Sny a ich znaczenie

Sny – jaki macie do nich stosunek? Myślicie o nich, czy w ogóle się nimi nie zajmujecie? Uważacie, że mówią o tym, co ma się Wam wydarzyć czy co Wam się wydarzyło? A może nie rozumiejąc ich, uznajecie je za zbyt absurdalne i zapominacie o nich zaraz po tym, jak Wam się przypomną?

Sny ciekawią ludzi od tysiącleci. Najczęściej nadawano im znaczenie prorocze. Ciekawym opisem takiego proroctwa jest historia o Aleksandrze Macedońskim, któremu przed zdobyciem Tyru przyśnił się satyr tańczący na tarczy. Jego tłumacz snów podzielił rzeczownik „satyros” (satyr) na „sa” (po grecku „twój”) i „Tyros” (Tyr), przepowiadając wodzowi „Tyr jest Twój”, co zachęciło Aleksandra do podjęcia działań wojennych, które poskutkowały zdobyciem miasta. Niesamowite, prawda? Nic tylko sięgać po sennik! Niestety, sprawa nie jest taka prosta…

Senniki raczej zawodzą, co opiszę później. Dużo rzetelniejszym narzędziem do tego, by zrozumieć sny, okazała się interpretacja marzeń sennych zaproponowana przez Freuda. W swoim wiekopomnym dziele „Objaśnianie marzeń sennych” postulował on, że sny mówią przede wszystkim o śniącym. Odzwierciedlają jego życie psychiczne – głównie treści wyparte, czyli te, których nie chcemy o sobie wiedzieć.

Freud uważał, że marzenia senne spełniają wiele użytecznych funkcji. Są np. strażnikiem naszego snu. Zdarzyło Wam się może śnić, na dźwięk budzika, o tym, że właśnie go wyłączyliście, wstaliście, a nawet wyszliście do pracy? Wszystko po to, by nie musieć się budzić! Co więcej, zdaniem Freuda, w marzeniach sennych próbujemy przede wszystkim spełniać nasze pragnienia. Znajome małe dziecko śniło niedawno o tym, że jadło parówki – danie, które uwielbia, a którego nie chcą mu serwować rodzice. Przynajmniej we śnie sobie pojadło…

Sny dorosłych – jak do nich podejść?

Ze snami dorosłych sprawa nie jest już tak czytelna. Dorośli mają dość mocno wykształconą instancję wewnętrzną zwaną superego, która niczym cenzor stoi na straży wszelkich norm, zasad oraz reguł społecznych. Nasze superego nie lubi, gdy nasze id (które chce zaspakajać nasze wszelkie pragnienia) hula bezkarnie. Ego śpiącego ma więc nie lada zadanie – musi we śnie starać się zaspokoić zarówno roszczenia id, jak i surowe zakazy superego. Używa w tym celu licznych sposobów, które mają przed superego zamaskować to, o czym marzy id, a jednocześnie, w tajemnicy przed superego, próbować realizować pragnienia id. Ego uruchamia więc tzw. pracę marzenia sennego, która ma przekształcić treść ukrytą (tę niedozwoloną) w treść jawną (czyli fabułę, która nam się de facto śni). Gdy robi to dość skutecznie, nasze sny są dla nas często dość absurdalną historią, z której niewiele dla nas na pierwszy rzut oka wynika. Jak widzicie, mamy więc powody, by mieć absurdalne sny, więc takie je produkujemy. Ważne jednak, by się tym nie zrażać i jednak chwilę się nad nimi zastanowić.

W następnym odcinku podam Wam dwa przykłady snów i sposobów ich rozumienia. Spróbuję pokazać, że to złudne, by dosłownie rozumieć nasze sny. Jeden sen będzie z dzieła samego Freuda, a drugi taki, który mógłby się przyśnić i Tobie, i mnie.

Do poczytania za 10 dni! 

I jeszcze źródło:
Historię na temat snu Aleksandra Macedońskiego zaczerpnęłam z książki „Objaśnianie marzeń sennych” (Z.Freud, Wydawnictwo KR, Warszawa, 1996, strona 101).
 

sny psychoterapia ursynów Hanna Lisowska
Napisała Hanna Lisowska

Marzenia senne – sny mają przyszłość

Marzenia senne to „produkt końcowy” walki sił w naszych snach. Wiemy już trochę o tym, czym są sny i jakie siły w nas walczą – pisałam o tym w poprzednim wpisie o snach. Proponuję Wam do niego zajrzeć, aby dobrze zrozumieć ten tekst.  

Marzenia senne są niejasne, niekiedy absurdalne, albo z pozoru oczywiste, ale czy na pewno? Zobaczmy, jak możemy próbować odszyfrować, o czym są sny.

Sny, które Wam dziś opiszę, posłużą do opowieści, jak możecie próbować rozumieć ich znaczenie.Pierwszy przykład snu jest autorstwa pacjentki Freuda. Drugi jest wymyślony przeze mnie – mógłby pojawić się na sesji w gabinecie terapeuty.

Marzenia senne według Freuda

Jednym z moich ulubionych przykładów snu opisanych przez Freuda jest sen jego pacjentki, o tym, jak nie udawało jej się zorganizować przyjęcia, mimo, że bardzo chciała. Śniła, że nic nie mogła kupić, bo wszystkie sklepy były już zamknięte, a w domu miała tylko mały kawałek łososia. Musiała więc zrezygnować ze swojego pomysłu. Zapytacie pewnie, jak ten sen spełnia więc jej pragnienie? Zdaje się ją tylko frustrować!

Na podstawie skojarzeń pacjentki do snu, jej uczuć oraz jej wspomnień udało się dokonać następującej rekonstrukcji: poprzedniego dnia pacjentka rozmawiała ze swoja znajomą- kobietą, która namawiała ją, by pacjentka zorganizowała w swoim domu przyjęcie, na którym znajoma mogłaby dobrze pojeść i przytyć, bo cierpiała na niedowagę. Pacjentka natomiast była zazdrosna o swojego męża, który szczęśliwe dla niej wolał bardziej okrągłe kobiety. Bała się jednak, że jeśli znajoma przytyje, to spodoba się jej mężowi.

Treść ukryta snu, dostępna tylko poprzez skojarzenia pacjentki, brzmiała więc następująco: „Nie wyprawię przyjęcia, bo przytyjesz i mój mąż zwróci na Ciebie uwagę”. Czy domyślacie się, jak rozumieć kawałek łososia ze snu? Pacjentka powiedziała, że to ulubiony przysmak znajomej. Można powiedzieć, że w ten sposób we śnie pokazała znajomej „figę z makiem”, triumfując nad nią – „mam to, czego pragniesz, ale Ci nie dam”. Sen uspakajał lęk pacjentki o przyszłość jej małżeństwa. Oczywiście w treści jawnej snu nie ma o tym wszystkim mowy. Co więcej, fabuła zapewne zadowala superego pacjentki. Dla superego może ona pozostać zwyczajną kobietą, radzącą sobie ze zwykłymi przeciwnościami losu, a nie zazdrosną partnerką knującą intrygi.

Co pomaga interpretować sny?

Jak widać na tym przykładzie, do interpretacji marzeń sennych niezbędne są skojarzenia śniącego i jego własne wspomnienia. Bez tych elementów treść ukryta snu nie może zostać rozwiązana. Tym samym senników nie trzeba traktować poważniej niż z dużym przymrużeniem oka. Oczywiście, oparte są one na symbolach wspólnych nam wszystkim od wieków. Jednakże, każdy symbol, oprócz swojego ogólnego znaczenia, ma przede wszystkim znaczenie indywidualne, inne dla każdego śniącego.

Sen pacjentki Freuda o łososiu możemy potraktować humorystycznie. Jest nieco zabawny, poza tym, nie dotyczy nas. Co jednak zrobić, gdy własne sny nas wcale nie śmieszą, co więcej – niepokoją?

Wyobraźmy sobie, że młoda kobieta śni, że do jej domu włamuje się mężczyzna. We śnie jest przerażona, a włamywacz, choć nic nie kradnie, rozsiada się wygodnie w jej mieszkaniu i wcale nie zamierza go opuszczać! Ona go nie zna, wydaje się jej jakimś okropnym, obcym typem, który bezprawnie wszedł do jej domu.

Załóżmy, że kobieta ta niedawno dowiedziała się, że jest w ciąży, którą zresztą planowała ze swoim partnerem. Sen natomiast przyśnił się jej tuż po informacji o ciąży. Gdyby zwrócić jej uwagę na tę zbieżność, mogłaby dopuścić do siebie taką intereptację, że tym włamywaczem ze snu może być jej mąż, który w takim razie ją „nieźle urządził”! Albo jej dziecko…

Jeśli uda jej się rozwinąć tę myśl, może dojść do głosu jej lęk o to, jak będzie wyglądało jej życie po porodzie. Niechęć do męża za to, „co zrobił”, albo do dziecka, które się pojawi i nie wyjdzie już z jej życia, a co gorsza, zmieni je bezpowrotnie. Co więcej, dużo jej zabierze, choćby coś tak podstawowego, jak np. wolność.

Marzenia senne – czemu mogą służyć?

Gdyby pacjentka mogła pozwolić sobie na takie myśli i uczucia, mogłoby to być bardzo owocne. Każda partnerka choć raz poczuła wrogość do partnera (i odwrotnie), a każdemu rodzicowi choć raz przeszła przez głowę nienawistna myśl skierowana do swojego dziecka. Jeśli pacjentka zda sobie sprawę z tych uczuć, to jej pomoże. Uchroni bowiem ją przed agresywnymi działaniami, których może nie być świadoma. Jeśli dotyczyć będą partnera, to jeszcze „pół biedy”. Partner jest dorosły i może się ochronić – dziecko nie może. Działaniem, które uderzałoby w dziecko, mógłby być dłuższy wyjazd z partnerem bez dziecka w jego wczesnym niemowlęctwie, zbyt wczesny powrót do pracy, czy inne zachowania matki, które nie służą ani dziecku, ani jego relacji z matką.

Jeśli ta kobieta zrozumiałaby swoje marzenia senne, stałaby się świadoma swoich niechętnych uczuć. Wtedy mogłaby z nimi dużo zrobić – myśleć o nich, a w konsekwencji o tym, jak o siebie zadbać (widać, że bardzo tego potrzebuje), bez odrzucania dziecka oraz swojego partnera.

Marzenia senne mogą otworzyć drogę do uczuć, których nie możemy lub nie chcemy być świadomi. Warto więc myśleć o snach, o skojarzeniach do nich, o tym, jak się czuliście we śnie i co sądzicie, że Wasz sen może znaczyć. Niestety, snami dużo trudniej zajmować się samodzielnie, a zdecydowanie łatwiej w psychoterapii, do czego Was zachęcam.

Źródło: Sen pacjentki Freuda „o łososiu” zaczerpnęłam z książki „Objaśnianie marzeń sennych” (Z.Freud, Wydawnictwo KR, Warszawa, 1996, strona 139).

 

marzenia senne psychoterapia ursynów Hanna Lisowska
Napisała Hanna Lisowska

Złość i miłość – czy mogą iść w parze?

Złość nie zawsze jest widoczna na pierwszy rzut oka. W tym tekście opiszę Wam, jak może uzewnętrznić się złość i czego może dotyczyć.

Czasem spotkamy osoby, które są przygnębione i wycofane z życia, choć nie straciły nikogo bliskiego. Patrząc stereotypowo, możemy pomyśleć „coś go / ją gryzie od środka, jest taki depresyjny / taka depresyjna„.

Ukryta złość, czyli przykład Pani Y

Wyobraźmy sobie Panią Y. Zdawać by się mogło, że zewnętrznie Pani Y ma w miarę ustabilizowane życie. Pracę, dom, męża. Ale jest przygnębiona, zniechęcona, apatyczna, cierpi na bezsenność. Gdy pytamy ją samą, „jak myślisz, co się dzieje?„, nie uzyskujemy jasnej odpowiedzi. Pani Y nie wie, dlaczego tak się czuje. Nikogo nie straciła, nikt nie umarł, a ona jest taka przygnębiona.

Odpowiedź jest ukryta. To, co się dzieje z Panią Y, jest nieświadomym procesem. Słyszymy od Pani Y szereg skarg i wyrzutów wobec siebie. Jest okropna, nieczuła, opuszczająca, chłodna . To niekończąca się lista najgorszych epitetów pod własnym adresem. Nie trzeba chyba dodawać, że Pani Y myśląc o sobie w taki sposób, przeżywa poczucie winy i spodziewa się krytyki.

Natura ludzka jest różna, mamy różne odsłony, doświadczamy różnych uczuć. Ale nie czujemy u Pani Y tej ambiwalencji, a głównie surowość wobec siebie. Co ciekawe, Pani Y siebie dewaluowała, zaś męża „wynosiła na piedestał”. Z czasem można by było odkryć, że wcale takim ideałem nie był. A zarzuty Pani Y wobec siebie były efektem jej złości wobec męża.

Złość a superego

Gdy ktoś nas zawiódł czy zranił, to naturalne uczucie to żal, złość na tą osobę. W depresji to się nie dzieje. Złość łączy się z instancją, którą każdy z nas ma. To „moralizujący”, nasze sumienie – w języku psychoanalizy nazwane superego. Pod wpływem złości, która się tak gromadzi, superego jest zasilane, staje się surowe i karzące. Zaczyna się srożyć przeciwko „ja”. To sprawia, że osoba czuje się wyjałowiona ze wszystkiego co dobre, pusta, nieatrakcyjna, tak jak Pani Y.

Wydaje się to trochę dziwne, że ktoś może się złościć na siebie, szkodzić sobie i jednocześnie przy tym trwać.  Są tu ukryte nieświadome korzyści. Gdy czujemy złość, możemy mieć lęk, że ona zagraża miłosnym uczuciom. Pani Y wycofała złość do siebie, próbując chronić relacje i miłosny związek ze swoim mężem przed rozczarowaniem, zawodem. W ten sposób chroniła dobry obraz swego męża. Nie chciała stracić tego idealnego wyobrażenia. Pani Y poczuła ulgę też dlatego, że nagromadzona w niej złość znalazła ujście. Na poziomie nieświadomym utożsamiła się z mężem – karząc siebie, karała również jego. Przy tych nieświadomych korzyściach są też wyraźne szkody, bo Pani Y też cierpiała.

Psychoterapia pomaga w uświadamianiu tego, co czujemy i dlaczego. Pomaga integrować i akceptować różne uczucia, różne strony siebie i innych. Dzięki temu świat staje się bardziej zrozumiały,  a relacje zdrowsze.

Pisząc artykuł korzystałam z pracy S. Freuda z 1917 r. „Żałoba i melancholia”.

Przykład jest wymyślony, aby zobrazować problematykę.

Pomagam w pogłębianiu refleksji i ciekawości siebie. Większa świadomość siebie i zrozumienie przyczyn trudności emocjonalnych stwarza możliwości do zmian. Zapraszam na psychoterapię indywidualną Sylwia Wieczorek
Napisała Sylwia Wieczorek.

Dayne Topkin

 

Ideał – inspiracja czy hamulec?

Ideał pojawia się w naszym życiu jako siła napędowa lub coś, co spowalnia działanie. Stale doświadczamy nowych sytuacji, zdobywamy nowe umiejętności czy wchodzimy w nowe role życiowe. Ambicje połączone z pragnieniami są tą siłą, dzięki której dążymy do osiągania wyznaczonych celów.

W procesie rozwoju i uczenia się każdy z nas ma swoje wewnętrzne aspiracje, standardy, którymi się kieruje. Skąd się one biorą?

Gdy byliśmy dziećmi, pewne wymagania stawiali nam rodzice. Bez ich oczekiwań i granic nasz rozwój byłby zahamowany. Jako dorośli sami wytyczamy sobie cele. Mamy wewnętrzne wyobrażenie tego, kim chcemy być, co chcemy osiągnąć. W teoriach psychoanalitycznych te wyobrażenia nazwane są ideałem ego, idealnym ja.

Możemy zauważać pewne rozbieżności między tymi idealnymi wyobrażeniami a tym jacy jesteśmy czy jak wykonujemy daną czynność. Jeśli je akceptujemy, odczuwamy w sobie większą wewnętrzną swobodę i akceptację popełnianych błędów. Działania mogą wtedy wzbudzać naszą ciekawość, sprawiać przyjemność, rozbudzać nasze twórcze pokłady. Co się dzieje, jeśli nie ma w nas tej akceptacji? Jeśli chcemy przeskoczyć tę poprzeczkę, którą sami sobie ustawiliśmy?

Ideał – gdy chcemy go osiągnąć za wszelką cenę

W filmie  pt. „Czarny Łabędź” Darrena Aronofsky’ego poznajemy dramatyczny los bohaterki. To Nina – baletnica owładnięta wizją sukcesu i perfekcji, która płaci za to olbrzymią cenę. Nina mieszka z apodyktyczną mamą i ma jedno marzenie – chce być perfekcyjna. To pragnienie kieruje jej każdym krokiem do tego stopnia, że zatraca się w tańcu, utożsamiając się z graną postacią. Jest w stanie zrobić wszystko dla chwili bycia doskonałą. W jednym z wywiadów reżyser filmu mówi: „Z obsesji pączkuje geniusz, ale też szaleństwo”.Postać bohaterki ilustruje, co dzieje się w wewnętrznym świecie osób, które dążą do perfekcjonizmu. Taniec, który może kojarzyć się z wolnością, swobodą, ekspresją, przyjemnością, staje się chorobliwą obsesją, narzucającą presję i przynoszącą ból.

U osób, które za wszelką cenę dążą do doskonałości, rozgrywa się podobny dramat. Wysoko ustawiona poprzeczka sprawia, że nie mogą czerpać radości z tego co robią – są napięci i sfrustrowani.  Ciągle towarzyszy im ideał i pod jego presją poprawiają to, co zrobili. Wysokie standardy sprawiają, że nie potrafią docenić siebie, umniejszają swoje sukcesy. W skrajnych przypadkach wygrane są potrzebne, by uciszyć wewnętrzny głos krytyki i niezadowolenia z siebie. Sukcesy są wtedy pewnym azylem, chwilą oddechu od nakładanej sobie presji. Przegrane, potknięcia, porażki, rujnują ich świat wewnętrzny. Obawiając się błędu są zahamowani, odkładają na później zadania albo je ciągle poprawiają.  Ten bardzo surowy aspekt siebie i wyśrubowane oczekiwania często umiejscawiają w innych. To sprawia, że mogą czuć się jak w szachu. Z lęku przed krytyką wewnętrzną i zewnętrzną wycofują się do swej enklawy, często popadając w depresję.

Dlaczego dążymy do ideału?

Można zadać pytanie – dlaczego jedne osoby są bardziej surowe wobec siebieTo, jacy jesteśmy, jest pochodną wielu czynników. Rodzimy się z pewnym „wyposażeniem” temperamentu.  Nasza osobowość kształtowana jest również poprzez relacje z drugim człowiekiem. Największy wpływ na nas miały relacje z bliskimi. Rzutuje na nas to, co myśleli o nas rodzice, jak się wobec nas zachowywali, jakie mieli oczekiwania.

W teoriach psychoanalitycznych jako pierwszy zwrócił na to uwagę Zygmunt Freud. Wyodrębnił w strukturze osobowości trzy instancje. Jedna z nich to id  – zakorzeniona najgłębiej nieświadoma sfera psychiki, rodzaj zbiornika energii psychicznej i popędów. Druga to ego (ja), odpowiadająca za nasze realistyczne myślenie, odraczająca natychmiastową chęć zaspokojenie potrzeb. Można powiedzieć, że ego stopuje nasze id, szuka kompromisu między id a trzecią instancją, czyli superego.

Superego kształtuje się najpóźniej i jest pochodną wychowania. Pośrednikiem między kulturą a psychiką dziecka są jego rodzice. Przekazują dziecku wartości, normy, ideały, karzą i nagradzają. W toku wychowania dziecko uwewnętrznia te przekazy. Tworzy się „wewnętrzny cenzor” – instancja moralna, sumienie, a także „idealne ja”. To właśnie superego napiera na naszą psychikę, aby osiągnąć ideał.

Superego jest nam bardzo potrzebne – pomaga w ustanawianiu granic czy wartości. Gdy jednak jest bardzo surowe, apodyktyczne, zamiast być strażnikiem, staje się „wewnętrznym dręczycielem”.

Jednym z celów psychoterapii jest pomoc, by tego „dręczyciela” nieco odsunąć lub by złagodniał. Terapeuta pomaga inaczej spojrzeć na idealistyczne wyobrażenia pacjenta o samym sobie. Ta – dla wielu bolesna – świadomość, że nie jesteśmy doskonali, może przynieść ulgę. Wedy jest szansa na to, że w miejsce krytyki pojawi się szacunek i uznanie siebie jako wystarczająco dobrego.

 

Do stworzenia wpisu wykorzystałam artykuł „Psychologia Nieświadomości” Z. Freuda

ideał psychoterapia ursynów
Napisała Sylwia Wieczorek.

Dayne Topkin