcej niż drugi. Ten, który zarabia mniej, może wybrać nienawidzenie lepiej zarabiającego partnera. Przejawem tego będzie chociażby rozliczanie go z tego, na co wydał pieniądze („na pewno na kolejne drogie perfumy dla siebie!„), żądanie, by dzielił się z nami wszystkimi swoimi zarobkami czy  wpędzanie go w poczucie winy.

Zarabiający mniej może też wybrać inną drogę, np. zacząć myśleć: „czy na pewno zarabiam za mało? co mogę zrobić, by zarabiać więcej, skoro chcę mieć więcej pieniędzy? czy w pracy wykorzystuję dobrze swój potencjał i swoje talenty, by mi w tym pomogły? Jak mogę uruchomić własne możliwości, by lepiej na mnie pracowały?” Próba odkopania własnego skarbca opłaci nam się dużo bardziej niż czyhanie na cudze bogactwo.

A co zrobić, jeśli nie da się niczego z siebie wykrzesać? Gdy np. ktoś marzy o tym, by efektownie tańczyć, a ma do tańca „dwie lewe nogi”? Ważne jest, by zadać sobie pytanie, czemu tak zależy nam na tym efektownym tańcu? Czemu nie możemy tańczyć po prostu, tak jak umiemy, czerpiąc przyjemność z muzyki i z ruchu? Albo czemu chcemy tańczyć w ogóle? Czy to lubimy? A co z innymi naszymi talentami? Czy je odkryliśmy? Czy umiemy docenić, że jesteśmy dobrzy w czym innym?

Czas na nowe rozdanie – takie, w którym każdy będzie grał własnymi kartami.

  • Szukajmy własnej mocy, badajmy jej ilość i rodzaj.
  • Korzystajmy z tego, co mamy w sobie fajnego,
  • Inspirujmy się również sukcesem tych, do których wcześniej odczuwaliśmy zawiść.

Przy pisaniu tego tekstu korzystałam z książki Nevilla Symingtona „Becoming a person through psychoanalysis” (Karnac Books, 2007, Londyn), a dokładniej z rozdziału XIX „Envy: a psychological analysis” oraz z książki Melani Klein “Zawiść i wdzięczność” (GWP, 2007, Gdańsk), rozdz. X “Zawiść i wdzięczność”.

Zdjęcie autorstwa Andre Hunter on Unsplash

 

zawiść jak sobie radzić psychoterapia ursynów Hanna Lisowska
Napisała Hanna Lisowska

Gabinet terapeuty – jak wygląda praca?

Gabinet terapeuty to miejsce, w którym odbywa się ważna praca pacjenta. Praca, ponieważ terapeuta nie przepisuje recepty.

Dlaczego psychoterapia nie obiecuje szczęścia i spełnienia życzeń? Może to byłby najlepszy sposób na uspokojenie naszych lęków, smutków i złości?

Podobnie, jak lekarz przepisuje receptę na odpowiedni lek, tak terapeuta mógłby zaspokoić różne potrzeby, lub chociaż obdzielić kilkoma radami. Czy zaspokojenie potrzeb, symbolicznie przypominające wypicie ambrozji, nie jest jednak nadmiernym uproszczeniem? Bardzo chcielibyśmy, żeby sprawy wyglądały prosto, ale czy wtedy możemy działać wystarczająco skutecznie?

Psychika, zdrowie – jak to działa?

Niedawno oglądałem film o tym, jak działają biologiczne mechanizmy w ciele. Użyto tam porównania organizmu człowieka do samochodu. Nie jest to jednak zwykłe auto, lecz pojazd, który się zmienia w czasie jazdy. Działają w nim procesy, które stale przebudowują pojazd, naprawiają zużyte elementy i oczywiście przetwarzają energię.

Z tego powodu dobrzy lekarze, oprócz leku na konkretny objaw, zalecają często dodatkowe działania – np. dietę lub zmianę funkcjonowania. Zdają sobie sprawę, że zdrowie jest dynamicznym stanem – możemy je utrzymywać, jeśli potrzebne procesy w naszym organizmie działają poprawnie.

Podobnie jest z psychiką. Najczęściej pacjenci szukają pomocy, kiedy po raz kolejny doświadczają problemów. To moment, w którym można pomyśleć „to nie przypadek”. Rodzi się intuicja, że coś dzieje się nie tylko na zewnątrz, ale także w środku nas. Coś działa, się objawia np. tym, że boimy się “być na widoku”. Istnieje dosyć złożona dynamika sił wewnętrznych połączonych z siłami, które wpływają na nas od zewnątrz. Pod pojęciem sił rozumiem emocje, potrzeby, schematy myślenia i wzorce relacji.

Jak można wyjaśnić cierpienia?

Już filozofowie próbowali wyjaśnić źródła naszych doświadczeń i cierpień. Artur Schopenhauer był zdania, że nasz ludzki rozum nie jest panem we własnym domu, lecz jedynie świadkiem działających w nas sił podtrzymujących życie. Ciągle mamy potrzeby, które trzeba zaspokajać, które pchają nas w jedną, albo drugą stronę. Bardzo chcielibyśmy czuć się wolni. Jednak możemy być wolni tylko w pewnych ramach, wyznaczonych chociażby tym, że posiadamy pewne potrzeby, które stale popychają nas do różnych działań i w stronę różnych ludzi.

Najbardziej znany gabinet terapeuty to zapewne ojca psychoanalizy – Freuda. Aby opisać procesy zachodzące w psychice, sformułował on koncepcję konfliktu wewnętrznego. Ta koncepcja odnosi się do naszego codziennego doświadczenia. Każdy z nas podejmuje decyzję co robić w wolnym czasie: pójść na siłownię czy poleżeć w domu; spotkać się ze znajomymi czy samemu obejrzeć film. Podejmowanie tych decyzji zależy właśnie od tego, jak działa nasza psychika. Inaczej jest, gdy czujemy, że sami możemy dokonać wolnego wyboru, a inaczej, gdy oglądamy się na innych – co znajomi lub rodzice zrobiliby na naszym miejscu.

Wracając do metafory samochodu – nie możemy posługiwać się jednym pojazdem przez całe życie. W ciągu życia jego funkcje muszą się zmieniać. Dlaczego? W kolejnych okresach życia czekają nas różne zadania rozwojowe. Zwrócił na to uwagę Erik Erikson w teorii rozwoju psychospołecznego. Etapy naszego rozwoju mają swoje specyficzne istotne płaszczyzny, których przejście kształtuje potrzebne nam umiejętności. Na przykład w młodości podejmujemy decyzję o budowaniu intymnego związku. Wtedy nasze przeżycia wyrażają albo potrzebę bycia bliską osobą albo potrzebą bycia niezależnym i odrębnym. Rozwiązanie napięcia pomiędzy tymi dwiema stronami może owocować nawiązaniem intymnego związku z zachowaniem poczucia tożsamości.

Gabinet terapeuty – co jest ważne w pracy?

gabinet terapeuty
Kameralny i dyskretny gabinet

Po podjęciu terapii u pacjentów następuje dosyć szybka poprawa i ulga w objawach. Wiele badań dotyczących psychoterapii różnych nurtów potwierdza, że znaczącym czynnikiem leczącym jest relacja terapeutyczna. Jest to możliwe właśnie podczas pracy w gabinecie. Nawiązanie relacji z kimś kto wysłucha, poświęca uwagę sprzyja temu, że obdarzamy go zaufaniem i czynimy go kimś znaczącym. To ma niewątpliwie dobry wpływ na samopoczucie.

Kluczowe jest jednak ukształtowanie takich mechanizmów, które sprawią, że po skończeniu psychoterapii świeżo odzyskana równowaga i dobre samopoczucie utrzyma się i będzie „w rękach” potrzebującego pomocy. Tu właśnie istnieją różnice, które można wywieść wręcz z różnych filozoficznych perspektyw przyjmowanych – zarówno przez poszczególne nurty psychoterapii, jak też przez samych psychoterapeutów. Można np. stwierdzić, że jedyne co jest potrzebne, to uwolnienie od cierpienia poprzez katharsis tak, aby procesy łączące psychikę i ciało zrobiły resztę pracy i same doprowadziły do homeostazy.

Gabinet terapeuty to miejsce, gdzie – w psychoterapii psychoanalitycznej – szukamy przyczyn, dla których procesy utrzymujące psychikę w równowadze nie działają prawidłowo. Pomysły na to są różnorakie.

Jakie problemy mogą mieć pacjenci?

Mogą to być kwestie omówione pokrótce poniżej.

  • Konflikt wewnętrzny – np. naukowiec lub twórca może odczuwać niemoc twórczą. Z jednej strony pragnienie, aby być kreatywnym lub zyskać sławę zderza się z lękiem, że doprowadzi to do konkurowania z ojcem i utraty jego akceptacji (nie tylko w realnej relacji, może to być symboliczne przeżycie i obejmować sytuacje, kiedy ojciec już zmarł). Budzi to poczucie winy, które tworzy depresyjny objaw. Można w czasie psychoterapii poprzez wgląd osłabić działanie tego konfliktu.
  • Ustalanie granic – jak ustalamy granicę, gdzie się kończę ja i gdzie już się zaczyna druga osoba? Odpowiadając na takie pytanie, określamy się i wyrażamy swoją tożsamość. Wydaje się to proste, jednak do terapii dosyć często przychodzą pacjenci z objawami, które wynikają z tego, że robią wszystko to czego oczekuje otoczenie. Nie tylko robią ale myślą o sobie zgodnie z oczekiwaniami społecznymi. Taki sposób podejścia do siebie nazywany jest w psychologii fałszywym self. Prawdziwe self zaś to jest to co sami czujemy i myślimy o sobie.
  • Mentalizacja – tak w psychologii nazywa się zdolność odróżnienia własnej psychiki od psychiki innej osoby. Tak określa się także możliwość wyobrażenia sobie uczuć i motywacji innych osób, które niekoniecznie muszą się pokrywać z naszymi uczuciami i motywacjami. Braki w zakresie mentalizacji powstają w dosyć wczesnym okresie życia, kiedy uczymy się rozpoznawać na podstawie zachowania, co czują inni. Dzieci, bawiąc się ze sobą, doświadczają sytuacji, kiedy ktoś kogoś szturchnie lub zabierze zabawkę. Dzieci wtedy same albo oglądając się na mamę, próbują odczytać, o co chodzi koledze lub koleżance. Próbują określić, czy to wyraz złości, zazdrości, a może ciekawości i chęci do wspólnej zabawy.

Relacje i relacje z obiektem

Piszę w tym tekście niemal cały czas „ja i ktoś”; „ja i druga osoba”. Jesteśmy zanurzeni w wiele relacji. Co więcej, istnieją one nie tylko na zewnątrz. Kiedy kogoś nie ma obok nas, dalej mamy pewien obraz tej osoby, myślimy o niej, bo przechowujemy w środku tę relację. Jest to jedno z największych osiągnięć, których uczą się dzieci – kiedy mama znika, nie znaczy, że odchodzi na zawsze, tylko wróci z powrotem.

W psychologii istnieje nurt zajmujący się relacją z obiektem – obiektem jest obraz bliskiej osoby, który nosimy w sobie. Okazuje się, że nie tylko przechowujemy obraz tych pierwszych relacji (najczęściej z rodzicami), ale wpływa on na to, jak patrzymy na ludzi wokół. Gabinet terapeuty to miejsce pomocy dla osób, które zastanawiają się „co się dzieje, że ciągle powtarzam związek z kimś, kto mnie zaniedbuje?”. Celem takiej terapii będzie praca nad większą zdolnością pacjenta do szukania ludzi z potencjałem udanego związku.

Innym przykładem, jak działa relacja z obiektem może być udany związek, w którym ciągle możemy mieć wrażenie, że partner jest zazdrosny o sukcesy. W czasie pracy w gabinecie terapeuty może się okazać, że wynika to z rzutowania na partnera swoich przeżyć z relacji z osobami znaczącymi. W tym przykładzie matka mogła być zazdrosna o sukcesy – bycie pięknym i młodym z przyszłością stojącą otworem może budzić dumę i radość rodziców, ale też ich zazdrość czy zawiść.

Jakie mogą być cele terapii?

Cele określone powyżej nie są katalogiem celów, z którym przychodzą do terapeuty pacjenci. Gabinet terapeuty to miejsce, gdzie potrzebna jest wspólna praca nad tym, co objawy mówią o podstawach naszego funkcjonowania. W ten sposób terapia jest raczej wspólnym odkrywaniem. Choć opisałem tu różne teorie, każdy z nas ma na tyle indywidualne i unikalne doświadczenie, że nie da się użyć gotowego schematu w taki sposób, aby był najbardziej skuteczny.

Wyobraźmy sobie, że po pomoc przychodzi osoba, która ma trudności w znalezieniu satysfakcjonującej pracy lub w skończeniu studiów. Wspólna rozmowa pomaga połączyć początkowe zewnętrzne trudności z procesami wewnętrznymi. W tym przypadku, w trakcie pracy i zwiększania świadomości może się okazać, że to objawy konfliktu przed wejściem w dorosłość i oddzielania się od rodziny pochodzenia. Kłopot z oddzieleniem się może też występować u tych, którzy już wyprowadzili się z domu rodzinnego – nie chodzi tylko o fizyczne oddzielenie, ale też o psychiczną separację.

Czy poprawą mogą być tylko zmiany? Nie tylko. Czasami uleczeniem jest zaprzestanie kolejnych działań – jeśli nie można czegoś zmienić. Wtedy efekt terapeutyczny daje akceptacja. Temperament, który dostajemy w swoim genetycznym dziedzictwie według różnych badań okazuje się trudny do zmodyfikowania. Podobnie jest z innymi dziedziczonymi genetycznie cechami – zarówno chorób, ale też np. wyglądu i budowy fizycznej, które mogą mieć wpływ na to, jak się czujemy ze sobą i z innymi.

Kolejnym obszarem pracy są istniejące choroby somatyczne – np. stwardnienie rozsiane, albo borelioza. Mogą one mieć wpływ na psychikę i pojawienie się objawów depresji.

Trudno zmienić przeszłość – nie zmienimy samych zdarzeń, które nas spotkały. Możemy pracować nad tym, jak przeszłość na nas działa.
Takim miejscem pracy nad przeszłością jest gabinet terapeuty.

 

Przy pisaniu tekstu korzystałem z książek:

 

cele terapii i relacja terapeutyczna psychoterapia ursynów edward buzun
Napisał Edward Buzun